2|8

132 11 2
                                    

Marinette wraz z innymi złoczyńcami siedziała na dachu jednego z paryskich domów. Władca Ciem dalej nie był przekonany co do wychodzenia dziewczyny, ale mimo tego pozwolił na to. W końcu przecież i tak zginie, albo przez Czarnego Kota, albo przez brak energii którą z niej wysysał. Musiał znaleźć nową ofiarę, bo z tej już wiele nie zostało.

- Czysto, ludzie się pozamykali. - krzyknęła Czasołamaczka z dołu.

- Ech, nie ma dziś żadnej roboty godnej Królowej Os. - mruknęła dziewczyna przeglądając się w lusterku. - Cóż za porażka!

Marinette wywróciła oczami zmęczona jej ciągłym narzekaniem. Bańkor i Lady Wi-Fi to zauważyli i jakby nigdy nic zaśmiali się do siebie.
Przywódczyni wydawała się natomiast jakaś nieobecna, cóż, trudno żeby była obecna skoro wszystkie jej myśli krążyły wokół wcale to nie tak dawnego spotkania z Czarnym Kotem podczas którego jedli te obłędne makaroniki. Och, ile ona by dała żeby teraz takie zjeść, tyle że kompletnie zapomniała w jakim były smaku, a nie przecież go nie zapyta!
Po pierwsze - musiałaby przyznać się do tego jak bardzo jej zasmakowały, a po drugie - musiałaby znowu się z nim spotkać.
Te spotkanie musiało pozostać między nimi... Przecież Królowa Os czekała na jakiekolwiek potknięcie Marinette, ostrzyła pazury na miejsce przywódczyni, a jest lepsza okazja niż to że mogła odkryć jej bratanie się z wrogiem?

- Zamierzamy marnować tak dzień? Może nasza Przywódczyni w końcu się wykaże i da nam jakąś robotę? - odezwała się Królowa Os wstając.

- Ym... Skoro nikt nie robi niczego niedozwolonego to w sumie nie mamy nic do roboty. - rozłożyła ręce Marinette.

- Czyli mamy wolne? - ucieszyła się Lady Wi-Fi odruchowo zaciskając dłoń swojego chłopaka co nie uszło uwadze blondynki.

- Nie no błagam, ty nic nie kontrolujesz! Co z ciebie za wzór? - założyła dłonie na piersi. - Nie potrafisz nawet upilnować żeby inni z bandy się nie spoufalali.

Teraz i Marinette wstała zerkając na dwójkę zakochanych. Racja, raz widziała jak się całowali w sali higienistki. I właśnie wtedy stchórzyła uaciekając, no ale w końcu jak mogła zareagować? To było jakoś ponad jej siły.
Uczucia, czułe gesty, pocałunki.

- Nie masz prawa podważać mojego autorytetu. Jedno moje słowo, a stąd wylecisz. - uśmiechnęła się kpiąco. - W najlepszym wypadku, oczywiście. Mogę przecież sprawić, że nie przeżyjesz tej nocy.

- Ach, tak? Więc zawalczmy. Bez broni, bez mocy, tak zwyczajnie. - rzuciła swoim żądłem w bok i spojrzała wyczekująco na dziewczynę. - No dalej! Wymiękasz?

Spojrzenia skupiły się na poczynaniu Marinette. Sama była mocno zmieszana, w końcu nikt nigdy nie podważał jej autorytetu. Na pewno nie prosto w twarz, zawsze ktoś by ją poparł, ale teraz? Nagle wszystko się posypało.
Nikt już prawie się nie trudził na jakieś uprzejmości w jej stronę, stała się taka zwyczajna...

- Nigdy. - powiedziała wyrzucając jojo na drugi bok. Serce biło jej bardzo mocno. Jeżeli przegra walkę straci coś na co pracowała od zawsze. To uznanie, pozycję, wszystko co uważała za istotne.
Nie mogła do tego dopuścić.

Królowa Os ruszyła, złapała dziewczynę za ramię i starała się podciąć jej nogi, ale dzięki refleksowi Marinette to nie ona leżała na zimnej ziemii, a blondynka. Spojrzały sobie groźnie w oczy.

Ta sytuacja między nimi ciągnęła się już od dawna, niby były wobec siebie uprzejme, ale jednak zawsze ta rywalizacja dawała o sobie znać.

Marinette spoliczkowała dziewczynę, ale to wcale jej nie rozwścieczyło, wręcz przeciwnie. Roześmiała się jej w twarz.

- Tylko tyle?

Królowa Os z całej siły uderzyła w brzuch przeciwniczki i jednym ruchem sprawiła, że to teraz ona siedziała na niej okrakiem.
Przez następne minuty dziewczyny okładały się pięściami, nie wyglądało to na niesamowitą, widowiskową walkę.
Marinette była na siebie zła, że nie potrafiła się uwolnić. Próbowała poddusić blondynkę, ale ona odpłaciła się tym samym w efekcie, obie prawie zemdlały.

W końcu Marinette poczuła nagły napływ energii i odepchnęła dziewczynę na tyle mocno, że wywołała tym falę wiwatu swoich podopiecznych. Stanęła w pozycji bojowej i już po chwili napędzana chęcią bycia najlepszą wygrała tę walkę.
Jej stopa spoczywała na twarzy rozwścieczonej Królowy Os.

- Na dziś już wystarczy. - stwierdziła odchodząc, a wokół rozległy się odgłosy klaskania i podziwu. - Wracamy.

Znowu czuła się silna, czuła się po prostu sobą.
Niezwyciężoną bohaterką, którą zawsze była i będzie. Nie pozwoli, aby ten tytuł jej odebrała jakaś tam blondyneczka. Nie pozwoli, aby ten tytuł odebrał jej ktokolwiek.

- Żałosne! Totalnie żałosne! - krzyknęła z trudem wstając cała obolała.

Dostrzegła jeszcze tylko drwiący uśmiech na twarzy zwyciężczyni i wtedy przysięgła sobie, że jeszcze go zmaluje z jej twarzy.

Marinette w drodze powrotnej co jakiś czas zerkała na szepczących coś sobie Lady Wi-Fi i Bańkora, miała wrażenie że coś kuli. Nie żeby coś złego, co po prostu niedozwolonego.
Czy jeżeli łamali zasady robili coś złego? Kiedyś bez zastanowienia pomyślałaby, że tak, ale od kiedy dowiedziała się o potajemnym randkowaniu tej dwójki coś się zmieniło.
Zupełnie jakby rozumiała to uczucie, które przecież nie miało prawa w ogóle funkcjonować.

***

Po powrocie do pałacu przejrzała parę działów w bibliotece dalej szukając rozwiązania co do księgi. Przez myśl jej przeszło, że powinna poinformować Mronczego Pana o swoim znalezisku, jednak z drugiej strony ten wrodzony instynkt zakazywał jej tego robić.
Wzięła pod pachę parę książek, które mogłyby w jakiś sposób ją naprowadzić na jakiś trop i poszła do swojego pokoju gdzie natychmiastowo poszła się umyć, a potem już przebrana w piżamę usiadła przy biurku.

- Nie pamiętam, żeby to okno było otwarte. - przyznała wiedząc, że rano tylko je delikatnie uchyliła. Wstała, żeby je zamknąć, kiedy jej wzrok napotkał małe pudełeczko z napisem ,, Dupain - Cheng ". Serce jej przyspieszyło, bo doskonale wiedziała skąd kojarzyła te słowa.
Zdjęła jeden ze swoich sygnetów. Jeden był obowiązkowy - każdy w pałacu go miał, zaś drugi towarzyszył jej od zawsze, miała go chyba jeszcze przed trafieniem pod skrzydła Mrocznego Pana.
Przyjrzała się grawerowi ,, Dupain-Cheng".
Miała jakieś dziwne przeczucie...

Chwilę jej to zajęło, aby się pozbierać po tym dziwnym odkryciu, aż w końcu otworzyła pudełeczko, a jej oczom ukazały się makaroniki.

- Co to za paskudztwo? - zapytało Reami podlatując do dziewczyny.

- Makaroniki. - wyszeptała zdumiona i chwyciła karteczkę, która była z boku.
,, Marakujowe - nasze ulubione, Moja Pani ".

- Powinienem poinformować o twoim fatalnym zachowaniu. - westchnęło stworzonko, kiedy nastolatka zaczęła zajadać się słodyczem.

- Najpierw tego spróbuj, a potem osądzaj. To jest pyszne. - uśmiechnęła się beztrosko jak małe dziecko.

- Jesteś tragiczną osobą. - usłyszała nad sobą zaraz przed tym jak stworzonko poleciało w swoją stronę.

Marinette natomiast wstała i podeszła bliżej okna przysiadając na parapet. Rozejrzała się dla pewności, ale nie napotkała żadnej pary zielonych, ciekawskich oczu.
Pewnie myślał, że już ją podszedł, ale się mylił. Ona doskonale nad wszystkim panowała.

Wszystko szło zgodnie z planem.

Kiedy zasiadła do książek tak bardzo pochłonęła się tym zadaniem, że nawet nie spostrzegła, że na sąsiednim budynku błysnął radosny uśmiech pewnego dachowca.

Wszystko szło zgodnie z planem.

XXX

Hej, hej, hej

Musicie przyznać, że co do aktywności to się tu poprawiłam, co nie jest u mnie częste. Zwłaszcza, że ta książka powstała w 2019 roku.

Napiszcie swoje odczucia i do kolejnego!

It's just feelings| Zbiór Ksiąg [Zakończone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz