2|11

139 12 17
                                    

Coraz częściej Marinette wymykała się wieczorami jako Pani Nieszczęścia, nie po to aby wypełniać swoje obowiązki, a po to aby spotkać się w ogrodzie ze swoim wrogiem - Czarnym Kotem. Oczywiście jeszcze parę razy starała się go zranić, jednak to było już po prostu z czystego przyzwyczajenia, czasami kończyło się to ich salwą śmiechu, a czasami jego szelmowskim uśmiechem na który ona tylko wywracała oczami.
Pewnego ciepłego wieczoru, kiedy siedziała oparta o fontannę, a Czarny Kot patrzył na nią ukradkiem udając, że czyta książkę - mimo tego że trzymał ją do góry nogami - zadał jej pytanie:

- Kropeczko, czym jest dla ciebie miłość?

Wtedy bez wahania odpowiedziała mu, że nie ma czegoś takiego jak miłość i oczywiście skarciła za nazywanie ,,Kropeczką". Nie odpowiadał dłuższą chwilę, ale zaraz potem ponownie się odezwał, tym razem z uśmiechem.

- A gdyby istniała?

- Głupie pytanie. - wywróciła oczami. - Miłość to słabość.

Czarny Kot wtedy wstał odkładając na bok książkę nawet nie siląc się na zaznaczenie strony którą zamknął. Podszedł do brunetki i kucnął tuż przy niej.

- Zawsze interesował mnie twój punkt widzenia, wydaje się zepsuty. - odparł ze spokojem.

- To nie mój punkt widzenia jest zepsuty, tylko świat. W sumie ty też jesteś zepsuty.

Chłopak się zaśmiał.

- Dlaczego więc uważasz, że miłość to słabość?

- Czy to nie oczywiste? - spojrzała w jego zielone oczy wstając. - Kiedy kogoś ,,kochasz" nie masz kontroli. Osoba w której się podkochujesz jest silniejsza, ma władzę.

- Nie lubisz tracić kontroli, co? - uśmiechnął się do niej, a ona tylko wywróciła oczami. - Nie uważasz, że fajnie byłoby się w kimś zakochać?

- Wiem, że za równo dwa tygodnie wychodzę za mąż, ale mógłbyś nie nawiązywać do tego, proszę?! - skwasiła minę, a Czarny Kot zgrzytnął zębami. Kto to widział, żeby nastolatka brała ślub? Poza tym naprawdę nie chciał żeby ONA go brała.

- Chodzi mi o prawdziwą miłość, na przykład o taką która łączy naszą dwójkę. - wyprostował się chwytając jej dłoń i składając na niej pocałunek.

- Czyli taką zgniłą?

- Raczej taką niezwykle romantyczną, pełną niespodzianek i-

- A ty znowu zaczynasz! - wyrwała mu swoją dłoń i gniewnie zmierzyła go wzrokiem. Patrzyli na siebie chwilę. Prawda była taka, że przez te wszystkie spotkania szukali jakiejś bliskości, której oboje potrzebowali. Adrienowi jednak przychodziło to o wiele łatwiej, ciągle żartował, trzymał jej dłoń, albo patrzył intensywnym spojrzeniem, które śniło się potem w najlepszych snach Marinette. Oczywiście nie przyznałaby tego!
- Wiesz co... Uznajmy, że miłość faktycznie istnieje, to wcale nie żaden głupi wymysł słabych ludzi.

- Istnieje i to jaka! Nasza miłość, Księżniczko.

Spojrzała na niego próbując zdusić galopujące serce, które nawet nie myślało o tym, aby się uspokoić.

- Okej, więc porozmawiajmy o naszej miłości. - założyła ręce na biodra i odruchowo zagryzła wargę nawet nie zauważając przy tym jak policzki bohatera przybierają czerwonej barwy. - Wyobraź sobie teraz, że wyjeżdżam, prawdopodobnie już się nie zobaczymy, będę z innym mężczyzną. Twoje serce rozerwałoby się w pół, moje również, ale nic nie moglibyśmy zrobić. Nie bylibyśmy już tacy silni, pogrążylibyśmy się w bólu.

- Jesteś pesymistką, miłość może być też radosna. Nie oglądasz filmów?

- Co z tego? Skoro i tak zostawiłaby po sobie coś co rozerwałoby ci serce? Byłbyś słaby tylko dlatego, że jakaś tam dziewczyna cię zostawiła. Absurd.

- Nie pozwoliłbym ci wtedy wyjeżdżać, zrobiłbym wszystko co w mojej mocy, aby cię zatrzymać. - ujął jej dłonie i uśmiechnął się czule.

Marinette poczuła coś dziwnego. Zupełnie jakby jakaś część jej chciała, żeby faktycznie Czarny Kot o nią zawalczył. Jakby chciała tu zostać przy nim. A jednocześnie czuła zawód, że on nic z tym nie robił. Szybko jednak odrzuciła te głupie myśli.

- Mogłoby ci się nie udać, a wtedy byś cierpiał. Wszystko sprowadza się do cierpienia, po co to komu?

- Ale samo uczucie odwzajemnionej miłości jest warte późniejszego bólu. Ból z czasem trochę mija, a chwile które sprawiały że było się szczęśliwym... - tu urwał, bo jego oczy niebezpiecznie zaszkliły na samą myśl o mamie. - Uwierz mi, że to szczęście jest warte bólu.

Dziewczyna przypatrywała się chłopakowi i jakoś odruchowo pogładziła jego policzek bardzo delikatnie, ale czule. Sama nie wiedziała co wtedy w nią wstąpiło, po prostu nie chciała żeby on cierpiał. To straszne, że nagle z wroga stał się dla niej kimś w rodzaju przyjaciela.

***

O ile ich rozmowy, ciągłe spotykanie się w tajemnicy nie było większym problemem o tyle to co poczuł tamtego dnia Czarny Kot dosyć go przerażało.

Bo naprawdę przez to, że Marinette się przed nim otworzyła zobaczył w niej zwykłą, zagubioną dziewczynę, której chciał pomóc. Nie! Gorzej! Chciał ją chronić!

Siedział przygnębiony w swoim pokoju próbując ignorować docinki swojego kwami. Schrzanił na całej linii i zdawał sobie z tego sprawę.

- A myślałem, że to dinozaury miały fatalny gust! - zaśmiał się głośno. - Jak widać nasz Adrien ma jeszcze gorszy. Co ty widzisz w tej morderczyni?

- To nie tak, Plagg. Nie jestem w niej zakochany, ja po prostu.. - tu uciął podchodząc do okna. - Gdybyś ty widział w jaki sposób się zaśmiała, albo to jak przegryza wargę, albo-

- Podsumowując kręci cię fizycznie. Rozumiem. - odezwał się dwuznacznym tonem co sprawiło, że policzki bohatera zapłonęły czerwonokriwstym rumieńcem.

- T-to nie tak. - zająknął się co tylko potwierdzało teorie jego kwami.
Niech to szlag.
- Jest piekna, to fakt. - wydusił z siebie, a to przyniosło mi niespodziewaną ulgę. Kiedy już zaczął wymieniać to nie mógł skończyć.
- Jest urocza, błyskotliwa, odważna, nawet zabawna, jest zupełnie inna niż jakakolwiek osoba którą znam! Och...

Oparł czoło o chłodną szybę.

- Dzieciaku, wiesz czym grozi zakochiwanie się w takiej osobie?

- Ona nie jest zła, czuję to, zrozum.

- Czy to nie jest naiwne myślenie? Poza tym myślałem, że to ty miałeś ją rozkochać w sobie, nie na odwrót.

Adrien westchnął ciężko. Teraz nie było już odwrotu, kiedy głośno zaczynał wymieniać to co podobało mu się w Marinette zaczął dochodzić do tego samego wniosku do jego kwami - wpadł jak śliwka w kompot.

Plagg wpakował w siebie porcje sera dalej przyglądając się swojemu właścicielowi.

- Ufam jej... W jakiś sposób naprawdę jej ufam. - wyznał nagle.

- To będzie jeszcze większa tragedia niż krzywa wieża w Pizie. - skomentowało kwami.

XXX

Hej, hej, hej!

Ja nie chcę nic mówić, ale przed nami jeszcze zaledwie parę rozdziałów. Nie wiem kiedy to zleciało!

Póki co spokojnie! Czuję, że trochę będę je pisała, więc jeszcze nie żegnamy się z bohaterami książki.

Na dziś to już ostatni rozdział, możliwe że jutro też coś się pojawi.

It's just feelings| Zbiór Ksiąg [Zakończone] Where stories live. Discover now