1|5

314 32 11
                                    

(Missfortune- przezwisko dla Marinette)

Mijały godziny, dni a Czarny Kot powybijał większość osób z grupy artystycznej i naukowej. Co dziwne Biały dalej żył. Missfortune czuła się tego dnia wyjątkowo słabo, dotarła do niej informacja o odebraniu Ilustrachora, czyli byli stratni o kolejną moc.
Zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech. Czarny Kot, faktycznie miał wszystko zaplanowane! Jaka głupia była, że nie brała go pod uwagę jako potężnego przeciwnika. Paryż wyglądał jak jedno wielko pobojowisko bardziej, niż zwykle!

- Witaj Panie.- odezwała się, a Władca Ciem podszedł bliżej. - Dzisiaj odebrał Ilustrachora... Prawdę mówiąc nie byłam przy tym, wiem tyle, że został ugodzony jakąś mocą po której zamienił się w proch.

- Kotaklizm.- wyszpetał. - Rozumiem, bal się odbędzie tak czy siak, więc niech nikt już się nie wychyla za progi zamku. Zwłaszcza ty. Musimy zmienić strategię, masz jakiś pomysł? Powinnem o czymś wiedzieć?

Dziewczynie przemknął przez myśl list, który dostała. Jednak nie pisnęła nawet słówka. Wcześniej chciała wysłuchać go, jednak po tych wszystkich akcjach, miała zamiar po prostu go zamordować. Przysłuży się po raz kolejny dla kraju, pomyślała.

- Myślę, że wszystko przyjdzie z czasem. Póki co, pójdę po resztę by zakazać wychodzenia, dobrze?

Mężczyzna skinął głową, a dziewczyna już wybiegła. To nie tak, że nie była posłuszna, czy też łamała zasady. Ale miała swój charakter i od zawsze dopasowywała wszystko lekko pod siebie, tak samo teraz. Wybiegła z pałacu, mimo zakazu.

***

Kiedy stała pod Wieżą Eiffla, a jej oczy natrafiły na Lady Wi-fi. Marinette była twarda i jeżeli kogoś darzyła jakimkolwiek przywiązaniem, była to ona. Dziewczyna walczyła z Czarnym Kotem , radzili sobie dość dobrze. Granatowowłosa założyła kosmyk ciemnych włosów za ucho i zawiesiła swój wzrok na dziewczynie. Ale nie byle jakiej dziewczynie, oto stała tu dziewczyna wyglądająca łudząco podobnie do Lisicy. Nagle wybuchła swoim charakterystycznym chichotem. Wtedy Marinette już wiedziała, że to ona. Wykrzywiła usta w grymasie.
Zapragnęła jej śmierci.

- Wydał cię twój śmiech - wyszeptała, po czym zanurzyła nóż w jej klatce piersiowej. Przerażona Lila nie wydobyła z siebie żadnego dźwięku, tylko patrzyła wielkimi oczyma na swojego oprawcę. W jej oczach zebrały się łzy, które po chwili spływały po jej polikach. Marinette wyjęła nóż i schowała go do przepaski biodrowej.

- Czarny Kocie! - wrzasnęła a wzrok i jego i Lady Wi-fi natrafił na dziewczynę.

- Rany, zabiłaś ją? - westchnął jakby bez uczuć. - No i w końcu nie wytłumaczyła mi różnicy między amarantem a fioletowym, jaka szkoda.- puścił oczko granatowowłosej, na co ta tylko zacisnęła pięści.

- Panienko, czy wszystko gra?

Granatowowłosa zmierzyła ostrym wzrokiem blondyna i zacisnęła usta. Nie przywiązał się do Lisicy, po prostu ją wykorzystał. Robił tak ze wszystkimi?
Missfortune nie odpowiedziała na pytanie, po prostu ruszyła w kierunku chłopaka z nożem i gdy już miała ugodzić go narzędziem ten podskoczył. Zamachnęła się po raz kolejny gotowa do walki, ale wtedy on się odezwał.

- Będziemy walczyć, ale nie teraz. - puścił jej oczko, przez co poczuła aż się w niej gotuje.
- Wolę sam na sam. I nie teraz. Musisz być na mnie gotowa, skarbie. A póki co wracam do przyjaciół.

Wyciągnął swój kickij i zniknął za ruinami starego ratusza. Marinette wpatrywała się w puste miejsce jakie po sobie zostawił. Co się stało? Dlaczego dała mu uciec PONOWNIE?! Dlaczego on nadal żył!?
Zagryzła wargę czując jak podtrzymuje się na Mulatce.

- Słuchaj... Wszyscy macie zakaz opuszczania pałacu. To zbyt niebezpieczne.- westchnęła czując bezsilność. On był, po prostu za dobry.
Albo ona za słaba.


- N...Nienawidzę! Tego gościa! -krzyczała okładając pięściami swoją ścianę. Czasami dawała upust swoim emocjom. Zwłaszcza wtedy, gdy coś idzie nie po jej myśli.

Usiadła i ukryła swoją twarz w dłoniach. Była tak słaba, że wyładowywała emocje na ścianie, która i tak niedługo się rozpadnie. Dobrze, że nie była w swoim pokoju. Nagle drzwi się uchyliły, a stanął w nich właściciel komnaty. Wysoki brunet w białym lateksie, znany jako Biały.

- Co jest? - zdziwił się, ale gdy spostrzegł bezradność dziewczyny po prostu podszedł do niej. - Co się stało?

Złapał jej drobną i wbrew pozorom delikatną dłoń, po czym spojrzał w jej oczy. Była taka piękna.

- Czarny Kot... Musi umrzeć, musi... Po prostu nienawidzę go, kolejny raz mi się wywinął! Powinien być już martwy. - przyznała lekko zawstydzona.

- Hej, nie martw się. - położył dłoń na jej ramieniu, przez co spojrzała w jego jasne oczy. - Nie znam nikogo tak bardzo sadystycznego jak ty, na pewno w końcu się go pozbędziemy.

Zmarszczyła brwi. Co on sobie w ogóle wyobraża? Już sobie przypomniała dlaczego nie chciała z nim rozmawiać, nie dość że ją wkurza, to odnosi się do niej jak....Do przyjaciółki? Zaraz... Właśnie ją olśniło.

- Przejdź mi z drogi! - wrzasnęła po czym pobiegła do swojego pokoju. Minęła po drodze Bańkora, któremu niechcący wytrąciły miskę z płatkami i Królowa Os , która się malowała. I w końcu była, w swoim ukochanym azylu ciszy. Zamknęła drzwi i zasłoniła zasłony. - Okej, oddychaj.

,,Wolę sam na sam. I nie teraz. Musisz być na mnie gotowa skarbie. A póki co wracam do przyjaciół. "

Jest ich więcej? Zasłoniła usta czując ścisk w żołądku.

- Odkropkuj.- powiedziała, a jej oczom ukazało się małe Reami. - Jedzenie masz na parapecie.

Położyła się, ale nie poszła spać.

xxx

Dajcie znać co sądzicie

No to pa ;)

It's just feelings| Zbiór Ksiąg [Zakończone] Where stories live. Discover now