2|14

144 11 0
                                    

Marinette siedziała w swojej komnacie i nie potrafiła nawet zmrużyć oka przez całą noc. Nawet nie zdjęła transformacji, nie chciała słuchać jej reami. Tak właściwie poczuła jakby wpadła w jakiś dziwny stan, czuła się bardzo smutna. Jednego dnia nazywasz kogoś szaleńcem, drugiego do niego dołączysz i nazywasz go swoim szaleńcem. Wtedy oboje jesteście szaleńcami, ale jesteście dla siebie.

Westchnęła ciężko wstając i podchodząc do okna za którym dostrzegła już pierwsze promienie słońca. Przejechała paznokciem po szybie tworząc przy tym nieprzyjemny dźwięk.

,, - Zostań Biedronką" wybrzmiało w jej głowie.

Sama nie wiedziała która strona jest dobra, bo jedno czuła, innego była nauczona, a jeszcze innego po prostu chciała. Ale czy można być tak samolubnym i robić to czego się po prostu chce?
Z drugiej strony czymże było to, że miała wyjść za mąż? To jakaś dziecinna pobudka dwóch gościów, którzy mieli nad nimi władze - nad Marinette i jej przyszłym mężem.
Skrzywiła się. Nigdy nie chciała wychodzić za mąż, a już na pewno nie za Snake'a. Był dżentelmenem to oczywiste, przystojnym, młodym i z melodyjnym śmiechem. Tak, brzmi jak ideał i wcale nie powinna wybrzydzać, że to właśnie u jego boku będzie prowadziła innych i że to z nim spędzi resztę swojego życia. Powinna być wdzięczna! Przecież coś takiego pozytywnie wpłynęłoby na jej status. Tylko co z tego, skoro jej serce zostałoby gdzieś tu nad Sekwaną przy Czarnym Kocie?

Nie, nie mogła być taka cholernie słaba. Całe życie przygotowywała się do tego jednego - aby nic nie czuć, gdy zajdzie taka potrzeba. Tyle, że to niewykonalne. Wcale nie wydawało się to tak proste jak przed pojawieniem się Czarnego Kota w jej życiu.
To tylko uczucia.
Nie powinna się ich obawiać.
Ale miały nad nią kontrolę.
Z jednej strony trochę jej się to podobało. To było coś zupełnie nowego i kojarzyło się jej tylko z Czarnym Kotem.

Wyszła z komnaty i mimo, że było naprawdę wcześnie poszła do gabinetu Mrocznego Pana. Nie chciała wyjeżdżać, musiała mu o tym powiedzieć i rządać zrozumienia. Tyle, że kiedy weszła do gabinetu nikogo tam nie zastała. Odwróciła się, żeby wyjść, ale coś ją tknęło. Zawsze była posłuszna, lojalna więc nie przeszło jej nawet przez myśl żeby myszkować w biurze jej Pana. Jednak skoro się jej pozbywał, to może właśnie tu znajdzie coś co da jej ostateczny sygnał co powinna zrobić.
W sumie sama nie wiedziała czego szukała, po prostu coś czuła. Czuła, że brakuje jej jakiegoś zagubionego elementu układanki.
Jednak tam nie było nic poza dziwnymi papierami, kubkiem z niedopitą kawą i wyrwaną stroną z jakiejś starej książki.
Zaraz to ostatnie wydawało się jakieś dziwnie znajome. Sięgnęła po wyrwaną kartkę i oniemiała widząc, że także jest zapisana  niezrozumiałymi symbolami, tyle że ta miała tłumaczenie zapisane ładnym pismem na marginesach.
Zgięła kartkę w pół i przycisnęła do piersi. Rozejrzała się dookoła mając złe przeczucie i wybiegła z gabinetu, żeby zaraz wejść do swojej komnaty. Nikt jej nie widział, całe szczęście. Złamała zasadę, która była najwaznijesza - Ufaj Mrocznemu Panu.
Ale jak miała mu ufać? To co kiedyś było dla niej naturalne teraz wydawało się głupie i niemożliwe.

Otworzyła księgę i znalazła miejsce w którym brakowało strony, przyłożyła kartkę którą przed chwilą zabrała i faktycznie - pasowała.
Ręce niebezpiecznie jej zadrżały. Jakim cudem ją przetłumaczył? Musiał mieć przy sobie dziwny, magiczny przedmiot, albo być jakimś strażnikiem co wcale nie pasowało do niego. Wcale a wcale.
Była dziwnie nastawiona, bo w końcu nie wiedziała czego się spodziewać, w końcu mogło tam nie być nic istotnego. A jednak czuła, że przeczyta coś co wywróci jej świat do góry nogami.
Wzięła głęboki oddech i zaczęła czytać.

,, Miraculum zostały stworzone do dobrych i szlachetnych celów, jeżeli nie są w ten sposób użyte zabijają  swoich złych właścicieli. "

Tu gwałtowanie nabrała powietrza. Władca Ciem faktycznie wyglądał jakby umierał, to znaczy tracił siły i często przez to się denerwował. Zwykle po tych jego Krzykach ona słabła i budziła się wieczorem w łóżku.

,, W ten sposób zrodziły się mulucarim - odwrotność, te stworzone były wyłącznie dla ludzi o sercu okrutnie zimnym. Nie miały jednak tak wielkiej mocy jak miraculum, ponieważ powstały z odłamka upadłego dobra."

Jej oczy niebezpiecznie zaszkliły. Nie potrafiła tego nawet opanować, po prostu wpatrywała się w tekst i ciągle przelatywała przez tekst chcąc doszukać się jakiegoś ukrytego znaczenia. Czegoś co pozwoliłoby jej uwierzyć, że wcale nie była złą osobą. Że to co robiła jako Pani Nieszczęścia było dobre, szlachetne, a nie okrutne i zimne.
Tyle, że za każdym razem zdania upewniły ją w przekonaniu jaką osobą była - okrutną. Nie chciała w to wierzyć, ale przecież miała czarno na białym.
Wychodziło na to, że całe życie była okłamywana, a ona wierzyła w te kłamstwa.
Z jej piersi wyrwał się głośny szloch przez który jej całe ciało zadrżało. Czarny Kot od początku miał rację, od początku chciał dobrze. A ona nim gardziła, obrażała, próbowała pozbawić życia. Tak jak wszystkich innych.
Wychodziło na to, że krew którą nosiła na rękach nie była powodem do dumy. Tu zaniosła się głośniejszym szlochem i zaczęła płakać.

Ostatnio częściej płakała.

Nie chciała już niczego więcej, niż tego żeby ktoś ją przytulił bardzo mocno i nie wypuszczał z rąk. Nie patrzyła już na nic. Włożyła kartkę w księgę, chwyciła ją pod ramię i wyskoczyła z okna. Stojąc na dachu zastanawiała się przez chwilę czy zamiast gnać jak tchórz do Czarnego Kota się przytulić nie powinna zrobić własnej rewolucji Mrocznemu Panu. Tak, chyba to powinna zrobić. Tyle, że nie wiedziała jaką siłą dysponował, a kiedy myślała o jego chłodnym spojrzeniu wręcz ją mdliło. Władca Ciem był jednym, którego szczerze się bała. Zrobił to specjalnie, od lat chował ją tak aby nie potrafiła z nim walczyć.
Przysiadła na jednej z paryskich kamienic. Nie wiedziała ile już tak siedziała, ale nie zastanawiała się nad tym.
Bała się stawić mu czoło w pojedynkę, ale co innego w duecie. Wraz z Czarnym Kotem. Czuła się przy nim bezpieczna, a to mogło ją zgubić. Gdyby to był jego plan od początku to doszczędnie by rozerwałoby jej serce. Bała się jeszcze bardziej. Skoro Władca Ciem ją oszukiwał przez tyle lat, to Czarny Kot również mógł to zrobić. Tyle, że to zabolałoby bardziej.

Nie chciała, żeby to co czuła okazało się tylko złudą. Nie chciała, żeby Czarny Kot z niej zapił. Ktokolwiek. Ktokolwiek inny, tylko nie on. Prosiła z całych sił. Nie wytrzymałaby, gdyby to co między nimi było okazało się nic nieznaczącym kłamstwem.

Przytuliła się mocniej do księgi.
Czuła się  naprawdę samotna. Mogła komuś ufać? Chciała, naprawdę tego chciała, ale czy mogła?

Przez kolejne godziny chodziła po paryskich dachach szukając odpowiedzi na pytania, które rzucała co jakiś czas, a odpowiadał jej jedynie szumiący wiatr. Nic nie wiedziała.
W końcu zdobyła się na odwagę, była taka godzina, że mogła się już spodziewać wizyty Czarnego Kota w ich ogrodzie.
Och, podzieliła się z nim jej ogrodem, powinien to docenić. Tak, dlatego nie mógł jej okłamywać. Szukała coraz to nowszych wymówek, aby tylko móc uwierzyć w dobre intencję Czarnego Kota.

Po dłuższej podróży stanęła przed ogrodem, a jej serce niebezpiecznie się ścisnęło.
Był zdemolowany. Krzaki jakie go porastały płonęły, kwiaty były powyrywane, podeptane a fontanna - cóż została, ale jednak nie prezentowała się już tak jak wcześniej.

Ich ogród został zniszczony.

XXX

Cóż, ten rozdział jest dosyć długi, zwłaszcza że nie ma w nim żadnego dialogu. Bardzo ważne dla mnie jest to jak czytało Wam się taki rozdział, więc proszę o zdanie relacji.

Buziaki i do następnego :*

It's just feelings| Zbiór Ksiąg [Zakończone] Where stories live. Discover now