50.Przeprowadzka

15K 468 39
                                    




- Cieszysz się? - usłyszałam.

- Z tego, że wyjeżdżamy do Los Angeles? No pewnie! - zapiszczałam radośnie i wsiadłam do samochodu. Dzisiaj opuszczamy Waszyngton i przeprowadzamy się do słonecznej Kalifornii. Poprzewoziliśmy już tam wszystkie swoje rzeczy, kupiliśmy nowe meble i ozdoby. Brakuje tam teraz tylko nas i... naszych dzieci, które mają przyjść na świat już za niecały miesiąc. Mój brzuszek jest naprawdę duży i sprawia trochę problemów przy codziennych czynnościach. Ale czego się dziwić przy bliźniaczej ciąży?

- Mel?

- Tak, skarbie?

- Dalej chciałabyś nazwać dzieci Ariana i Jason? - zapytał, a ja wróciłam wspomnieniami do dnia, w którym mu o tym powiedziałam.

- Chyba nie. - odpowiedziałam spoglądając przez okno.

- Nie? Dlaczego?

- Wiesz... Nie zbyt przemyślałam to, że moja córka nazywałaby się jak moje wszystkie lalki z dzieciństwa, a syn jak... piesek.

- Nazwałaś psa Jason? - zaśmiał się, na co lekko uderzyłam go w ramię. - Dobra, już dobra. - powiedział przez śmiech. - A teraz jakie imiona ci się podobają?

- Hmm... - mruknęłam. - Może... Sabrina i Rick?

- A pamiętasz kuzynkę Sabrinę? Poznałaś ją na weselu.

- To ta upierdliwa siedmiolatka, która latała za Marco? - dopytałam, na co mój mąż kiwnął twierdząco głową.

- Sabrina odpada.


***


Po naprawdę długiej drodze nareszcie byliśmy na miejscu. Wysiadłam ostrożnie z samochodu i spojrzałam na budynek. Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że zamieszkam w tak ładnym domu. Całe życie tułałam się po ciasnych mieszkaniach. Dwa lata mieszkałam z dziadkami, a teraz... mam najcudowniejszego męża na świecie, prześliczny dom w Kalifornii, sieć hoteli, wspaniałych przyjaciół no i dwójkę dzieci w drodze. Wiem, że często o tym wspominam, ale naprawdę nie mogę uwierzyć, że ja-zwykła dziewczyna, która całe życie miała pod górkę, po próbie samobójczej, porwana przez gangstera, wyszła na prostą.

Wiele dziewczyn może mi teraz zazdrościć życia, psuć je, dokuczać, ale szczerze mam to teraz gdzieś. Najważniejsza jest dla mnie rodzina i przyjaciele,a więc jeśli ktoś spróbuje ich skrzywdzić to skończy z ołowiową kulką między oczami.

Weszłam do budynku i pierwsze co zobaczyłam to salon wypełniony meblami najwyższej jakości, które sama wybierałam. Jeśli chodzi o dekorowanie wnętrz to Matthew zostawił mi wolną rękę. Urządziłam każdy z czterech pokoi, salon, kuchnię i łazienki. Efekt końcowy był lepszy niż zakładałam.

- O cholera, naprawdę tu ładnie. - przyznała Ruth,na co się szeroko uśmiechnęłam. - Naprawdę sama to urządziłaś?
- Owszem. - powiedziałam dumnie.
- W takim razie oficjalnie zostałaś dekoratorką naszego domu. Alee to dopiero jak maleństwa przyjdą na świat. - wyszeptała czarnowłosa schylając się na wysokość mojego brzucha.
No tak, mama wieloryb...
- Cześć dzieciaki, tu ciocia Ruth. Czekamy na was, wiecie? Mam już nawet dla was prezenty. Jak trochę podrośniecie będę wam dawała mnóstwo słodyczy, ale ciiiii, nie mówcie nic rodzicom...
- Ruth, nie przesadzaj proszę. - zachichotałam.
- Dobra, dobra. A myśleliście już nad imionami?
- Hmm... Niby coś tam wspomnieliśmy, ale nie mamy żadnych faworytów. - odpowiedziałam, na co dziewczyna wytrzeszczyła oczy.
- Melanie, jesteś w ósmym miesiącu ciąż! Możesz zacząć rodzic nawet... teraz!
- Ruth, termin mam dopiero za miesiąc. Nie urodzę wcześniaków.
- A skąd wiesz? - pogroziła palcem. Wyglądało to dosyć zabawnie. - Hmm... A jak byłaś dzieckiem? Przecież każdy bawił się kiedyś w mamę.
- Jak byłam dzieckiem każdą swoją lalkę nazywałam Ariana. I miałam pieska Jason'a.
- Ooo, to fajnie! Ariana może nie bardzo... a Jason?
- Wpadł pod koła.
- Uhh...

***

MATT

Siedzieliśmy wszyscy przy kominku i wspominaliśmy stare dzieje, gdy nagle zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz i przewróciłem oczami.
- Co się dzieje? - zapytała moja żona.
- Vivian do mnie dzwoni. - powiedziałem, po czym odrzuciłem połączenie. - A spierdalaj. - powiedziałem pod nosem. Może i niby to ja skrzywdziłem ją, ale niczego nie żałuję. Dzięki temu jestem najszczęśliwszym facetem na świecie.
Kilka minut później telefon znowu rozbrzmiał.
- Nosz kurwa. - warknąłem.
- Daj mi. - rozkazała Mel, a ja posłusznie podałem jej komórkę.
- Witam, tu Melanie Jeffrey. Niestety mój mąż nie może teraz odebrać telefonu. Pozdrawiam i żegnam. - powiedziała nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź tej jędzy. Moja słodka żona znowu załatwiła sprawę jak trzeba.
Usiadłem obok pięknej brunetki i złożyłem czułego całusa na jej czole. Nie wiem, czy zauważyliście, ale lubię całować ją w czoło.
Wziąłem w rękę swój telefon i zablokowałem numer Vivian.
Teraz już nic nie stanie nam na przeszkodzie w szczęśliwym życiu...
Ale jakby nie patrząc z tą kobietą zawsze są jakieś przygody.
- Ludzie, teraz ważna sprawa. - odezwał się nagle Kenneth. - Imiona dla moich chrześniaków.

________

I tak właśnie maraton dobiegł końca, a z nim również książka. Nie sądziłam, że będzie mi z tego powodu tak strasznie smutno :p A zwłaszcza wtedy, gdy książka jest w top 3 w romans. Odkąd się tam znajduje czyta ją naprawdę masa osób.
No cóż, nie pozostaje mi nic innego niż poproszenie Was, abyście pisali imiona dla bliźniaków w komentarzach!
Epilog powinien również niedługo wlecieć, a jeśli naprawdę bardzo będzie mi brakować tej książki to dodam jakieś bonusowe rozdziały :D
Pamiętajcie o pisaniu imion w komentarzach!
Do następnego, pa! <3

Love on a gangsterOnde as histórias ganham vida. Descobre agora