50. Zegarek

520 49 12
                                    

Jimin miał ochotę wymiotować. Spojrzał z przerażeniem na ojczyma i znów miał sześć lat. Ponownie patrzył jak ktoś kogo kocha umiera wykrwawiając się na podłodze, a on był zbyt sparaliżowany strachem, by cokolwiek zrobić. Nie był w stanie nawet wstać i sprawdzić czy Yoongi jeszcze żyje. Spazmy strachu targały całym jego ciałem, aż w końcu nie wytrzymał i zwrócił cały posiłek zjedzony dziś na obiad. A nawet to nie przyniosło ulgi.

- Oj. Jiminie. Coś nie tak? Nie przywitasz się ze swoim tatą?

- Nie... Nie jesteś...

- Oj, daj spokój. To tylko mała formalność. W końcu to ja cię wychowałem.

- Nie prawda.

Mężczyzna uśmiechnął się szeroko i podszedł do klęczącego przy oknie Jimina. Kucnął przy nim i czubkiem noża podniósł mu podbródek, tak że teraz patrzył mu w oczy.

- Spodobał ci się mój prezent? To zdjęcie było chyba dla ciebie ważne, więc pomyślałem, że mogłoby ci być przykro gdybyś je stracił.

Jimin oddychał ciężko. Ledwo co był w stanie wyciągać powietrze. Wiedział, że zaczyna panikować, ale nie był w stanie uwolnić się z tego psychicznego więzienia, w którym tkwił od ponad dwudziestu lat.

- Wiesz Jiminie. Długo chowałem do ciebie urazę za to, że wsadziłeś mnie do więzienia. Początkowo chciałem cię po prostu zabić. Ale kilka lat temu zrozumiałem. Zabicie cię, przyniesie mi tylko chwilową satysfakcję. Jednak patrzenie na twoje cierpienie... - zrobił pauzę i oblizał wargi. - Twoje cierpienie przyniesie mi dużo więcej frajdy. Dlatego mam dla ciebie dobrą wiadomość. Nie zabiję cię. Przynajmniej nie od razu. Zajmę się za to twoim chłopakiem.

- Nie - cichy jęk wyrwał się z gardła Parka.

- Ależ tak. W końcu to osoba, na której najbardziej ci zależy.

Z perwersyjnym uśmiechem na twarzy pogłaskał Jimina po głowie. Odsunął się od niego i podszedł do leżącego kilka metrów dalej Yoongiego. Kopnął go z całej siły w brzuch i powiedział:

- Pobudka gówniarzu. Jeszcze z tobą nie skończyłem. Nawet nie zaczęliśmy się bawić.

Mężczyzna ponownie kopnął go w brzuch na co Yoongi cicho jęknął. Nastąpiło kolejne uderzenie, tym razem w żebra. A po nim następne w nerki.

- Przestań - głos Jimina był tak cichy, że gdyby w pokoju nie panowała grobowa cisza, nikt by go nie usłyszał.          

- Mówiłeś coś? - kolejne uderzenie i kolejny jęk Yoongiego. - No wstawaj dzieciaku, bo nie będzie zabawy.

Jimin zacisnął dłonie w pięści, wbijając swoje paznokcie tak mocno, że spod palców zaczęła przesiąkać krew. Patrzył jak jego ojczym raz za razem uderza ledwie przytomnego Yoongiego i nadal nie był w stanie się ruszyć. Przepełniała go wściekłość. Na siebie, za to, że jest takim tchórzem i na ojczyma, który krzywdził kogoś dla niego cennego, tylko dlatego, że Jimin przeżył. 

A najbardziej był wściekły na to, że nadal boi się tego człowieka. Pomimo tego, że od tych wszystkich wydarzeń minęło osiemnaście lat, on nadal się go bał. Choć już dawno przestał być tym małym, bezbronnym dzieckiem, to wciąż nie miał w sobie na tyle odwagi by przeciwstawić się temu potworowi. Po raz kolejny nie umiał uratować ukochanej osoby.

- Widzisz Jiminie. Twój chłopak nie chce z nami współpracować. Chyba za mocno uderzyłem go w głowę - mężczyzna pokręcił z udawanym żalem głową i pochylił się nad Yoongim, by przekręcić go tak, by leżał twarzą do Parka. 

To nie jest miłość || YoonminWhere stories live. Discover now