48.Czas poznać płeć!

14.7K 462 4
                                    

- Denerwujesz się? - zapytał mój ukochany.
- Troszeczkę. - odparłam.
Siedzieliśmy właśnie w poczekalni oczekując na naszą kolej wejścia do gabinetu. Mój brzuszek był już całkiem spory, ale czego innego można się spodziewać po szóstym miesiącu ciąży.
- Pani Tibbets? - zapytała pani doktor wyczytując następne nazwisko na liście.
- To ja. - odparłam, po czym z małą pomocą Matt'a wstałam z krzesła i pośpiesznie weszłam do pomieszczenia. Nie mogłam się doczekać poznania płci naszej małej fasolki.

***

- Mówimy im od razu? - zapytałam podekscytowana, gdy siedzieliśmy już w samochodzie.
- Może ich trochę pomęczymy. - odparł równie zadowolony Matthew. Wracaliśmy właśnie do naszego domu w Waszyngtonie, w którym czekali na nas Kate z Erick'iem i Mikey'em, Ruth z Elvisem, Marco oraz Kenny. Mają oni pomóc nam w przeprowadzce.
Tak, przeprowadzamy się.
Postanowiliśmy kupić przepiękny, duży dom w Los Angeles, aby spełnić jedno z moich małych marzeń. Kiedy byłam małą dziewczynką marzyłam, aby zamieszkać w Kalifornii, a więc wprowadzimy się tam chwilę przed porodem. Oprócz tego wpadliśmy na pomysł, aby stworzyć sieć hoteli „The Jeffrey Luxury" i umieścić je we właśnie Los Angeles, Nowym Jorku, Seattle, Chicago i Miami oraz oczywiście w Waszyngtonie. A teraz najważniejsza nowina-ustaliliśmy datę ślubu. Stanę się panią Jeffrey już za nie cały miesiąc. Czy się cieszę? Oczywiście, że tak. Moje życie w końcu zaczęło się układać.
- Zimno ci? - zapytał Matt widząc, jak trzepoczę zębami.
- Troszeczkę. - wyznałam.
- A jak się czujesz? Może to grypa. - powiedział włączając ogrzewanie w aucie.
- Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że grypa idąca w parze z ciążą to coś strasznego. - przewróciłam oczami, na co brunet się zaśmiał.
- Uwielbiam cię taką. - usłyszałam, po czym spojrzałam przez okno. Było już ciemno. Byliśmy umówieni na USG o 18, ale po tym pojechaliśmy jeszcze na zakupy i do restauracji.
- Kurwa mać. - warknął Matthew spoglądając w lusterko.
- Co się dzieje?
- Jakiś samochód nas śledzi.
- Może to jakaś pomyłka.
- Jedzie za nami od lekarza. - powiedział, po czym skręcił w jakąś ciemną uliczkę i zatrzymał swojego, uhh... naszego, mustanga, po czym upewnił się, że jego pistolet znajduje się za paskiem.
- Nie wychodź z samochodu skarbie. - rozkazał, po czym opuścił pojazd i podszedł do szarawej toyoty, która za nami jechała. Wysiadło z niej trzech napakowanych typów. Byłam spokojna do czasu, aż wyjęli broń. Postanowiłam uchylić trochę okno, aby usłyszeć co nieco z rozmowy pomiędzy mężczyznami.
- Oh, jaśnie pan Jeffrey. - powiedział najwyższy z nich.
- Kim wy kurwa jesteście? - zapytał wkurzony Matt.
- Twoim koszmarem. A może raczej... oprawcą? - odpowiedział któryś ze „stalkerów", na co mój narzeczony zaczął się głośno śmiać.
- Nie boję się was. Możecie mi grozić, ale gówno zrobicie. - uniósł jedną brew i uśmiechnął się cwanie.
- Tobie nie, ale twojej ciężarnej dziewczynie owszem. Możemy sprawić, że wasze kochane dziecko nigdy się nie narodzi lub po prostu zabić tą sukę. - warknął nieznajomy i wycelował broń w stronę mojego ukochanego.
W tym właśnie momencie tryb ochrony matczynej się we mnie włączył. Czym prędzej wyciągnęłam ze schowka samochodowego pistolet, który Matthew kazał mi mieć zawsze przy sobie. Sprawdziłam, czy jest naładowana i wkurzona wyszłam z samochodu.
- Ej, wy! Goryle! Ładnie to tak trzech na jednego? - kpiłam. - Chociaż w sumie... i tak nie dacie rady. - uniosłam jedną brew.
- Melanie, wracaj do auta! - wykrzyknął Matt, ale nie zamierzałam spełnić jego prośby.
- Ani kroku dalej, bo twój kochaś zginie! - wykrzyknął któryś z nich.
- Nie sądzę. - powiedziałam w furii i szybko odbezpieczyłam broń. Zanim któryś z nich zdążył się obejrzeć we trzej mieli ołowiowe kulki we łbach i leżeli na ulicy krwawiąc.
- Ze wkurwioną matką się nie zadziera, tępe pały. - warknęłam, po czym podeszłam do ciał i na nie... po prostu naplułam, na co mój narzeczony wytrzeszczył oczy.
- To było... znaczy... skąd ty to umiesz?! - zapytał, a ja się cwanie uśmiechnęłam.
- Idaho, kochanie. A poza tym nikt nie ma prawa celować do mojej rodziny.
- Jezu... moja bogini. Wsiadaj do samochodu, jedziemy do domu. - powiedział szeroko uśmiechnięty brunet.
- Już, chwila. - powiedziałam, po czym podeszłam do chuja, który celował w Matt'a i kopnęłam jego ciało z całej siły. - Teraz możemy jechać.

***

- Jezus Maria! Gdzie wy tyle byliście i czemu nie odbieracie oboje telefonu?! - krzyknął na powitanie zmartwiony Kenneth.
- Otóż drogi przyjacielu byliśmy na USG, później na zakupach i w restauracji. Aaa... no i jeszcze śledziło nas trzech uzbrojonych typków. - odpowiedziałam.
- Jakich typków?! Zrobili wam coś? - zmartwiła się Kate, która wiedziała już wszystko. To, że Erick ją zastawił w kasynie Matt'a, ale zamiast niej porwali mnie, że Matthew to najbardziej wpływowy gangster w Nowym Jorku i poza nim i wiele innych rzeczy. Byliśmy zmuszeni jej powiedzieć, gdyż znalazła broń w szafce nocnej przy łóżku w pokoju gościnnym.
- Spokojnie, twoja siostra wpakowała im we łby cały magazynek. - zaśmiał się Matthew, po czym wszyscy do niego dołączyli. Tak, wszyscy mamy okropnie czarny humor.
- Dobrze, już dobrze. - uspokoiła nas Ruth. - To teraz czas poznać płeć! - krzyknęła radośnie.

______
Kochani zaczynamy maraton!
Następny rozdział wlatuje za 10 minut!
Idealny czas na przeczytanie, danie gwiazdki i SKOMENTOWANIE! *-*

Love on a gangsterजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें