Spacer w śniegu

1.1K 65 18
                                    

Las przykryty śnieżnym puchem prezentuje się naprawdę wspaniale. Każde drzewo, krzak, wszystko jest takie tajemnicze, do odkrycia. Chciałem pokazać mojej kochanej dziewczynie jak świetnie można spędzać czas, gdy na zewnątrz  panuje mróz i wszystko dookoła wygląda, jakby zapadło w sen. 

Szliśmy obok siebie nic nie mówiąc. Cisza potrafi być kojąca, a szczególnie w jej towarzystwie. Rozumiemy się bez słów. Czuję, że El to moja bratnia dusza i nie potrzebuję nikogo innego do szczęścia. Nagle wpadłem na pewien pomysł. Schyliłem się i pospiesznie ulepiłem kulkę ze śniegu i rzuciłem ją w nic nie spodziewającą się Jane. Przez pierwsze sekundy dziewczyna patrzyła na mnie, jakby chciała mnie zabić, ale po chwili zrobiła to samo co ja i trafiła mnie w ramię. Zaśmialiśmy się i urządziliśmy bitwę na śnieżki. Co z tego, że mieliśmy już oboje czternaście lat i zachowywaliśmy się w tym momencie jak dzieci, ale nic na to nie poradzę, że przy niej byłbym w stanie nawet skoczyć z klifu. El nigdy nie bawiła się na śniegu, więc czemu niby teraz nie miałaby tego zrobić razem ze mną?

Kiedy zmęczyliśmy się, ruszyliśmy dalej, tym razem trzymając się już za ręce. Dotarliśmy na niewielką polankę. Wpadłem na pomysł, żebyśmy ulepili bałwana. Wytłumaczyłem Jane o co chodzi i już po chwili zabraliśmy się do roboty. Kule były dosyć duże, przez co nie wiedziałem jak umieścimy je na tej z dołu, ale z pomocą przyszła mi moja dziewczyna, która za pomocą swoich mocy podniosła kule i zrobiła to, czego normalnie chyba nie dalibyśmy rady zrobić. Odwróciłem się w jej stronę, po czym podszedłem do niej. Krew sączyła się z jej nosa. Zdjąłem rękawiczkę i kciukiem delikatnie starłem szkarłatną ciecz. Na ten gest dziewczyna uśmiechnęła się uroczo. Ponownie ująłem jej dłoń i udaliśmy się w dalszą drogę, kierując się na klif. W sumie to w tym miejscu spotkaliśmy się pierwszy raz od 353 dni. Uratowała mnie przed tymi cholernymi demogorgonami. Gdyby nie ona, już dawno byłbym martwy. 

Stanęliśmy na wprost klifu i patrzyliśmy na zamarzniętą taflę wody. Śnieg błyszczał się dookoła, a my jedynie podziwialiśmy ten piękny widok, żeby zapamiętać go jak najlepiej. Zdałem sobie sprawę, że to miejsce jest wyjątkowe. Wyjątkowe dla nas obojga. Przecież El uratowała mi tu życie dwa razy. Pamiętam, kiedy nie pozwoliła mi spaść w dół urwiska, później powiedziała, że jest potworem, a na końcu razem z Dustin'em mocno ją przytuliliśmy. Teraz byliśmy tu razem, na szczęście w normalnych okolicznościach. Usiedliśmy na ziemi i nadal nie spuszczaliśmy wzroku z krajobrazu kształtującego się przed nami. Można by rzec, że było naprawdę romantycznie. El oparła głowę o moje ramię, a ja objąłem ją ramieniem, wpatrując się z góry w jej uroczy, delikatny uśmiech. Rozumieliśmy się bez słów, razem było nam lepiej..

-------------------
Miało być wczoraj, wybaczcie!

353 Days. | MilevenWhere stories live. Discover now