Decyzje

1.4K 77 14
                                    

Wszystko skomplikowało się tego feralnego dnia, kiedy Will trafił do laboratorium. Siedziałem po południu w piwnicy, czytając książkę, kiedy telefon w kuchni zadzwonił, a mama zawołała, że to do mnie. Szybko pobiegłem do kuchni. Okazało się, że była to pani Byers, która powiadomiła mnie o sprawie z moim najlepszym przyjacielem. Przejąłem się nie na żarty, ale kobieta poprosiła, żebym nie przyjeżdżał, bo to może być niebezpieczne. Postanowiłem jej posłuchać i cały zestresowany wróciłem na dół. Bałem się, że to może mieć jakiś związek z tymi cholernymi demogorgonami i tym wszystkim, ale całym sobą starałem się o tym nie myśleć. 

Dochodził wieczór, a ja nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Nagle usłyszałem szmery w krótkofalówce i rzuciłem się prędko w jej stronę.

- Mike? - od razu wyłapałem to, że płacze.

- Co się stało El?

- Hopper nie wraca już drugi dzień. Tak bardzo się boję.

- Ej, ej spokojnie. Już wychodzę z domu. Za niedługo będę u ciebie. Spróbuj się uspokoić. Porozmawiamy na miejscu.

Wyskoczyłem z mojego pseudo pokoju i już zakładałem buty. Rodzice nie zwracali na mnie uwagi, a Nancy nie było w domu już od dwóch dni, dzięki czemu mogłem od razu wskoczyć na rower i jak najszybciej pojechać do roztrzęsionej dziewczyny. Nie liczyło się to, że powoli brakowało mi sił, ani to że miałem zadyszkę. Najważniejsze było dla mnie znaleźć się obok El i zapewnić jej poczucie bezpieczeństwa, którego teraz bardzo potrzebowała. Po około dziesięciu minutach trafiłem do celu, rzuciłem rower w bok i podbiegłem do drzwi. Użyłem kodu, którego nauczył mnie Hopper i już po chwili, trzymałem w ramionach roztrzęsioną osóbkę. Łkała mi w ramię, a ja delikatnie gładziłem jej włosy, próbując tym gestem dodać dziewczynie jak najwięcej wsparcia i otuchy. W końcu odsunęła się ode mnie, a widząc jej opuchnięte od płaczu oczy, serce mi stanęło. Nie potrafiłem patrzeć na te czekoladowe oczka tej uroczej istotki, która tyle wycierpiała w swoim życiu. Usiedliśmy na kanapie przed telewizorem. El niepewnie przysunęła się do mnie, a ja momentalnie objąłem ją ramieniem w pasie.

- Pokłóciliśmy się wczoraj rano. Chciałam wyjść z domu, zacząć normalne życie, ale on się nie zgodził. Od tej pory nie wrócił. To moja wina Mike...

- Nieprawda. Nie twoja. Na pewno nic mu nie jest.

- Mogę spróbować sprawdzić gdzie on jest, ale od wczoraj nie potrafię. Nie z nim.

- Spokojnie, chociaż spróbuj. Może się uda. 

Dziewczyna wstała z kanapy i podeszła do telewizora, który włączyła. Wzięła opaskę, którą trzymała na półce i usiadła na podłodze. Przyglądałem się jej poczynaniom z nie małym zaciekawieniem. Zakryła swoje oczy i cicho westchnęła. Wiedziałem, że bardzo się stara. To było naprawdę bardzo ważne. Nie wiadomo co mogło stać się z Hopperem ani tym bardziej Will'em. Przez chwilę miałem wrażenie, jakby cały świat zatrzymał się, gdy usłyszałem drżący głos El. Chciałem do niej podejść, ale zdawałem sobie sprawę, że to nie najlepszy pomysł. 

- Uważajcie, uciekajcie stamtąd. - tylko tyle zdołała wyszeptać, po czym zrzuciła opaskę z oczu i wybuchła głośnym płaczem, chowając twarz w dłonie.

Zerwałem się na równe nogi i podbiegłem do roztrzęsionej dziewczyny, nie wiedząc co się dzieje. Po jej słowach można się było wszystkiego spodziewać, a szczególnie najgorszego. Objąłem ją w pasie, delikatnie całując czubek głowy, żeby tym gestem pokazać jej, że nie jest w tym momencie sama. Eleven próbowała coś powiedzieć, ale tylko ją uciszyłem.

- Spokojnie, powiesz mi za chwilkę.

Siedzieliśmy tak przytuleni jeszcze może z jakieś pięć minut, kiedy dziewczyna podniosła się i popatrzyła na mnie najsmutniejszym wzrokiem, jaki kiedykolwiek widziałem.

- Jest w laboratorium razem z Will'em, Joyce i jakimś panem, Mike. Krzyczą, a te potwory zabijają ludzi.- wyszeptała, kręcąc głową.

- Chcesz mi powiedzieć, że demogorgony są w laboratorium? Boże, im może stać się krzywda. 

Zacząłem denerwować się nie na żarty. Sytuacja przedstawiała się naprawdę niebezpiecznie. Oni mogą zginąć! Kompletnie nie wiedziałem, co możemy zrobić, w jaki sposób im pomóc. El przetarła oczy i powiedziała:

- Musimy iść. Nie można ich zostawić. 

Zaczęliśmy biegać po całym domu, szukając czegoś, czym w razie problemów mógłbym się bronić. W prawdzie z Eleven i jej mocami byliśmy w zupełności bezpieczni, ale lepiej dmuchać na zimne. Najtrudniejsze co mieliśmy aktualnie do zrobienia, to dostać się do laboratorium, które najbliżej nie było. Uznaliśmy, że bezpieczniej będzie iść na nogach. Nikt nas wtedy nie zobaczy. 

Nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy, co w tym samym czasie robili Lucas, Dustin, Max razem ze Steve'm oraz jakich rzeczy dowiedzieli się Hopper z Joyce w zagrożonym laboratorium...

----------------------------------------------

Mam nadzieję, że to ciekawa alternatywa dla oryginalnego drugiego sezonu. Coś potoczyło się inaczej i mam nadzieję, że wam się spodobało. Do następnego!

353 Days. | MilevenWhere stories live. Discover now