31. Testement

794 75 3
                                    

- Gotowy?

- Chyba bardziej już nie będę.

Jimin uśmiechnął się smutno do swojego odbicia. W nocy nie mógł spać, przez co jego twarz zdobiły wielkie sińce pod oczami. Od czasu operacji słabo sypiał przez ciągłe bóle. Lekarze mówili, że to normalne i jak rany w pełni się zagoją to powinien się poczuć dużo lepiej. Wcale to nie pocieszało Parka, bo wszystko goiło się piekielnie wolno, a on miał już tego wszystkiego serdecznie dość. W dodatku stres przed nadchodzącym spotkaniem niczego mu nie ułatwiał.

- Na pewno chcesz bym z tobą poszedł?

Jimin szybko odwrócił się w stronę Yoongiego, który siedział na łóżku przyglądając się mu. Myśl, że miałoby go przy nim nie być przerażała go. To zaskakujące, jak bardzo zdążył się do niego przywiązać. Jeszcze rok temu, był dla niego zwykłym klientem kawiarni. Prawda, był jednym z jego ulubionych klientów, mimo to nie wykraczał po za ten obszar. A dziś? Był dla niego wszystkim. Gdyby nie ten szarowłosy chłopak, po śmierci ojca nie miałby nikogo bliskiego. Oczywiście miał przyjaciół, ale z nimi było zupełnie inaczej. 

- Oczywiście, że tak. Gdybym nie chciał, to bym cię o to nie prosił.

- Wiem, ale wolałem się upewnić. W takim razie chodź. Nie powinniśmy się spóźniać. 

Park skinął głową i skierował się do drzwi. Razem z Yoongim jechał na spotkanie z prawnikiem ojca. Wszyscy czekali te dwa tygodnie, aż wyjdzie ze szpitala, z otworzeniem testamentu. Jak dla Jimina, to mogli ten testament otworzyć dawno temu. I tak nie podejrzewał by ojciec coś mu zostawił. Jako nieślubne dziecko nie miał zbyt wielu nadziei. Nawet jeśli tata go oficjalnie przyjął do rodziny to wciąż był bękartem i wielu osobom mogło się to nie podobać. Jednak prawnik nalegał, twierdząc, że pan Jeon zażyczył sobie by przy odczytaniu testamentu byli wszyscy najważniejsi członkowie jego rodziny. Co znaczyło, że obecna będzie również jego macocha i dziadkowie.

Swoich dziadków widział dokładnie cztery razy w życiu, w tym raz na pogrzebie ojca. Już przy pierwszym spotkaniu wykazywali do niego niechęć, a miał wtedy zaledwie osiem lat. Przy drugim spotkaniu, kiedy miał lat dwanaście, prosto w twarz powiedzieli mu, że go nienawidzą. Trzeci raz zobaczył ich zaraz po wypadku, kiedy powiedzieli mu, że byliby szczęśliwi gdyby zginął. Podczas pogrzebu nie powiedzieli nic. Unikali go przez całą uroczystość, a na kolacji traktowali go jakby nie istniał. Dla Jimina tak było lepiej. Wolał to, niż ich wrogość. Mimo wszystko i tak go to bolało. W końcu byli jedynymi dziadkami jakich miał. 

- O czym tak myślisz? - delikatny głos Yoongiego wyrwał go z zamyślenia. 

- O dziadkach. Zastanawiałem się jak się zachowają. 

- I do czego doszedłeś?

- Sam nie wiem - Jimin wzruszył ramionami i spojrzał przez szybę, na moknących w deszczu ludzi. - Pewnie będą się wsiekać, że przeze mnie musieli tyle czekać. Albo będzie tak jak na pogrzebie i będą udawać, że mnie tam w ogóle nie ma. 

- Będzie dobrze - zimna dłoń Sugi odnalazła tę jego i ścisnęła mocno, na potwierdzenie jego słów. - Skoro są na tyle głupi i niedojrzali by cię nienawidzić tylko dla tego, że jesteś sobą to trudno. Nie przejmuj się nimi, bo nie są tego warci. 

- Wiem. Ale mimo wszystko trochę się boję. 

Przez resztę drogi Yoongi gładził kciukiem wierzch jego dłoni. Choć był to mały gest, Jimin poczuł się dzięki niemu dużo lepiej. Choć czuł na sercu wielki kamień, a żołądek miał zawiązany w doskonały węzeł żeglarski, to wiedział, że z Yoongim u swego boku jakoś sobie poradzi. 

To nie jest miłość || YoonminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz