21.Szczęściara

21.8K 651 55
                                    

MELANIE

- Rany... - tylko na to mnie było stać. Po tej całej opowieści tylko to mogłam powiedzieć.
Melanie, ty idiotko.
Nie wiedziałam, jak mam to skomentować, więc po prostu go przytuliłam.
- Przykro mi. - szepnęłam, a mój chłopak cicho westchnął.
- Chodź, zabiorę cię gdzieś. - powiedział i złapał mnie za rękę.
Wyszliśmy tylnymi drzwiami i weszliśmy do ogromnego ogrodu. Było tam mnóstwo kolorowych, pachnących i żywych kwiatów.
- Jak tu pięknie. - przyznałam. Byłam tu pierwszy raz, mimo iż kiedy wcześniej tu mieszkałam mogłam swobodnie chodzić po posesji Jeffrey'a.
- Racja. Kiedy wyjechałaś często tu bywałem. Ten ogród przypomina mi ciebie. - wyznał.
- Dlaczego?
- Jest pełen życia, piękny, kolorowy. I czas spędzony tu jest bardzo przyjemny. - uśmiechnął się, po czym złożył na moim czole delikatny pocałunek.
- Kocham cię, Matt. - przytuliłam się do ukochanego.
- Ja mocniej, kotku.

***

Nastał wieczór, a rezydencja Matt'a tętniła życiem. Ochroniarze, włączając w to Elvisa, razem z Matthew'em grali w karty i popijali piwo. Ja i Ruth obserwowałyśmy grę facetów i niekiedy śmiałyśmy się z żartów Ethan'a. Trochę po godzinie 20 razem z moim chłopakiem udałam się do Subway'a, aby kupić jedzenie stadzie wygłodniałych goryli, ponieważ nikomu nie chciało się o tej porze gotować.
- Kochanie? - powiedziałam, gdy siedzieliśmy w aucie. - Czy te wydarzenia, o których mi dziś opowiedziałeś działy się w... tym domu?
- Chodzi co o dom, w którym teraz mieszkam?
- Tak... - Matt położył swoją dłoń na moje udo.
- Tak. - wyznał.
Ja pierdolę, śpię w miejscu, gdzie zginęło multum pieprzonym osób.
Kurwa.
Kurwa.
Kurwa.
Kurwa.
- Coś się stało? - zapytał troskliwie.
- Tak, znaczy nie. Znaczy... boję się duchów. - wyznałam, a Matt parsknął śmiechem i mało co, a walnąłby w kierownicę. - Uspokój się, ogierze. - zaśmiałam się.
- Mel, duchy nie istnieją. - zaśmiał się.
- A skąd wiesz?
- A widziałaś kiedyś jakiegoś?
- Na filmach. - zarumieniłam się.
- Kochanie, to tylko filmy. Duchy nie istnieją. - uśmiechnął się do mnie.
Po złożeniu dosyć dużego zamówienia w Subway'u pozostało nam tylko czekać na zamówienie. Siedziałam z Matthew'em przy małym stoliku. W powietrzu unosił się zapach pieczonych bułek i sosów.
- Matt Jeffrey? - powiedziała jakaś blondynka zatrzymując się przy nas.
- Cholera jasna. - powiedział mój chłopak na tyle cicho, aby go nie usłyszała. - Hej, Denise. - wysilił się na sztuczny uśmiech.
- Co u ciebie? Dawno się nie odzywałeś. - rzekła uwodzicielsko, a krew się we mnie gotowała.
- Bo nie potrzebuję już jednorazowych panienek. - przewrócił oczami.
- Wiem, że mnie pragniesz, Mattuś.

Mattuś?

- Nie, nie pragnie cię. - warknęłam.
- A ty kim, przepraszam, jesteś? - spojrzała na mnie z pogardą. - Mogłabyś nam nie przeszkadzać?

Zaraz chyba przebiję jej te sztuczne, napompowane cyce widelcem.

- To ty nam nie przeszkadzaj, Denise. Nie jestem tobą zainteresowany. A to - wskazał na mnie. - kobieta mojego życia. Całkiem inna niż ty, na szczęście. - powiedział, a mi zrobiło się cieplej na serduszku. Jest uroczy.
- A teraz możesz odmaszerować. - pozwoliłam sobie na taką wredność, na co Matt cicho się zaśmiał.
- Ty moja mała, wredna diablico. - zażartował, gdy blond cizia odeszła.
- Tylko twoja, ogierze. - uśmiechnęłam się.
Chwilę później jechaliśmy już do domu z naszym pysznym jedzeniem. Wspominałam, że kocham jedzenie?
- Gdzie my znowu jedziemy? - zapytałam, gdy Matt któryś już raz z kolei nie wraca do domu, tylko jedzie w całkiem innym kierunku. Brunet cwanie się uśmiechnął, lecz nic nie odpowiedział. Podziwiałam ulice Nowego Jorku, gdy nagle zatrzymaliśmy się przy... Broadway'u. Przy pieprzonym Broadway'u.
- Będziesz tak stała, czy wejdziemy do środka? - zachichotał.
- Nie pierdol, że masz klucze. - otworzyłam szerzej oczy. Brązowooki podszedł do drzwi i je otworzył. Czyli nie miał kluczy. Ktoś specjalnie zostawił je otwarte...
Mężczyzna złapał mnie za rękę i wciągnął do budynku. Pierwsze, co rzucało się w oczy to ogromna scena, na której znajdowały się scenografie do musicalu ,,Mamma Mia". Lubiłam go. Zawsze, gdy byłam mała moja babcia śpiewała mi piosenki właśnie z tej sztuki.
Weszłam na scenę i usiadłam przy dużym, błyszczącym fortepianie. Umiałam na nim grać, gdyż w szkole muzycznej chodziłam dodatkowo na ten właśnie instrument.
Ja wcześniej wspomniałam, usiadłam przy nim i zaczęłam grać melodię tematyczną z musicalu, którego scenografie znajdowały się na scenie. Po kilku taktach dołożyłam również swój wokal. Czułam się fantastycznie. Po zakończeniu mojego małego debiutu zostałam obsypana brawami przez osobę, dzięki której spełniło się moje marzenie.
- Jesteś aniołem, Melanie. - usłyszałam.
- Czyli już nie jestem diablicą? - zaśmiałam się. Podeszłam do mężczyzny i mocno go przytuliłam.
- Możesz już oficjalnie powiedzieć, że występowałaś na Broadway'u. - rzekł, ale szybko zamknęłam mu usta swoimi wargami. Nasze języki toczyły walkę o dominację. W pewnej chwili Matt złapał mnie za talię i posadził na pianinie, na którym chwilę temu wygrywałam melodię. Mężczyzna zjeżdżał pocałunkami coraz niżej, a jego ręce błądziły po całym moim ciele. Kiedy doszedł do moich ud, spojrzał na mnie tak, jakby pytał o zgodę. Kiwnęłam głową. Chciałam tego. Chciałam stracić dziewictwo z Jeffrey'em.
Brunet zdjął moją bieliznę, po czym i sam pozbawił się swojej, a moim oczom ukazał się duży i gruby penis. No nie powiem, ma się czym chwalić. Wszedł we mnie, a ja poczułam lekki ból, który zaraz przeobraził się w rozkosz. Było nam tak dobrze, że wyśpiewywaliśmy operę na dwa głosy. Podczas naszego zbliżenia nie obyło się bez namiętnych pocałunków i pieszczot, które dolewały oliwy do ognia. Nagle poczułam skurcze wzdłuż kręgosłupa i lada chwila wygięłam się z przyjemności. Matt nie pozostał dłużny i za chwilę szczytował i on strzelając gorącym nasieniem wprost do mojego gardła.
Mój pierwszy raz odbył się na Broadway'u z najwspanialszym mężczyzną na świecie. Jestem szczęściarą.

Love on a gangsterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz