22 rozdział

2.2K 109 52
                                    

Czkawka

Jeszcze przed wschodem słońca wstałem. Miałem ochotę na lot, by oczyścić się ze wszelkich myśli. Smok nie protestował w postaci ucieczki, a wręcz przeciwnie - z wrażenia skakał, wywalił jęzor i ciągle mnie pośpieszał ku klifowi.

- Ja wiem, że wczoraj nie lataliśmy - poczym pogłaskałem go po ciepłych łuskach. - Postaram się wynagrodzić to tobie w powietrzu.

Wsiadłem w siodło i na ziemi nic po nas nie zostało oprócz świstu i przebłysku.

Widok wstającego niebia był piękny. Różowe niebo, pomarańczowe chmury. Gdzieś w tle przelatywały czarne sylwetki smoków, co dodawało klimatu. Szkoda, że nie przy mnie tej jednej, jedynej najważniejszej osoby w moim życiu...

Jak pomyślałem, tak nagle znikąd pojawiło się całe towarzystwo. Po dłuższej chwili zorientowałem się, że brakuje Jacka. Jak zwykle oczywiście...

- Jak zwykle śpi. Demo też nie kwapił sie wstać - odparła Marianne z dzikim uśmieszkiem, który mówił, że dziewczyna ma chęć go obudzić w disc brutalny sposób. - Chętnie bym go obudziła...

Inni w tym czasie rozmawiali właściwie o niczym istotnym. Ja nam w zgranej grupce z Tris i Viggo.

- A tak właściwie, to jesteśmy zobowiązani coś wam wszystkim powiedzieć - krzyknął niebieskooki brunet.

- Słuchamy! - krzyknął ktoś w tle.

- Bo... Gdyż... Bo ja i Tris jesteśmy razem - nieśmiało powiedział chłopak. Wszyscy ocknęli się dopiero po chwili. Były gromkie brawa, które zacząłem. Gratulowaliśmy związku, gdzie ja i Powell nie odwracaliśmy od siebie wzroku. Posłałem jej spojrzenie mówiące: Czas najwyższy, by wyjawić naszą tajemnicę, co nie? Przytaknęła i zabrała głos.

- Ludzie! Cisza! Jak jest okazja to i ja bym chciała coś powiedzieć. Ja i Czkawka również jesteśmy ze sobą od jakiegoś czasu.

Podleciałem bliżej niej i złapałem ją za dłoń i uśmiechnąłem się. Ona również. Poprawiła kosmyk włosów, zakładając je za ucho. Sam szybko przeczesałem włosy dłonią.

- Ju hu hu! No to nieźle! Dwie pary jednego dnia i to właściwe pod rząd! Trzeba to jakoś godnie uczcić! - krzyknęła jeźdźczyni Wondersmoka. Wszyscy zgodnie zgodzili się z szatynką. Polecieliśmy w kierunku domu wspólnego, gdzie do tej pory spał Jack w dość dziwnej pozycji. Przywitała go Marianne, zabierając chłopakowi kołdrę i polewając kubłem lodowatej wody z lodem...

- Co do jasnej cholery! Motyla noga! - niedokońca kontaktował z otaczającym go światem. Od razu zerwał się z łóżka i zaczął gonić dziewczynę, która śmiała się do rozpuchu. Prawie co uciekła na swoim smoku, lecz Jack był szybszy i ją złapał. Ostatecznie Marianne znalazła się na jego barku. Ze ściśniętymi pięściami biła go w plecy. Lecz i to nie pomagało.

- Jack Powell, masz mnie w tej chwili puścić!

- Oj nie ma tak łatwo! Było mnie moja droga nie polewać kubłem zimnej wody!

- Oj, Jack no weź! Doskonale zdajesz sobie sprawę, że tylko to było w stanie Cię obudzić!

Nadal mocowała się z o rok młodszym przyjacielem, lecz na próżno jej starania. Mimo wielu był o wiele silniejszy.

- Znam tylko jedne rozwiązanie, które skłoni mnie bym cię puścił.

- A jakie to rozwiązanie? - zapytała.

- Soczysty całus w policzek - przeżucił ją sobie na ręce, w sposób panny młodej. Zrezygnowana, z łaską dała mu całusa.

- Nareszcie! - krzyknął bardzo głośno Jack. Dziewczyna zeskoczyłaz jego ramion i biegnąc uderzyła go po przyjacielski w ramię. Udawał, że go to bolało i zaczął masować skórę. Zaczął ją gonić. No jak dzieci... Tamci to na sto procent nie dorosną...

Co Serce Pokochało Rozum Nigdy Nie Wymaże~JWS ✔Where stories live. Discover now