5.Mała kontuzja

34.5K 1K 105
                                    

- Czym zajmują się twoi rodzice ? - zapytałam, aby podtrzymać rozmowę przy kolacji.
- Tata był gangsterem. A mama... po prostu jego żoną.
- Był? - zapytałam, a Matt spiął mięśnie.
- Oboje nie żyją...
- Cholera, przepraszam...
- Nic się nie stało. Opowiedz mi trochę o twojej rodzinie. - uśmiechnął się uroczo. Ja pieprzę, uwielbiam ten uśmiech. Kurwa, Mel. OGARNIJ SIĘ.
- Nie bardzo mam co. Rodzice prowadzą biuro turystyczne.
- A przyjaciele, chłopak? - zapytał zabawnie zmieniając przy tym głos.
- Moją jedyną przyjaciółką jest moja siostra, a chłopaka nie posiadam po ostatnim... po prostu nie mam chłopaka. - ugryzłam się w język, aby nie opowiadać historii życia swojemu porywaczowi. Przystojnemu porywaczowi...
- Nie masz nikogo oprócz Kate i rodziców? - zapytał, a w jego głosie słychać było troskę.
- Nie, nie mam. - zasmuciłam się.
- Nie przejmuj się, ludzie to kurwy. - oznajmił czułym głosem.
- Wiem. - szepnęłam.
Po skończonym posiłku ruszyłam do łazienki, aby umyć swoje ciało z wpadek dzisiejszego dnia. Po namydleniu ciała kokosowym szamponem i umyciu włosów tym samym zapachem, osuszyłam się i przebrałam w jedwabną koszulę nocną sięgającą do połowy uda. Po wyjściu z zaparowanego pomieszczenia udałam się do salonu. Położyłam się na twardej kanapie i przykryta cienkim kocykiem usiłowałam zasnąć.
- Melanie, co robisz? - zapytał brunet bez koszulki w bordowych dresach.
- Śpię.
- Nie ma opcji. Ty śpisz w sypialni. - uśmiechnął się.
- Dlaczego? Kanapa jest wygodna. - skłamałam.
- Nie kłam. Jest twarda jak cholera. - zaśmiał się.
- To dlaczego chcesz tu spać? - zapytałam rozbawiona.
- Bo jestem mężczyzna. - rzekł i poklepał się teatralnie po piersi. Wybuchłam śmiechem i wstałam z kanapy.
- Dziękuje. - uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę sypialni, aby za chwilę zasnąć w dużym, wygodnym łóżku.

***

Znowu to samo. Jestem pod ziemią. Ciasne pomieszczenie... nie mogę oddychać. Chodzą po mnie ohydne robaki. Tym razem słyszę czyjś głos.
-Melanie... - szepcze. Głos z każdą sekundą jest coraz głośniejszy. Po chwili czuję, że ktoś mną potrząsa.
- Mel! - usłyszałam już o wiele bardziej cieplejszy i realistyczny głos. - Obudź się!
Otworzyłam oczy i ujrzałam zmartwionego Matt'a.
- Znowu miałam koszmar. Ten sam. - zaczęłam płakać, a brunet zrobił dokładnie to samo, co ostatnimi razem. Zamknął mnie w swoich silnych ramionach. Poczułam bezpieczeństwo i ... motylki. Małe, cholerne motylki w brzuchu. Co się ze mną dzieje?
- Już dobrze, cii... - powtarzał. Moje oczy powoli się zamykały, a gdy odpływałam w krainę snów poczułam, że moja wygodna poduszeczka sobie idzie.
- Matt? Śpij dziś ze mną. - poprosiłam cicho. Brunet nic nie odpowiedział, tylko wślizgnął się pod kołdrę i przytulił mnie jeszcze mocniej niż wcześniej. Spokojna i bezpieczna zasnęłam. I spałam spokojnie, aż do świtu.

***

Obudziłam się sama w łóżku. Matt'a nigdzie nie było. Wstałam, okryłam się kocem i poszłam do salonu. Na stole leżała karteczka.
,,Muszę coś załatwić. Nie myśl o ucieczce, moi ludzie pilnują drzwi.
Wrócę, zanim się obudzisz.
XOXO, Matt."

Spóźniłeś się. Włączyłam telewizor i zaczęłam oglądać kanał z moimi ulubionymi bajkami. Niedługo po tym do apartamentu wszedł Matthew cały w śniegu.
- Nie śpisz już? - zdziwił się.
- Najwidoczniej nie. - zaśmiałam się i puściłam oczko. Czułam się całkiem swobodnie w jego towarzystwie, mimo iż nie powinnam. Jest w nim coś przyciągającego, niczym magnes.
- Jesteś głodna?
- Bardzo. - powiedziałam, a na moje słowa brunet złapał za telefon i zamówił śniadanie do pokoju. W czasie oczekiwania postanowiłam wykonać poranną toaletę. Uczesałam włosy w wysokiego kucyka i nałożyłam lekki makijaż. Ubrałam bordowe dresy i pasującą do tego bluzę. Wyglądałam słodko. Całość dopełniłam czarnymi adidasami i ruszyłam do salonu, w którym czekało na mnie jedzenie... i Jeffre'y. Usiadłam przy stole naprzeciwko niego, po czym wzięłam talerz z omletem i zajęłam się pochłanianiem go. Lubię jeść. Zawsze lubiłam, ale mimo tego moja figura jest bardzo ładna. Nie jestem zbyt szczupła, ale gruba też nie. W dzieciństwie miałam lekką nadwagę, ale z powodu szyderstw ze strony rówieśników przeszłam na dietę i bardzo dużo ćwiczyłam.
- Melanie? - odezwał się czekoladowooki.
- Słucham.
- Miałabyś ochotę iść dziś na narty? - zaproponował z uśmiechem.
- Bardzo chętnie, ale ja nie umiem jeździć. - zawstydziłam się.
- To nawet lepiej. - zaśmiał się, a ja poczerwieniałam. Nawet nie wiem dlaczego.
Kiedy skończyłam jeść założyłam podarowane mi spodnie narciarskie i razem z Matt'em udaliśmy się na stok. Brunet zawołał instruktora, od którego dostałam narty, kask i kijki.
- Jest pani tu pierwszy raz? - zagadał instruktor.
- Tak. Pierwszy raz też będę jeździć na nartach. I proszę do mnie nie mówić na „pani". Mam dopiero dwadzieścia dwa lata. Jestem Melanie. - zaśmiałam się.
- Josh. - podaliśmy sobie dłonie. - Bardzo chętnie nauczę cię jeździć. - uśmiechnął się łobuzersko.
- To nie będzie konieczne. - warknął Matthew, który pojawił się niewiadomo skąd. - Dziękuje za pomoc, może pan już iść. - rozkazał. - I proszę trzymać się z dala od tej kobiety. - dodał.
Lekko zszokowały mnie jego słowa. Ruszyłam powoli za brunetem nie odzywając się ani słowem. Zatrzymaliśmy się przy dosyć wysokiej „górce". Matt wytłumaczył mi podstawy i nadszedł czas zjeżdżania. Na chwiejnych nogach odepchnęłam się kijkami i ruszyłam w dół wzniesienia. Na początku szło mi bardzo dobrze, ale później zaczęłam tracić równowagę. Chwilę później leżałam na samym dole góry z twarzą w śniegu. Po dosłownie kilku sekundach podjechał do mnie roześmiany Matthew i pomógł mi wstać. Nie mogłam chodzić. Przy każdym drobnym ruchu bolała mnie kostka.
- Możesz chociaż wstać? - zapytał brunet, kiedy siedzieliśmy w hotelowym holu i oddawaliśmy sprzęt narciarski.
- Nie bardzo. - jęknęłam.
Czekoladowooki podszedł do mnie i bez najmniejszego wysiłku podniósł mnie i ze mną na rękach ruszył do naszego apartamentu. Położył mnie na łóżko i przykrył kocem.
- Zawołam lekarza. Musi to obejrzeć. - uśmiechnął się.
Kilkanaście minut później do sypialni wszedł Matt z niskim, starszym mężczyzną.
- Ty pewnie jesteś Melanie. - stwierdził łagodnym tonem i się uśmiechnął.
Był bardzo miły. Również przy oglądaniu mojej kostki był delikatny. Widać, że zna się na tym, co robi.
- Kostka jest skręcona. Zawiążę ci ją w bandaż i dam odpowiednie leki przeciwbólowe. - oznajmił, na co ja pokiwałam głową.
Po zakończeniu konsultacji Pan Fredrick, bo tak nazywał się doktor, wyszedł z apartamentu uprzednio żegnając się z brunetem, który słuchał porad razem ze mną.
- Boli cię? - zapytał głupio. Nie, gilgocze.
- Jak cholera. - wyznałam.
- Weź leki. Zostanę tu z tobą w razie, jakbyś czegoś potrzebowała. - uśmiechnął się. Dlaczego mój porywacz jest dla mnie dobry? Przecież to gangster. Gangsterzy nie posiadają uczuć...
Po zażyciu leków, nasmarowaniu kostki maścią i położeniu nogi na kilkudziesięciu poduszkach przygotowanych przez Matt'a udało mi się w końcu zasnąć. Co prawda, zajęło mi to sporo czasu, ale w końcu się udało.

/
Rozdział jak narazie najdłuższy, ale jeszcze za krótki. Dążę do zwiększenia ilości słów :D Jeśli czytasz - zostaw gwiazdkę, bo to naprawdę motywuje ! <3
Buziaki ! :*

Love on a gangsterWhere stories live. Discover now