Urodziny

898 59 5
                                    

Obudziłem się wyjątkowo wcześnie rano. Niespiesznie udałem się do łazienki, gdzie wziąłem poranny prysznic i w jakimś stopniu się ogarnąłem. Nałożyłem na siebie granatową koszulkę i krótkie, czarne spodnie. Był piątek i cały czas miałem wrażenie, że o czymś zapomniałem. W końcu uznałem, że tylko tak mi się wydaje i najzwyczajniej w świecie udałem do garażu po mój rower.

Jadąc, zastanawiałem się jak będą wyglądały tegoroczne wakacje, które miały rozpocząć się za dokładnie miesiąc. Wiedziałem, że spędzimy je razem całą drużyną, ale również przeznaczę trochę czasu, żeby pobyć sam na sam z moją ukochaną dziewczyną. W głębi duszy zagnieździło mi się ziarenko niepokoju, jakby w lecie miało się zdarzyć coś wyjątkowo złego. Starałem się o tym nie myśleć, ale nie potrafiłem wyrzucić tego przekonania z głowy. Miałem nadzieję, że w końcu mi to przejdzie. 

Stanąłem przy stojakach na rowery i umiejscowiłem przy nich swój. Było naprawdę dużo za wcześnie, gdyż pod budynkiem gimnazjum nie było praktycznie nikogo. Uznałem, że udam się na tył szkoły, żeby w spokoju pomyśleć i poczekać na moich przyjaciół. Usiadłem na murku, z którego w październiku zrzuciła nam swój liścik Max. Na to wspomnienie zaśmiałem się cicho pod nosem. Nigdy nie zapomnę tego, jak bardzo Lucas i Dustin byli nią zaślepieni, ale w końcu ona wybrała Sinclair'a. Pasują do siebie. Oby chłopaki również kogoś dla siebie znaleźli..

Wspominając wszystko, co zdarzyło się po Halloween i później to na przemian się uśmiechałem, a smuciłem. To był wyjątkowo trudny okres, ale jednocześnie wyjątkowy i wspaniały. Gdyby to się nie wydarzyło, nie powróciłaby do mnie El. Nie wyobrażałem sobie, żeby to mogło potoczyć się inaczej. Z resztą, nie potrafiłbym. 

Przyglądałem się uważnie drzewom, które rozpościerały się przede mną. Znalazłem w nich spokój, uczucie melancholii. Spoglądałem na ptaki, które wylatywały z gałęzi, najpewniej po pokarm dla swoich młodych lub po to, żeby rozprostować skrzydła. Nawet nie wiem ile czasu byłem pogrążony we własnych myślach, kiedy ktoś poklepał mnie po ramieniu.

- Wszystkiego najlepszego Mike! - krzyknął Lucas, posyłając mi uśmiech, następnie mocno przytulając.

- Co? - zdziwiłem się.

- No przecież masz urodziny. - zaśmiał się Will, również mnie obejmując.

To samo zrobił Dustin, a na końcu podeszła do mnie Max, przytulając do siebie.

- Wszystkiego najlepszego Mike, niech twoje najskrytsze marzenia się spełnią. - na jej życzenia uśmiechnąłem się lekko i objąłem ją jeszcze mocniej.

- Dziękuję. Szczerze, to nawet sam nie pamiętałem, że mam dzisiaj urodziny.

Zaśmialiśmy się wszyscy, następnie ruszając w stronę wejścia do budynku. Dowiedziałem się również, że mam przyjść dzisiaj po czwartej do domu Dustin'a. Miło z ich strony, że chcą świętować moje urodziny. Zastanawiało mnie tylko gdzie w tym momencie podziewa się El. Długo nie musiałem czekać, gdyż zauważyłem ją stojącą bok mojej szafki. Wyszedłem jej na przeciw, a ona momentalnie przytuliła mnie z całej siły. 

- Wszystkiego najlepszego Mike. - wyszeptała mi do ucha. - Niech twoje najskrytsze marzenia się spełnią, a każdy moment twojego życia będzie wspaniały.

- Dziękuję El. - po policzku spłynęła mi łza szczęścia, że ją mam.

Ruszyliśmy do klasy i resztę szkolnego dnia spędziliśmy na nauce, wesołym rozmawianiu i siedzeniu na stołówce. Parę osób złożyło mi jeszcze życzenia, w tym nauczyciele. Do domu wróciłem o piętnastej. Miałem godzinę, żeby się przygotować i pojechać rowerem do Dustin'a. Na progu powitała mnie Nancy i przytuliła mocno.

- Miło, że chociaż ty w tym domu pamiętasz. - uśmiechnąłem się smutno.

- Naprawdę mama i tata zapomnieli? - zdziwiła się.

- Na to wygląda...- westchnąłem.

- Słuchaj, to dla ciebie. - podniosła pakunek stojący na stole i wręczyła mi go.- Otwórz.

Delikatnie rozerwałem papier, a moim oczom ukazał się nowy zegarek. Nie mogłem w to uwierzyć. Przytuliłem ją najmocniej jak potrafiłem.

- Dziękuję, naprawdę nie musiałaś.

- Przecież jesteś moim bratem. 

- Dobra, ja muszę się zbierać do Dustin'a, bo zaplanowali mi jakieś przyjęcie.

- W porządku. Może jak wrócisz zrobimy sobie wieczór filmowy? Skoczę po popcorn i jakieś słodycze do sklepu. - zaproponowała.

- Jasne, dobry pomysł. Jeszcze raz dzięki.

Ruszyłem po schodach na górę, zakładając nowy zegarek. Może El będzie chciała ten, który nosiła kiedy się poznaliśmy? Wszedłem do pokoju, żeby się przebrać i już po jakichś trzydziestu minutach byłem w zupełności gotowy. Uznałem, że mam jeszcze wystarczająco dużo czasu, żeby poczytać "TO". Książka zbyt mnie wciągnęła, więc do Henderson'a jechałem spóźniony. 

Zapukałem do drzwi, które otworzyła mi Max, uśmiechając się szeroko. Weszliśmy w głąb domu, a tam zobaczyłem pełno balonów, na ścianie wisiał napis "WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO MIKE!", a na stole znajdowało się dużo różnych przekąsek.

- Naprawdę nie musieliście.- powiedziałem wzruszony.

- Nie denerwuj nas Mike.- powiedział Will.

Następnie każdy po kolei zaczął wręczać prezenty. Od Max i Lucas'a dostałem deskorolkę, chociaż już wiedziałem, że się na niej zabiję. Ruda obiecała nauczyć mnie jeździć. Od Will'a dostałem dwie powieści Stephena Kinga, a od Dustin'a czapkę, na której widok się zaśmiałem.

Po chwili usłyszałem jakiś dźwięk dobiegający się z kuchni, a zaraz potem moim oczom ukazała się El, która niosła tort i zaczęła śpiewać Sto Lat. Reszta momentalnie się dołączyła. Zdmuchnąłem świeczki, a następnie zjedliśmy to przepyszne ciasto.

Resztę popołudnia spędziliśmy grając w różne gry i świetnie się bawiąc. Gdy uznałem, że muszę się zbierać na mój filmowy wieczór z Nancy, pożegnałem się ze wszystkimi i wyszedłem na świeże powietrze. Już miałem odjechać, kiedy usłyszałem wołanie El.

- Mike, nie dałam ci jeszcze mojego prezentu. - podbiegła do mnie i wręczyła mały pakunek. 

W środku znajdował się medalion, a wewnątrz niego nasze wspólne zdjęcie, które zrobił Jonathan gdzieś w połowie lutego.

- O mój Boże. Dziękuję El. - przytuliłem ją mocno do siebie i pocałowałem delikatnie w usta. 

Po tym odjechałem do domu i resztę wieczoru spędziłem w towarzystwie Nancy.

353 Days. | MilevenWhere stories live. Discover now