Nadszedł poniedziałek. Niestety. Nie przepadałem za szkołą, ale odkąd chodzi do niej El, uwielbiam wstawać rano z myślą, że za niedługo ją zobaczę. Tak było i tym razem. Szybko podniosłem się z kanapy w piwnicy i założyłem przygotowane poprzedniego wieczoru ubrania. Wbiegłem po schodach na górę, żeby zjeść śniadanie. Przywitałem się z Nancy, po czym wyjąłem płatki i mleko z lodówki. Rodzice byli już w pracy, więc było spokojnie. Usiadłem do stołu, a moja siostra naprzeciwko mnie z otwartą książką.
- Jonathan podjeżdża razem z Will'em po mnie autem. Chcesz jechać? Dzisiaj jest wyjątkowo zimno.
- W sumie, dobry pomysł. Daj mi znać, jak będą.
Po szybkim zjedzeniu, ruszyłem do łazienki i wykonałem podstawowe, poranne czynności. Poprawiłem jeszcze włosy, następnie pobiegłem do pokoju po plecak. Nie miało być dzisiaj żadnych sprawdzianów, więc miałem spokój. Nancy zawołała mnie, że Will i jego brat już są. Założyłem zimową kurtkę i ciepłe buty. Na polu było strasznie zimno. Moja siostra miała rację. Za niedługo miał się zacząć marzec, więc modliłem się o dobrą pogodę, bo miałem coś ważnego w planach..
Niecałe dziesięć minut później byliśmy pod szkołą. Pożegnaliśmy się z naszym rodzeństwem i ruszyliśmy w stronę szkoły. Rozmawialiśmy o piątkowym nocowaniu i o tym, że trzeba je kiedyś powtórzyć, bo było naprawdę super. Otworzyłem swoją szafkę i wyjąłem potrzebne książki na pierwszą lekcję, czyli biologię.
- Mike!- usłyszałem ten cudowny głos, w którego kierunku od razu się odwróciłem i uśmiechnąłem się szeroko.
El razem z Max machały do mnie, co odwzajemniłem. Moja dziewczyna miała na sobie gruby, brązowy płaszcz i ciepłe kozaki. Na głowie umiejscowiła bordową czapkę, którą dostała od Lucasa na święta, a na ramieniu wisiała jej kolorowa torba. Policzki miała zaróżowione od mrozu na zewnątrz, a jej nos był czerwony. Wyglądała przeuroczo.
Obie dziewczyny zatrzymały się przy mojej szafce. Przytuliłem El do siebie, a z Max przybiłem piątkę.
- Gotowa na lekcję?- zapytałem.
- Nie za bardzo.- westchnęła. - Nie rozumiem biologii.
- Nie martw się, pomogę ci się nauczyć. Ostatni temat nie jest taki trudny.
- I mówisz to osobie, która rozpoczęła naukę w normalnej szkole dopiero parę miesięcy temu.- skrzyżowała ręce na piersi.
- Och, daj spokój! Będzie dobrze! Weź książki, bo zaraz dzwonek.
Weszliśmy do klasy i zajęliśmy swoje miejsca. Usiadłem w ławce z El, tak jak praktycznie na każdej lekcji. Pomagam El zrozumieć wiele tematów, które są trudne i wytłumaczyć to, czego nie wie z poprzednich lat. Nauczyciele nie mają nic przeciwko, bo Hopper MNIEJ WIĘCEJ nakreślił całą sytuację. Powiedział, że wychowywała się daleko stąd i nie miała możliwości chodzenia do szkoły oraz nauczenia się wielu rzeczy.
Pan Clark zaczął temat i zapisał go na tablicy, a ja w tym czasie wytłumaczyłem El o co chodzi.
- Spotkamy się w któryś dzień, żeby się pouczyć?- zapytałem cicho.
- Tak.
Następne lekcje zleciały dosyć szybko. Właśnie była przerwa na lunch. Szedłem korytarzem w stronę stołówki, gdzie miałem się spotkać z moimi przyjaciółmi. Musiałem wcześniej wypożyczyć jedną książkę z biblioteki, która będzie mi potrzebna na wspólną naukę z El. Nagle usłyszałem pisk i głośny śmiech, co dosyć mnie zaniepokoiło. Pokierowałem się w stronę z której dochodziły te odgłosy, a to co zobaczyłem ścisnęło mnie za serce i wzbudziło ogromną złość. Troy szarpał MOJĄ dziewczynę, po której policzkach ciekły łzy, a jego kumple obserwowali wszystko z boku i mieli niezły ubaw. Uczniowie, którzy bali się Troy'a udawali, że tego nie widzą, a nauczycieli nigdzie nie było. El wiedziała, że nie może używać swoich mocy w obecności innych, więc nie miała jak się bronić.
- Żałosna jesteś! Myślisz, że nie wiem, że coś z tobą nie tak?! - przycisnął ją do jednej z szafek.
Rzuciłem plecak na ziemię i pobiegłem bronić mojej kochanej Jane. Chwyciłem Troy'a za koszulkę, kiedy przygniatał dziewczynę swoim ciałem i z całej siły szarpnąłem go do tyłu.
- CO TY DO CHOLERY WYPRAWIASZ?! Znęcasz się nad dziewczyną? MOJĄ dziewczyną?! Pożałujesz tego. - uderzyłem go z całej siły w twarz.
Jego kumple byli w szoku moim posunięciem, nie ruszyli się z miejsca. Uderzałem chłopaka gdzie popadnie, dopóki nie poczułem drobną dłoń na ramieniu.
- Mike.. Już dosyć...- wyszeptała, a widząc jej przerażone i smutne oczy, odpuściłem.
Pochyliłem się nad leżącym Troy'em i warknąłem:
- Jeszcze raz zobaczę cię w jej pobliżu, to pożałujesz, jasne?!
- T-tak..- wyjąkał, po czym wstał z podłogi i uciekł, a za nim pobiegła grupka chłopaków.
Odwróciłem się w stronę roztrzęsionej istotki i zamknąłem ją w swoich ramionach. El wtuliła się we mnie mocno i zaczęła jeszcze głośniej łkać w moje ramię. Cierpliwie głaskałem ją po głowie, przekazując jej najwięcej wsparcia i miłości jak tylko mogłem.
- Już spokojnie słońce, jesteś bezpieczna... Jestem tu razem z tobą, już go nie ma. Spokojnie...
Po chwili się uspokoiła. Przetarłem jej różowe policzki i dałem buziaka w czoło. Objąłem ją w talii i zabrałem na stołówkę. Gdy nasi przyjaciele nas zobaczyli, od razu się zaniepokoili. Posadziłem El obok Max, a dziewczyna natychmiastowo przytuliła do siebie jeszcze cichutko łkającą Jane.
- Co się stało? - zapytała, głaszcząc jej lekko drżące ramię.
- Troy ją napadł. - mówiąc to, złapałem dłoń El.
- Jak? - zapytał Dustin.
- Kiedy przyszedłem krzyczał na Jane, szarpał nią i z całej siły przygwoździł do szafek.
- Boże, nic ci nie jest? - Lucas popatrzył zmartwiony na El.
- Jest w porządku. Będzie siniak. Jeszcze trochę się boję.
- No, już dobrze. Z nami jesteś bezpieczna. Jak go spotkam, to ukręcę mu jaja. - szepnęła Max.
- Zapamiętać: nigdy nie zadzierać z Max. - powiedział Lucas, na co wszyscy się zaśmialiśmy.
أنت تقرأ
353 Days. | Mileven
قصص الهواةCzasami ciągle ją widzę... Jest moją obsesją. Już nigdy nie zobaczę jej uśmiechu, łez w oczach, krwi cieknącej z jej nosa... Zostaną jedynie wspomnienia... Chociaż wszystko w każdym momencie może się zmienić.