1|6

294 38 18
                                    

Oto dzień jak każdy inny, pomijając fakt że w tym dniu każdy się lenił. Królowa Os, zajadała się swoimi ulubionymi daniami, Blanc oglądał pospolite seriale, nawet Lady Wi-fi wraz z bańkorem słuchali tylko jakiś piosenek na pierwszym piętrze. Wydawało się, że dzień ten będzie spokojny. Bo w końcu co mogło się stać?

- Co proszę?! - wrzasnął Władca.

- Mój Panie, jestem pewna, że to bezpieczne! - nalegała granatowowłosa.- Czarny Kot z pewnością nie jest sam, ostatnie nasze spotkanie mnie w tym utwierdziło. Ostatnie noce przeszukiwałam wszystkie biblioteczki i informacje w internecie, nic nie udało mi się znaleźć. Przynajmniej nic na ten temat. Jedyne czego się dowiedziałam to, że pojedyncza mucha żyje około czterech tygodni...

Tak, Marinette nie miała łatwo. Podczas kiedy wszyscy inni mieli wolne, ona przeszukiwała wszystkie dostępne informacje na temat złotowłosego. Nawet znalazła jego fandom w Japonii, Polsce i w paru innych krajach. Co prawda nie potrafiła pojąć czemuż to ma tyle fanek, skoro całuje wszystkich jak popadnie, ale wiedziała że nie będzie z nim łatwo.

Miała plan?

Wzbudzić w nim zaufanie, jako niewinna i głupiutka Marinette. Następnie kiedy wszystko będzie dopięte na ostatni guzik, zabije go i odbierze wszystko co stanowiłoby zagrożenie. Największą przeszkodą był jednak Władca, przed którym to właśnie stała. Ale wydawało by się że była bardziej stanowcza i odpowiedzialna niż zwykle.

- Nie, nie mogę ryzykować.- wstał i podszedł do dziewczyny. - Jeżeli cokolwiek by ci się stało!? Kto by cię zastąpił na balu? Chyba nie Czasołamaczka, ona mogłaby rozpętać zamieszanie, w końcu wiesz jaka jest.

Granatowowłosej zabłyszczały smutno oczy. Był nieugięty, ale ona wiedziała co ma robić! Wzięła głęboki oddech i spojrzała mu poważnie w oczy.

- Proszę we mnie uwierzyć! - oburzyła się, na co mężczyzna odwrócił wzrok.

Odkąd pamiętał ta dziewczynka była tak stanowcza. Nienawidził jej całym sercem, ale w dniu kiedy zobaczył ją w koszyku piknikowym, owiniętą czerwonoczarnym ręcznikiem brudnym od musztardy wiedział, że jest mu potrzebna. Była naprawdę silną i rozsądną dziewczyną. Czuł w niej swoją córkę.
Może gdyby faktycznie nią była to ten zimny mężczyzna otoczył ją miłością?

- Cóż, masz wrócić jutro rano. Pozwalam tylko na przeszukanie Paryża, może faktycznie nie jest sam- rozkazał na co ta pokiwała głową.

Wyszła, a mężczyzna poczuł ponownie zawroty głowy, co sprawiło że musiał się odmienić.

- Panie, to się zaczyna. - powiedział Noroo, a mężczyzna usiadł nabierając łapczywie powietrza.

- Spokojnie... Marinette to klucz do moich problemów.

Była teraz Marinette, zwykłą dziewczyna, szła w kierunku bliżej jej nie znanym. Bez swoich mocy nie czuła się taka potężna, nie czuła się ważna.
Omijała opustoszały park, dlaczego nie było tam ludzi? W sumie jakby się tak przyjrzeć, nie widziała nikogo oprócz siebie, czy to nie było dziwne?

Dęby, klony, kasztanowce i jarzębiny miały prawie nagie ramiona, zupełnie jak granatowowłosa ubrana tylko w cienki sweterek . Liście, które na nich pozostały, zmieniły swoją barwę. Tańcząc w rytmie jesiennego wiatru, spadały na niekończące się alejki, tworząc barwny dywan. Niektóre z nich tańcząc w rytmie jesiennego wiatru z pełną gracją, wyglądały jak tancerki w kolorowych sukienkach.

Marinette zamyśliła się na chwilę, jak wspaniale byłoby zatańczyć w jaskrawo zielonej, lub różowej sukni, ale nie tak z przymusu. Tak radośnie z jej własnej woli. Podskoczyłaby, po czym wylądowałaby z pełną gracją oczekując owacji na stojąco, po czym zaczęła tańczyć dalej.
Ale natura niestety nie obdarzyła jej specjalnym talentem, nie wyróżniała się.
Kopnęła liście, tak że zawirowały na wietrze, po czym znowu opadły. Nieopodal niej gołębie częstowały się okruchami chleba. Szła dalej, dalej i dalej.

W pewnej chwili z jej brzucha wydobył się kosmiczny dźwięk, a oczy zaszły mgłą. Kto by pomyślał, że nie jedzenie dwa dni tak osłabia człowieka?
Wzięła głęboki oddech chwiejąc się, próbowała zachować równowagę, jednak nic z tego, bo chwilę później jej ciało walnęło o ziemię, a sama ona bezsilnie zasnęła.


Od niespełna trzech dni po złoczyńcach nie było, ani śladu. Tak samo dzisiaj, Czarny Kot przechadzał się właśnie dróżką nieopodal pałacu tego zwyrola. Miał nadzieję spotkać kogoś z jego bandy, może chciał zobaczyć po prostu Missfortune? Musiał w końcu coś wymyślić, żeby rozmiękczyć jej twarde serce, tylko jak?

Zacisnął usta rozmyślając nad tekstami jakimi mógłby ją uraczyć na przykład ,, twoje nogi są tak długie jak szyją żyrafy " jednak właśnie w tej chwili dostrzegł jakiś worek w oddali. Problem w tym, że kiedy się nad nim nachylił okazało się, że nie jest to żaden przedmiot, a granatowowłosa nastolatka leżąca na zimnym betonie z rozciętym prawym policzkiem.

- Hej...- szturchnął ją, jednak ona tylko zacisnęła mocniej oczy.

Biedna dziewczyna, wyglądała na roztrzęsioną. Adrien chwycił ją i pognał w stronę schronu.

xxx

Jaki jest wasz ulubiony ship?
Ja zawsze lubiłam Marichat, dlatego w prawie każdym ff są jakieś sceny, nawet najkrótsze.

Czytasz?

It's just feelings| Zbiór Ksiąg [Zakończone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz