2|15

140 11 10
                                    

Wracała do pałacu przez dwie godziny, ciągle się gdzieś zatrzymywała, nie mogła znaleźć sobie odpowiedniego miejsca. Bolało ją to. To, że mu zaufała, nazwała swój ogród ich ogrodem. A on wtargnął z buciorami i go nie uszanował. Zwykły dupek.
W końcu wróciła, a wtedy spostrzegła coś dosyć nietypowego. Złoczyńcy stali przed głównym wejściem nad wielkim stosem, który wcale nie płonął. Królowa Os wygłaszała jakąś mowę, ale Marinette nie mogła nic usłyszeć. Podeszła trochę bliżej, ale tak żeby nikt jej nie zauważył.

- (...) W ten sposób pokaże wam wszystkim, że jestem godna bycia nową przywódczynią. - tu Marinette  powstrzymała się, żeby nie wywrócić oczami. - Ofiara z Czarnego Kota będzie odpowiednia i-

Dalej nie słuchała. Zaszumiało jej w uszach i gwałtownie oparła się o budynek.

- (...) Tak, złamała zasady i randkowała z Czarnym Kotem. To dlatego była słaba. - oświadczyła poważnym tonem. Serce Marinette ruszyło galopem.
Mówiła o niej, ale skąd mogła wiedzieć o jej relacji z Kotem?

Zapaliła jej się czerwona lampka, bo przecież Królowa Os mogła ją śledzić kiedy szła spotkać się z Czarnym Kotem do ogrodu. Nie, przecież zawsze była ostrożna. Oprócz tego ostatniego razu, kiedy wyszła na oczach wszystkich. O rany, jaka głupia była! A jeżeli Królowa widziała ich namiętny pocałunek to wszystko musiało ułożyć się w jedną, piękną całość.

Wbiegła do komnaty łapiąc za materiałową torbę, którą przerzuciła przez ramię i włożyła tam księgę. Nie mogła jej zgubić.
Wyszła rozglądając się uważnie w boki, czysto, musieli trzymać go w podziemiach.
Och, gdyby tylko nie była taka głupia i zachowała ostrożność, ale nie! Ona musiała po przechadzać się po schodach i ogrodach. Królowa - jeżeli ich podsłuchała - wiedziała o tym, że spotykali się w tym ogrodzie tego wieczoru, bo umówili się na wspólne oglądanie nieba. Teraz musiała go uratować,żeby to niebo jeszcze kiedykolwiek zobaczył.

Mimo wszystko odczuła ulgę. Ulgę, że to nie on zniszczył ogród. Uśmiechnęła się na tę myśl, ale radość nie potrwała długo, bo nagle zdała sobie sprawę, że teraz mają dużo gorszą sytuację. Mógł nie przeżyć.
Jej oczy niebezpiecznie zaszkliły, ale nie mogła teraz się mazgaić. Nie! Musiała go odnaleźć i uratować.

Kiedy zaczęło jej tak zależeć?

Naiwnie wierzyła, w to że się jej uda, bo nie wiedziała jeszcze, że Królowa była przygotowana na jej wizytę. 

Ten natłok myśli przerwało to, że wpadła w czyjeś ramiona.
Cholera!
Uniosła swój wzrok dostrzegając Bańkora oraz Lady Wi-fi. Jeśli byli na przemówieniu wiedzieli o wszystkim i mogli chcieć ją złapać. Chwyciła za swoje yo-yo i spojrzała na nich gniewnie.

- Wiem o waszym romansie. Jeżeli mnie wydacie ja wydam was. - zagroziła, a oni zdezorientowani wymienili razem spojrzenia. Tak właściwie to uciekali właśnie z pałacu korzystając z zamieszania, stąd plecaki na ich ramionach.

To miała być ich ta romantyczna ucieczka.

- Naprawdę masz romans z Czarnym Kotem? - zapytała Mulatka.

- On. - tu się zatrzymała. W sumie to nie wiedziała jak nazywać ich nocne spotkania. - On po prostu jest dobrym człowiekiem, naprawdę. Gdzie jest? Musicie to wiedzieć, prawda?

- W lochach na samym dole. - mruknął Bańkor jakby było to coś oczywistego. - Równo o dziewiętnastej zaczynają rytuał.

- Rytuał? - podłapała.

- Będą go palić. - wytłumaczył, a przez ciało Marinette przeszły gwałtowne dreszcze. - Rany nie chcę tego widzieć.

- Niesamowity wyczyn, uroczyste ognisko, ona chce upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. - mówiła do siebie Marinette. - Dosłownie.

It's just feelings| Zbiór Ksiąg [Zakończone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz