28.Żegnaj, kutasie

16.2K 483 5
                                    

Tej nocy spałam tylko chwilkę. Na ciele miałam siniaki i zadrapania. Obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi. Do pomieszczenia wszedł Pedro - goryl Tracelli'ego. Położył tacę z jedzeniem na podłogę i opuścił piwnicę. Na śniadanie miałam zjeść kromkę chleba z nutellą i szklankę wody. Nie miałam ochoty nic jeść. Byłam bezsilna. Chciałam, żeby to wszystko okazało się snem. Głupim koszmarem, po którym obudzę się w ciepłym łóżeczku obok mojego ukochanego... Tęsknię za nim. Za jego głosem, dotykiem, zapachem...
Nagle z moich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk otwierania drzwi. Ten kutas wrócił.
- Cześć, skarbie. Jak się czujesz? - zapytał, po czym spojrzał na nienaruszoną tacę z jedzeniem. - Nie chcesz jeść? - warknął i kopnął przedmiot. Szklanka rozbiła się, a woda prysnęła na mnie. Była lodowata. - To w ogóle nie dostaniesz.
Włoch podszedł do mnie i szarpnął za włosy.
- Są takie piękne. Szkoda by było, gdyby ktoś się ich pozbył. - zaśmiał się. - Jeffrey wiedział, kogo bierze. Niezła z ciebie laska. - spojrzałam na niego wzrokiem pełnym nienawiści. Tracelli wziął zamach i już miał mnie uderzyć, ale usłyszeliśmy pikanie... kurwa. Telefon!
- Co to kurwa jest?! - warknął, po czym bez żadnego uprzedzenia wsadził mi rękę w stanik i wyjął komórkę. Myślałam, że się zrzygam. - Myślisz, że jestem aż takim debilem?! - wrzasnął nieźle wkurwiony.
- Do kogo już dzwoniłaś ?! - zapytał łapiąc mnie za szyję. - DO KOGO?!
- Do nikogo. - wybełkotałam cicho, co spowodowali, że mężczyzna zacisnął uścisk. Kiedy zaczynało już mi brakować powietrza ten psychol puścił mnie, po czym z całej siły uderzył mnie w policzek. Chwilę póżniej złapał mnie za włosy i dosłownie zaciągnął pod drzwi.
- Pedro, szykuj auto i worek. - rozkazał i spojrzał na mój telefon, który zaraz roztrzaskał na drobny mak.
Następny jego ruch to założenie mi materiału na głowę i wsadzenie do bagażnika samochodu. Bardzo się bałam. Miałam nadzieję, że nie są to moje ostatnie oddechy...

MATT

Znaleźliśmy ją. Znaleźliśmy moją ukochaną. Andrew wytropił sygnał jej komórki.
Razem z Marco pojechaliśmy do naszego mieszkania, aby zabrać kilka pistoletów.
- Marco, szybciej. - poganiałem przyjaciela. Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi, które po chwili przeobraziło się w walenie do drzwi. Nie zdążyłem do nich dojść, gdyż otworzyły się same. Do środka wszedł ktoś, kogo w tym momencie chciałem powiesić wraz z dwoma ochroniarzami i jakąś dziewczyną w worku na głowie. Chwila... to nie jakaś dziewczyna... To moja Mel!
- Oddawaj ją, szmaciarzu. - warknąłem podchodząc do Tracelli'ego z nożykiem w ręku. W tej właśnie chwili z głowy mojej ukochanej zdjęto materiałowy worek. Była cała poobijana. Jej ciało było pokryte siniakami, zadrapaniami i zaschniętą krwią. Miała wiele rozcięć i blizn. Twarz była... zdewastowana. Ten skurwiel... zapłaci za to.
- Matt... - szepnęła spoglądając na mnie swoimi pięknymi brązowymi oczami, które zdradzały brak snu i wielogodzinny płacz.
- Jesteś trupem. - warknąłem i rzuciłem się na tego skurwiela. Jednym płynnym ruchem pozostawiłem mu rozcięcie wzdłuż twarzy.
- Ty gnido. - warknął wkurwiony. W tym samym momencie wyjął pistolet zza paska i skierował nim wprost na Melanie. Rzuciłem się, aby ją obronić, lecz przytrzymało mnie tych dwóch kutasów.
- Patrz, jak ginie na twoich oczach. - powiedział i odbezpieczyć broń.
- Matt, kocham cię. - wyszeptała brunetka, po czym spuściła głowę i zamknęła oczy prawdopodobnie czekając na najgorsze. Nigdy w życiu na to nie pozwolę. Szarpałem się i wyrywałem, lecz nieskutecznie. Zrezygnowany w pewnym momencie usłyszałem gwizd zza ściany. Następne rzeczy zdarzyły się tak szybko... Dwa strzały, zdezorientowanie i kolejny strzał. Marco wyeliminował dwóch ochroniarzy strzałem w głowę, następny pocisk wylądował w... Melanie. Musiałem jej szybko pomóc, lecz nie mogłem tego zrobić, kiedy Tracelli jeszcze oddychał.
- Ja się tym zajmę. - powiedział mój przyjaciel i obezwładnił Włocha. W tym samym czasie uklęknąłem przy mojej ukochanej.
- Skarbie, wszystko będzie dobrze. Nie opuszczaj mnie... - szepnąłem gładząc ją po policzku. Szybko wybrałem numer do Elvisa, aby wszyscy zjawili się tu w trybie natychmiastowym z lekarzem. Dzięki Bogu wzięli moje słowa na poważnie i za piętnaście minut lekarz opatrywał już ranę nieprzytomnej Mel. Nie wiem, jakim cudem tak szybko się wyrobili. Tracelli na szczęście nie trafił w zamierzone miejsce i kula trafiła w brak mojej dziewczyny. Przeszła na wylot.
- Matthew, odsuń się. - rozkazał lekarz, który podawał jakieś zastrzyki drobnej brunetce. Niestety musiałem wykonać jego polecenie, więc podeszłam do Marco i Tibo.
- Nie żyje? - zapytałem.
- Zemdlał. - pokiwałam głową na znak, że zrozumiałem i zacząłem budzić Włocha.
- Jeffrey? Nie zabiłeś mnie? - zapytał zdziwiony, gdy tylko odzyskał świadomość. Po chwili wyciągnąłem broń zza paska i wycelowałem. Oddałem cztery strzały. Kolana - aby nie uciekł. Bark - za Melanie. Jądra - zawsze chciałem to zrobić. Ostatni nabój wylądował w płucach tego kutasa, aby zapewnić mu długą i bolesną smierć w męczarniach.
- Arrivederci, cazzo.* - pożegnałem go w jego ojczystym języku i odszedłem spokojnym krokiem do mojej ukochanej. Nie pozwolę jej umrzeć. Nigdy.

/
* Arrivederci, cazzo. - Żegnaj, kutasie.

Love on a gangsterWhere stories live. Discover now