3|3

139 10 4
                                    

Adrien dalej martwił się o zachowanie Marinette, bał się że ta nie traktowała go poważnie - na swój sposób.  Chociaż z drugiej strony nie wiedział czego dokładnie chciał, skoro wszedł w relacje z zagubioną dziewczyną. Nie mniej chciał wiedzieć co między nimi było, a nie było lepszej okazji do porozmawiania o uczuciach niż randka.
Piekarnio - cukiernia,  a potem długi spacer po przepięknym i klimatycznym lesie. Z dala od innych, tylko oni. Tak, to brzmiało świetnie. Okazało się jednak, że zabranie tam Marinette nie było  wcale takie łatwe. Na początku wszedł wprost w jej kłótnię z innymi mieszkańcami hotelu. O mało ich tam nie rozszarpała i naprawdę się cieszył, że zdążył ją powstrzymać na czas, kto wie co by się stało? Potem gdzieś zniknęła na kolejne dwie godziny, jak się okazało - wyszła pomyśleć na jakiś tam dach i nawet nic mu nie powiedziała, a na sam koniec oznajmiła że nie ma ochoty nigdzie iść.
I nie wiadomo czy to ze współczucia czy przez ten błysk w oku chłopaka ale w końcu się zgodziła i takim oto sposobem znaleźli się w drodze do piekarni.

— No, ale gdzie ty mnie wyprowadzasz? Wiesz chyba, że nie ze mną te numery. Nie zapominaj, że potrafię się bić! — pogroziła mu pięścią, a chłopak westchnął ciężko.

— Nie zamierzam cię nigdzie zakopać. Idziemy do piekarni pani Sabine. — wytłumaczył, ale widząc że dziewczyna mu nie wierzy stanął i złapał jej obie dłonie. — Marinette-

— Nie nazywaj mnie tak! — wtrąciła bardzo szybko.
Za szybko.
Nie reagowała tak nawet na słodkie przezwiska, a to było już dziwne.

— Przecież to twoje imię. — zdziwił się.

— No właśnie.

— Nie lubisz go? Jest piękne i pasuję do ciebie wprost purrrfekcyjnie.

Tu pomimo, że nie miała idealnego humoru nie potrafiła opanować tego drgającego kącika ust.

— Nie chodzi o imię. Musimy o tym rozmawiać? Nie możesz nazwać mnie swoją panią i po sprawie?

— A jednak to lubisz! — podłapał.

— Nic takiego nie powiedziałam. — zaoponowała. — Po prostu z dwojga złego, wolę to.

Uwielbiała kiedy tak na nią mówił. Czuła wtedy, że w jej brzuchu kumuluje się coś ciepłego i to łaskocze, chociaż z początku trochę się obawiała, że może być to jakaś choroba to potem zrozumiała, że była zdrowa.
To po prostu jego działanie na nią.

— W takim razie, Moja Pani. — ścisnął jej dłonie delikatnie. — Czy ty się mnie wstydzisz? — zapytał bez owijania w bawełnę.

— Słucham? W jakim sensie?

— No... Kiedy jesteśmy sami zachowujesz się wobec mnie inaczej, niż wtedy gdy jesteśmy na przykład z Alyą i Nino. — zauważył. — Zupełnie jakbyś nie chciała żeby inni wiedzieli o tym czymś między nami.

Tak im już jakoś zostało, że ich relacje nazywali... Czymś.
Za trudno było nazwać rzeczy  po imieniu.

—  Zawsze się tak zachowywałam. — odparła chłodno. — Jeśli to ci się nie podoba to nie musisz robić mi naleśników.

— Odtrącasz mnie.

— Słucham?

— Odtrącasz mnie, Marinette. — powtórzył pewniej.
Zakręciło jej się w głowie, ale szybko przeszło.

— Powiedziałam, żebyś mnie tak nie nazywał! — wyrwała swoje dłonie i zmierzyła go gniewnym wzrokiem.

W jej krzyku słuchać było złość, irytację, ale również strach.

It's just feelings| Zbiór Ksiąg [Zakończone] Where stories live. Discover now