52 rozdział

1K 68 38
                                    

Astrid

Godziny płynęły jedna po drugiej nie dając o sobie znać. Siedziałam na malutkiej wysepce i rozmyślałam nad ostatnimi wydarzeniami. Moje oczy kleiły się i chciałam tak zostać i spać. Nie pozwalałam jednak sobie odpocząć. Moimi myślami odpływałam daleko...

To przeze mnie on może zapaść w sen wieczny. Ech... Najpierw Czkawka, bo nie powstrzymałam Smarka, a teraz Harry. Chociaż może trochę pomogłam oddawając tą książkę.

Usłyszałam ciche zamachy skrzydeł. Za mną stanęła Wichura i Szpicruta. Czyli niedaleko jest Heathera. Wstałam i chwiejnym krokiem zaczęłam szukać przyjaciółki. Nie spałam całą noc. Próbowałam wszystkiego. Liczenie owiec, wdechy i wydechy, ale nie pomagało. Mój mózg z każdym pomysłem protestował i wyobrażał to nowe scenariusze rozmów, które pewnie nigdy nie nastąpią.

A co jeżeli Czkawka żyje? - Mówił głos z tyłu głowy. Złapałam się za puls i parę razy szturchnęłam.

Nie. To niemożliwe. Widziałam jak porywa go smok i wrzuca do oceanu... - Pomyślałam do sumienia. Z dnia na dzień zaczynam wariować... Rozmawiać sama ze sobą?...

A jak przeżył? Jak tresuje smoki? Co na to powiesz? - Rozmowa nabierała tepa. Na Thora!

Nic nie powiem! Zamknij się, sumienie! - Jak sama sobie powiedziałam tak głosy przestały mnie nachodzić. I dobrze. Moja bujna wyobraźnia wypalona strachem z kilku godzin spędzona na patrzeniu się w niebo znalazła ujście...

Mimo nie zaskakującego mnie głosu, to czułam się coraz gorzej. Uczucie jakby ktoś mnie śledził, głosy, szepty, szelest liści, równomierne oddechy... Nie mogłam spokojnie iść i szukać czarnowłosej. Nagle jak zbawienie wyszła zza drzewa. Rzuciłam się na nią. Jej wzrok mówił, że pewnie wyglądam żałośnie, po kilku nie przespanych godzinach.

- Heathera, szukałam Cię.

- No właśnie widzę... powinnaś iść spać. - Natychmiastowo odparła pomagając mi stać.

- Wiem, ale nie mogę...

- To ci pomogę. - Zrymowała ze mną i zaprowadziła na małą łączkę, na której jak widać trochę przebywała, co udowadniało ognisko. Położyłam się na wskazanym przez ną łóżku i nie zważając na cały otaczający nas świat, zasnęłam...

Czkawka

Leżałem w łóżku i czytałem, jak się okazało dziennik Grey'a Wright'a. Opisywał tu wszystkie zjawiska. Był niezwykle mądry. Na samym końcu napisał również, że sam próbował wytresować smoka, ale niestety źle się za to zabrał i został pozbawiony trzech palców lewej ręki.

Po przeczytanej lekturze, zebrałem się na wstanie. Założyłem jak najciszej protezę, by nikt nie usłyszał. Założę się, że wszyskim by odbiło i włączył tryb: nadopiekuńczy kolega lub nadopiekuńcza dziewczyna. A nie. Przepraszam. Nadopiekuńcza narzeczona. Miałem zawroty głowy, ale nie myślałem o tym.

To tylko ból. To tylko ból fizyczny... To się dzieje w twojej głowie. - Mówiłem do siebie w myślach. Wkońcu wstałem z siebie dumny. Nie trwało to zbyt długo, bo przewróciłem się na Szczerbatka. Mimo tego, nie położyłem się z powrotem na łóżko, tylko na Mordce poszedłem do całej reszty omówić wydarzenia, które będą miały miejsce w niedalekiej przyszłości.

Siedzieli w pokoju przy stole. Przy pomocy Furii dosiadłem się. Po mojej prawej stronie siedziała Rachel, a po lewej Selena. Kiedy przylecieli do nas mieszkańcy Herring musieliśmy stół powiększyć.

- Już lepiej, Czkawka? - Zapytał opiekuńczo James. Przyjacielsko uderzył mnie w ramię, a ja oddałem mu tym samym.

- Myślę, że teraz może być tylko lepiej. - Odparłem zgodnie z prawdą. - A gdzie w ogóle Astrid i Heathera?...

- A co? Tęsknisz za nimi? - Sarkastycznie pytaniem na pytanie odpowiedziała Ewa, która z nas chyba najbardziej ich nienawidziła. A ja chyba wiem dlaczego. Ma świadomość, że wygląda jak Hofferon i sprawia mi tym ból. Zdołałem już się przyzwyczaić, ale czasami muszę zamknąć oczy przed jej bystrym wzrokiem.

- Nie, nie tęsknię! Po prostu bardzo zależy mi, byśmy mieli spokój. A pomagając im, zyskamy ten spokój. I może zdobędziemy te Furie Łupieżców? W sumie to mój główny cel... - Mruknąłem zjadając kanapkę zrobioną przez Selenę, najlepszą kucharkę w naszej paczce.

- Jak wyzdrowiejesz zdecydujemy czy lecimy na Berk, czy nie. Ale pomysł. Tam jest twój ojciec, ta pinda... - Wymieniała na palcach Rachel. - Ten gruby, i inni nie warci twojej uwagi.

- Sam nie wierzę co mówię, ale pomagając im zrobimy dobrze. Mimo tego, że nie powinniśmy im pomagać, za to co zrobili, ale nie zniżajmy się do ich poziomu. Chociaż my miejmy serce. - Odparłem zgodnie z tańczącymi mi w głowie myślami. Niechętnie, ale zgodzili się. W końcu to moi przyjaciele i będą zawsze trzymać ze mną, bez względu jaka będzie moja decyzja. Zostało tylko jeszcze poinformować Wandali. Ciekawe tylko, gdzie są dwie jakże cudowne dziewuchy.

- Ktoś je wogóle widział? - Zapytał po chwili ciszy Artem.

- Ostatnio były na Wysepce Smoczych Zabaw - Odparł Tom. - Na łące. - Wszyscy wsiedliśmy na swoje smoki, w tym ja, czujący się o niebo lepiej. Jak chłopak powiedział tak, to okazało się prawdą. Blondynka spała. Miała wory pod oczami i płytki oddech, gdyby dopiero co miała koszmar i teraz próbowała zasnąć.

Hebanowo włosa natomiast czuwała przy przyjaciółce, jakby w obawie, że ta ucieknie. Nawet nie zadawając sobie trudy bycia cichym, poszliśmy w ich kierunku, sprawiając przy tym nie mały hałas.

Tak właściwie to my nie hałasowaliśmy tylko smoki.

Niebieskooka obudziła się. Po jej minie zobaczyłem, że cieszyła się... Czego nie można było powiedzieć o drugiej.

- Podjęliśmy decyzję... - Stanowczo odparłem. - Pomożemy wam w walce, ale na nic innego nie liczcie... - Po tych słowach obie szczęśliwe wstały i podbiegły do nas. 

- Dziękujemy... - Składając ręce w podziękowaniach, mówiła ściskając nam dłonie. 

- Nie trzeba dziękować. Nie robimy tego, bo od tak chcemy. - Wandalki minęły mimo uszu złośliwy komentarz Rachel. Jak widać dla nich liczyła się tylko nasza pomoc...

~~~

I już kolejny rozdział! Kto się cieszy? A tak w ogóle dziś trochę późnej jest rozdział, ponieważ miałam tylko połowę napisaną. Mam nadzieję, że nikomu to nie przeszkadza, że później.

Do kolejnego!

Co Serce Pokochało Rozum Nigdy Nie Wymaże~JWS ✔Where stories live. Discover now