1|7

298 30 3
                                    

Pod maską jesteś nikim

Złotowłosy wpatrywał się w granatowowłosą. Miał wrażenie jakby ją gdzieś widział, jakby ją znał, jakby była mu w jakiś sposób bliska. Westchnął podchodząc do okna i je otworzył. Spała dopiero dwie godziny, znajdowali się wśród rebeliantów, sprzeciwiających się rządom Mrocznego Pana. Zza drzwi wyszła niska kobieta z tacą kanapek i herbatą. Wszyscy stali nad nieprzytomną Marinette, martwiąc się o tą niepozorną dziewczynę.

- Znacie ją? - spytał chłopak.

Nikt, po prostu nikt jej nie kojarzył. Może nie była stąd? W końcu widać, że ma jakieś azjatyckie korzenia, chłopak kazał się rozproszyć, a sam usiadł obok łóżka i dotknął jej dłoni.
Może to przez fakt, że widział jak jego matka umiera, a może przez obietnicę jej daną, ale zawsze martwił się o ludzi, o każdego.
Była taka lodowata mimo tego, że leżała w gorącym pomieszczeniu. Zamknął oczy, a wtem dziewczyna zakaszlała.
Gdy tylko spostrzegła złotowłosego podniosła się na proste nogi i przywaliła mu prosto w tors. Rozejrzała się wokół i zauważyła, że w pokoju zbierają się jacyś ludzie, których zupełnie nie kojarzyła. A jednak się nie myliła!

- O mój Boże, przepraszam.- powiedziała z udawanym przejęciem. - Wszystko w porządku?

Zielonooki spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się promiennie.

- Jak dobrze, że się już obudziłaś. Jak się czujesz?

Chciała odpowiedzieć, jednak właśnie w tej chwili nogi ugięły się pod nią i wpadła w objęcia bohatera. Zakręciło jej się w głowie, nie mogła nic wykrztusić.

- Rozumiem, chyba nie jadłaś ostatnio, co?

Zaśmiał się melodyjnym głosem, na co niektóre nastolatki zrobiły maślane oczy. No może oprócz pewnej granatowowłosej, która miała ochotę wyswobodzić się z objęcia. Czuła jakby ją przytulał. Czuła jego ciepło, to przytłaczające ciepło! Odsunęła się nieco i usiadła na łóżku, po czym zobaczyła tackę z jedzeniem. Zaburczało jej w brzuchu, przez co policzki zapłonęły czerwono krwistym rumieńcem. Spuściła wzrok i zacisnęła dłonie.

- Częstuj się....

- Marinette. - odwróciła wzrok. Samo brzmienie jej imienia wywoływało w niej odrazę, czuła że bez maski jest nic nie warta. Że jest słaba. Chciała być Panią Nieszczęść, tą która nigdy nie płacze, tą która nie ma słabości, tą która jest niezwykła i podziwiana.

A taka Marinette? Niczym się nie różniła od zwykłego śmiecia.

Nie ufała im, nie ufała mu... Kątem oka dostrzegła swój plecak, w którym była broń.
Wzbudzi ich zaufanie i bum! Wymierzy sprawiedliwość.

Ale najpierw jedzenie. Kto walczy o pustym żołądku?

Była noc, grubo po północy. Może druga?
Wyszła na balkon. Byli na drugim końcu Paryża, sama do końca nie wiedziała gdzie dokładnie. Zamknęła oczy czując jak chłodny wiatr rozwiewa jej włosy. Widziała pierwsze gwiazdy na niebie i delikatnie zarysowany księżyc, czyli półpełne koło. Dokładnie w dniu balu będzie pełnia, ciekawe czy to właśnie dlatego jest zorganizowany ten bal, z okazji pełni.
Za pewne będzie cudownie nudno , jak zwykle przywita się z gośćmi i poopowiada o ,,postępach" jakie poczyniła jej grupa. Ale co miała powiedzieć? Już dawno nie odnieśli żadnego sukcesu, przez tego durnego dachowca. Żałosne, po prostu żałosne. Wszystko spoczywało na jej barkach.

Odwróciła się wyczuwając kogoś obecność, a jej wzrok trafił na wysokiego blondyna.

- Jak się czujesz, Marinette? Nie miałaś przypadkiem zostać w łóżku?

Granatowowłosa poczuła jak zbiera się jej na odruch wymiotny. Ta udawana troska, ohydne! Dlaczego, aż tak zależało mu na byciu złym i przekonywaniu innych do swoich racji? Dlaczego był tak niezrozumiały?! Zacisnęła pięści, widząc jak czerwonowłosy chłopak ją wymija i wbiega do pomieszczenia zostawiając ją sam na sam z złotowłosym. Kiedy się pojawił tu kto inny? Obleciał ją strach, co się dzieje? Czyżby ją przejrzeli?!

- Marinette... Zadałem ci pytanie, wszystko w porządku? - odezwał się po raz kolejny skracając dystans.

- Och, em...Przepraszam, po prostu się zawiesiłam. Tak, wszystko jest już dobrze. - odwróciła się tak by obserwować kolejne gwiazdy, wydawało się, że niebo ściemniało a przecież minęła dosłownie chwila. Podszedł do niej i także skierował wzrok na gwieździste niebo. Jednak poczuła jego ciekawski wzrok na sobie.

- Skoro tak, to może powiesz coś o sobie? Masz jakąś rodzinę we Francji? Może powinienem ci jakoś pomóc?

Spojrzała mu w oczy, przez co złapali kontakt wzrokowy. Zmarszczyła brwi, on chce jej pomóc? Przecież jej nie zna... Czy to możliwe, że on.... Nie! Jest złym człowiekiem i na pewno chce tylko zaufania. Ale przecież musiała udawać. Spuściła szybko wzrok.

- Ja... Nie znam moich rodziców, wychowywałam się w Paryżu i jakoś tak wyszło.

- Rozumiem. - dotknął jej ciemnych włosów. - Jesteś ładną dziewczyną Marinette, dobrze że nic ci nie jest. Czuj się tutaj jak w rodzinie i pamiętaj, jak coś zawsze jestem do twojej dyspozycji.

- Och, to miło z twojej strony.

Wpatrywała się w swoje dłonie, po czym uśmiechnęła się pod nosem. Do jej dyspozycji? Ach, jaki naiwny koleś. Nawet nie wiedział jak bardzo się mylił co do ,,słodkiej i niewinnej" Marinette.

- Dzisiaj niedziela? - rzucił ukradkiem z jakimś zawahaniem, a może ze smutkiem?

- Tak. Dlaczego pytasz?

Znowu posmutniał.

- Nie wszystko idzie po mojej myśli. Ale nie martw się. To już nie jest Twoje zmartwienie.

Położył dłoń na głowie dziewczyny i poszedł w swoją stronę. Nie rozumiała o co mogło chodzić. Ale po dłuższej chwili przypomniało jej się, że w każdą niedzielę on miał na nią czekać.
A jeszcze nigdy się nie pojawiła.

XXX

Hm, nie jest wyszło tak źle.


Czytasz?


It's just feelings| Zbiór Ksiąg [Zakończone] Where stories live. Discover now