MATT
Promienie słoneczne zbudziły mnie z mocnego snu. Rozejrzałem się po pokoju i dostrzegłem, że nie ma nigdzie mojej drobnej bruneteczki. Znaczy... jeszcze nie mojej.
Sięgnąłem po mój telefon i wybrałem numer do Melanie. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci i nic. Postanowiłem napisać SMS'a, aby upewnić się, że nic jej nie jest.Do:Melanie
Gdzie jesteś? Martwię się, mała.A co, jeśli coś jej się stało?
Cholera, Matt przecież to Mel. Nic jej nie jest.
Poszedłem do swojego pokoju, aby wziąć długi prysznic, po którym założyłem biały t-shirt i dżinsy. Wyszedłem z pomieszczenia i ruszyłem do recepcji.
- Witaj, szefie.
- Cześć Ronald. Co u dzieci? - zapytałem swojego pracownika.
- Toby ma ospę, a Veenie znalazła sobie chłopaka. - westchnął.
- I co? Nastraszyłeś go już? - zaśmiałem się.
- Pan się śmieje, a mi się nóż w kieszeni otwiera, gdy widzę, jak ją całuję. Zresztą, jeśli sam będziesz miał córkę i znajdzie sobie chłopaka wtedy to ja będę się śmiał. - przewrócił oczami.
Ronald to mój pracownik od bardzo dawna. Odkąd założyłem hotel pracuje tutaj. Znam jego żonę i dzieci, ale mimo tego Ronald nie chce przestać mówić do mnie „pan", mimo że jest ode mnie starszy o jakieś dziesięć lat.
- A jeśli będę miał syna zamiast córki? - uśmiechnąłem się cwanie.
- To wtedy będziesz musiał przeprowadzić z nim rozmowę na temat seksu, zabezpieczania się i kobiet.
- A co u Samanthy? - zapytałem wesoły.
- Pojechała do spa z psiapsiółkami. - zasmucił się.
- Oj tam. Należy jej się. - pocieszyłem mężczyznę.
- Jak będzie szef czegoś potrzebował, niech szef woła.
- I wzajemnie, Ronaldzie. - uśmiechnąłem się do przyjaznego mężczyzny i poszedłem do swojego biura. Zająłem się biurowymi sprawami, gdy nagle poczułem wibracje w kieszeni.Od:Melanie
Jestem w pracy, wracam o siedemnastej ;)Kamień spadł mi z serca, gdy to przeczytałem. Teraz wiem, że moja Mel jest bezpieczna. Szczerzyłem się do siebie jak idiota, gdy do mojego gabinetu wbiegł blondyn.
- Szefie, kurwa.
- Też miło cię widzieć, Marco. - przewróciłem oczami. - Czego?
- Kojarzy szef tę wstrętną ropuchę, co wczoraj zrobiła zamieszanie na pół hotelu?
- W sensie matkę Melanie?
- No. Właśnie drze się na Ronalda. Niech szef szybko tu przyjdzie, bo zaraz będziemy tu mieli mini-zapasy. - powiedział, a ja szybko wstałem z fotela i pobiegłem do holu. Przy recepcji stała pani Tibbets i darła się na starszego mężczyznę.
- Co tu się dzieje? - zapytałem przerywając w ten sposób tej dwójce.
- Ta pani sądzi, że zostawiła coś w swoim pokoju, kiedy się wymeldowywała. Teraz ten pokój zajmuje ktoś inny. - wyjaśnił.
- Niestety, wczoraj pokojowa niczego nie znalazła, kiedy sprzątała to pomieszczenie.
- Jesteście wszyscy beznadziejni! - krzyknęła, dzięki czemu obejrzało się za nami kilka osób.
- Proszę się uspokoić. - rozkazałem.
- A ty - wskazała na mnie. - Jesteś równie beznadziejny jak moja puszczalska córka.
Przesadziła.
- O nie, proszę pani. To nie Melanie jest beznadziejna, tylko pani.
- Słucham? - oburzyła się.
- Proszę opuścić hotel. - rozkazałem gniewnie.
- Nie ma mowy. - krzyknęła.
- Marco, pokaż pani, gdzie jest wyjście. - powiedziałem i wróciłem do swojego biura.***
MELANIE
- A słyszałaś, że ten twój ginekolog odszedł z pracy? Podobno miał jakiś wypadek. - powiedziała Cat.
- Ohh, naprawdę? - udałam zdziwioną.
- Dlaczego zerwaliście? - zapytała.
- Nie pasowaliśmy do siebie. - rzuciłam i zabrałam swoją torebkę. Mój dyżur minął zaskakująco szybko. Pożegnałam się z przyjaciółką i szybkim krokiem ruszyłam na parking. Wsiadłam do swojego auta i udałam się w stronę hotelu należącego do nieziemsko przystojnego bruneta. Zaparkowałam przed pokaźnym budynkiem i weszłam do środka. Poszłam prosto do swojego pokoju. Otworzyłam drzwi i ujrzałam leżącego na moim łóżku Matt'a.
- Co tu robisz? - uśmiechnęłam się.
- Czekam na piękną kobietę, którą zaproszę na kolację. - odwzajemnił uśmiech.
- W sensie na mnie?
- Dokładnie tak, mała. - podszedł i szepnął mi to zdanie do ucha. - Bądź gotowa za pół godziny. - powiedział i wyszedł. Czym prędzej pobiegłam pod prysznic. Użyłam mojego ukochanego kokosowego żelu. Po kąpieli nabalsamowałam ciało, wykonałam nieco mocniejszy makijaż niż zwykle i wyprostowałam świeżo umyte włosy. Nadszedł czas na strój. Postawiłam na długą, czarną sukienkę z wycięciem na nodze i odsłoniętymi ramionami. Całość dopełniłam czarnymi szpilkami. Zabrałam kopertową torebeczkę i zeszłam na dół. Ujrzałam tam prawdziwego boga w garniturze. Matt wyglądał nieziemsko. Kiedy mnie zobaczył oczy mu się zaświeciły.
- Wow... - wydusił. - Wyglądasz prześlicznie.
- Dziękuję. Ty też się postarałeś. - uśmiechnęłam się szeroko.
Wyszliśmy razem z hotelu i wsiedliśmy do Mustanga bruneta.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam.
- Na kolację. - uśmiechnął się cwanie.
- A dokładniej?
- Zobaczysz. - powiedział, a ja przewróciłam oczami i włączyłam radio. Akurat leciała moja ulubiona piosenka, więc zaczęłam cicho ją nucić.
- Zaśpiewaj. - usłyszałam.
- Co?
- Zaśpiewaj, mała. Wiem, że umiesz. - uśmiechnął się.
- Nie śpiewam przed kimś... - westchnęłam.
- Okej, jak chcesz. - rzekł, a za chwilę zaczął drzeć się... tak, drzeć... na całe gardło. Nie mogłam powstrzymać śmiechu, ale po chwili dołączyłam do niego z tym całym „śpiewaniem". Kiedy zatrzymaliśmy się przed restauracją opierałam łzy śmiechu. Dawno nic mnie tak nie rozśmieszyło.
- Masz głos anioła, Matt. - zażartowałam, gdy wychodziłam z samochodu.
Kiedy wchodziliśmy do budynku Matthew cały czas obejmował mnie w talii. Nie przeszkadzało mi to ani trochę.
- Nazwisko? - powiedział salowy, po czym spojrzał na nas.
- Jeffrey.
Chłopak sprawdził coś w komputerze i pokiwał głową.
- Proszę za mną. - rozkazał, a my wykonaliśmy jego polecenie. Usiedliśmy w oddalonym od innych stoliku. Kelner przyniósł nam kartę dań, ale przy okazji obczajał niezbyt dyskretnie moje cycki.
- Nie ma pan co robić? - warknął brunet, z którym tu przyszłam. Młody kelner speszył si i bez słowa odszedł od naszego stolika. Wzięłam menu i zaczęłam czytać. Wybrałam sobie makaron z krewetkami. Siedzieliśmy w luksusowej restauracji, na którą pewnie nigdy w życiu nie byłoby mnie stać.
- Melanie? - powiedział cicho przystojny mężczyzna siedzący naprzeciwko mnie.
- Tak?
- Słuchaj, te pół roku temu... ja nie mówiłem prawdy.
- W jakiej sprawie? - zdziwiłam się.
- Zależało mi ma tobie jak cholera... Ale nie mogłem pozwolić, aby coś ci się stało ze względu na to, kim jestem. - posmutniał.
Miałam mieszane uczucia. Radość i smutek. Nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Matt... - dotknęłam jego ręki. - Wszystko dobrze.
Tak, Mel, a teraz powiedz jeszcze, żeby nie był smutny, ty pieprzona pocieszycielko.
- W dzień, w który Perry spłacił dług ja... chciałem ci to powiedzieć. - wyznał, a ja dostałam jakiegoś paraliżu. On chciał mi to wyznać już wcześniej... On chciał ze mną być... Tylko, że ja nie wiem, czy dalej czuję to samo.
- Matthew, ja... nie jestem pewna co do swoich uczuć.
- Nie musisz nic z tym robić. Chciałem ci to po prostu powiedzieć. - rzekł, a ja ścisnęłam mocniej jego dłoń. - Mam coś dla ciebie. - powiedział i wyjął małe pudełeczko z kieszeni marynarki.
- Matt, nie trzeba było. - uśmiechnęłam się. Wzięłam pudełeczko do ręki i zdjęłam pokrywkę. Moim oczom ukazała się prześliczna, złota celebrytka z małym pistoletem.
- O mój Boże... to jest piękne. - powiedziałam.
- Pomogę ci założyć. - oznajmił, po czym wziął wisiorek w rękę i zapiął mi go na szyi.
Po zjedzeniu kolacji jeszcze chwilę porozmawialiśmy, po czym Jeffrey zapłacił rachunek i opuściliśmy lokal.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam, kiedy zorientowałam się, że nie wracamy do hotelu.
- Zobaczysz. - powiedział brunet z przyklejonym tym swoim chytrym uśmiechem. Jak ja go kocham... znaczy uśmiech./
Tak wygląda naszyjnik Mel:
CZYTASZ
Love on a gangster
RomanceMelanie zostaje pomylona ze swoją starszą siostrą i porwana przez najbardziej wpływowego gangstera w Nowym Jorku - Matt'a Jeffrey'a. Najwyższe rankingi: #3 w ROMANS (10.10.2018; 16.02.2021) #2 w ROMANS (20.10.2018) #1 w ROMANS (25.10.2018) #5 w ROMA...