31.To koniec

16K 510 7
                                    

Od ostatnich wydarzeń minął tydzień. Tydzień nieustannego płaczu i smutku. Nie miałam przy sobie nikogo, komu mogłabym powiedzieć o wszystkim. Kogoś, kto wiedział już czym zajmuje się mój były chłopak i kto by mnie zrozumiał. Zrozumiał, że go kocham jak szalona i nie łatwo będzie mi się od niego odzwyczaić.
- Melanie, jesteś głodna? - zapytała babcia, gdy tylko weszłam do kuchni.
- Jak wilk. - uśmiechnęłam się, po czym usiadłam przy stole. Chwilę później na moim talerzu pojawiło się kilka naleśników z syropem klonowym.
- Złotko, dziś na obiad przyjdzie pan Mitchell. - uśmiechnęła się. - Pamiętasz jego syna?
- Mitchell... - pomyślałam. - Ahaa! Kenneth! - przypomniałam sobie. - Ten, z którym zawsze bawiłam się na podwórku jak tu przyjeżdżałam?
- Dokładnie tak. Przyjdą oboje na obiad. Pomogłabyś mi przygotować pieczeń?
- Pewnie, babciu.

***

- Mel, otworzysz drzwi? - powiedziała babcia kończąc nakrywać do stołu. Pokiwałam głową, po czym poszłam wykonać czynność, o którą poprosiła mnie staruszka.
- Dzień dobry, zapraszam. - powitałam mężczyznę stojącego w progu.
- O mój Boże, Melanie? Melanie Tibbets? Czy to ty? - zaśmiał się. - Jak ty wyrosłaś. - uśmiechnęłam się, po czym oboje poszliśmy do jadalni. Pan Mitchell przywitał się z moimi dziadkami, po czym wszyscy zasiedliśmy do stołu. Chwilę później usłyszeliśmy ponowne pukanie do drzwi.
- Otworzę. - oznajmiła babcia wstając z krzesła. Chwilę później wróciła z pewnym młodym mężczyzną u boku.
- Przepraszam za spóźnienie, musiałem popracować troszkę dłużej. - uśmiechnął się, po czym zjechał wzrokiem na mnie. - A niech mnie. - jego oczy się powiększyły. - Melanie we własnej osobie. Pamiętasz mnie?
- A jakbym mogła zapomnieć? - posłałam blondynowi serdeczny uśmiech, po czym wszyscy zajęliśmy się spożywaniem posiłku. W pewnym momencie poczułam wibracje w kieszeni spodni. Przeprosiłam wszystkich, po czym udałam się do kuchni.
- Halo? - powiedziałam, gdy tylko wcisnęłam zieloną słuchawkę. Nikt nie odpowiadał. - Halo? Kto mówi? - zaniepokoiłam się. Widocznie Kenneth to zauważył, bo chwilę później stał obok mnie.
- Wszystko w porządku? - zapytał, na co kiwnęłam głową.
- Najwidoczniej ktoś się pomylił. - rozłączyłam się, po czym oboje wróciliśmy do stołu.

***

MATT

Wróciłem do domu i poczułem pustkę. Te uczucie towarzyszyło mi od kiedy rozstałem się z Melanie. Czy ją kocham? Oczywiście, że tak, a więc dlatego nie mogłem pozwolić zostać jej u mojego boku. To zbyt niebezpieczne. Przez moje pieprzone grzechy mogła zginąć.

Podszedłem do barku, w którym trzymałem alkohol i napełniłem szklankę whisky. Nektar prawdziwych mężczyzn - jakby to powiedział mój ojciec. Moje życie stało się jedną, wielką rutyną. Wstaję, pracuję, wracam do domu i kładę się spać. Czasami w grę wchodzą wieczory takie jak ten, czyli siedzenie na balkonie i alkoholizowanie się. Zacząłem kulturalnie jedną szklaneczką, ale mam kurwa zamiar zalać się dziś w trupa.
Boże, naprawdę ze mną źle, skoro piję sam... - pomyślałem, po czym sięgnąłem po telefon i wybrałem numer Marco, który siedział w pokoju obok, lecz nie chciało mi się kurwa ruszyć dupy i go zawołać. Mój przyjaciel zjawił się chwilę później i razem zatraciliśmy się w smaku alkoholu.

***

Rano oczywiście dopadł mnie kac morderca. Głowa pękała niemiłosiernie.
- Trzymaj. - powiedział Marco podając mi aspirynę i butelkę wody. Jest w dobrym stanie, bo wypił o wiele mniej niż ja.
Łyknąłem dwie tabletki, po czym wstałem i udałem się pod prysznic. Kocham zimne kąpiele, szczególnie na kacu.
Sięgnąłem po płyn, aby doszczętnie pozbyć się zapachu alkoholu. Wtedy poczułem ten zapach. Zapach, który czułem przez ostatnie cztery miesiące. Pieprzone cztery miesiące, gdy u mojego boku była najwspanialsza kobieta pod słońcem. Prześliczna, brązowooka brunetka z jasną karnacją i pełnymi, słodkimi ustami, której głos brzmiał jak śpiew ptaków. Pierdolonych słowików. I ten zapach... kokosa. Czuję go właśnie teraz, gdy użyłem jej płynu pod prysznic.
Wszyscy myślą, że jestem jebanym, nieczułym twardzielem, ale też mam uczucia. Chociażby ból. Nie fizyczny, ale psychiczny. Czułem go, gdy musiałem powiedzieć Melanie, że musi ode mnie odejść. Szczerze mówiąc dalej go czuję, bo cholernie za nią tęsknię. Szalenie ją kocham i strasznie żałuję decyzji, którą podjąłem. Mel była... moim życiem. Mimo, że nasz związek trwał tylko cztery miesiące mógłbym oddać za nią serce... a nawet i płuca. Poświęciłbym życie za ponowne usłyszenie jej głosu...
Chwila.
Wytarłem się szybko ręcznikiem, po czym narzuciłem na siebie jakąś koszulkę oraz dresy i poszedłem do sypialni po swój telefon. Usiadłem na kanapie z urządzeniem w ręku zacięcie się w nie wpatrując. Gdyby ktoś mnie wtedy zobaczył pomyślałby, że mam coś nie tak z głową.
Po głębszych przemyśleniach zastrzegłem swój numer, po czym zadzwoniłem do kobiety, która teraz przeze mnie prawdopodobnie cierpiała. Po kilku sygnałach usłyszałem jej słodki głos.
- Halo? - tak, to była moja Melanie. Chciałem jej powiedzieć, że bardzo ją przepraszam i poprosić, aby wróciła, ale... nie mogłem wydusić z siebie żadnego słowa. - Kto mówi? - usłyszałem po drugiej stronie słuchawki, a chwilę później wydarzyło się coś, dzięki czemu porzuciłem swoje nadzieje.
- Wszystko w porządku? - do moich uszu dotarły słowa skierowane do kobiety, do której zadzwoniłem.
- Najwidoczniej ktoś się pomylił. - odpowiedziała moja ukochana i się rozłączyła.
Właśnie ją straciłem. Straciłem moją ukochaną.
Nie wiele myśląc udałem się do holu, aby wyciągnąć z kurtki Marco papierosy. Wziąłem jednego i odpaliłem. Nigdy w życiu tego nie robiłem, ale zacznę.

Love on a gangsterTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang