2. Zabawmy się w twoim pokoju

47.1K 1.1K 129
                                    

Moim jedynym zajęciem było czytanie. Codziennie chodziłam do wielkiej biblioteki umieszczonej w środku ogromnej rezydencji mojego porywacza. Szczerze mówiąc, nie traktują mnie tutaj okropnie, ale strasznie tęsknię za „tamtym" życiem. Za chodzeniem do pracy, siostrą, małym Mikey'em, rodzicami. Chciałabym zamienić z nimi choć kilka słów. Niestety, nie mogę wychodzić z budynku. Wszystkie okna i drzwi posiadają ładunki wybuchowe, które może odpalić Matt lub ktoś z jego ekipy, gdy zechciałabym uciec. Aktualnie biorę prysznic w łazience, która należy tymczasowo do mnie. Dokładnie namydliłam swoje ciało, po czym spłukałam pianę. Osuszyłam się ręcznikiem i wyszłam z zaparowanego pomieszczenia, aby w coś się ubrać. Moja szafa była wyposażona w cholernie drogie ubrania. Gucci, Channel, Armani, Louis Vuitton. Początkowo ciuchy jak i cały pokój przeznaczony był dla mojej siostry. Całe szczęście, że nosimy ten sam rozmiar. Po założeniu przewiewnej sukienki i jasnych espadryli włączyłam telewizor.
- Nadal nieznane jest miejsce pobytu zaginionej pięć dni temu dwudziestodwuletniej Melanie Tibbets. Jeśli ktoś... - przełączyłam kanał i posmutniałam. I tak mnie nie znajdą. Być może już nigdy nie zobaczę Kate, mamy, taty, nie zakocham się i nie urodzę dziecka. Czy moje życie musi być takie nieszczęśliwe?
Z moich przemyśleń wyrwał mnie odgłos pukania do drzwi.
- Emm. Hej Mel. - usłyszałam głos Marco. Jest ochroniarzem Matt'a. Odkąd tu jestem tylko z nim mogę normalnie porozmawiać. Bardzo go polubiłam. Co do Jeffrey'a - nie przypomina osoby, która potrafi zabić człowieka bez wyrzutów sumienia. Niestety, nie ocenia się książki po okładce, jednak z nim też mam nienajgorszy kontakt. Zawsze mógł mi się trafić zboczeńco-porywacz. On zdecydowanie taki nie jest. Ma ogromny szacunek do kobiet. Mimo, że jestem tutaj więźniem mogę swobodnie poruszać się po całym budynku.
- Marco? Co tu robisz?
- Jeffrey każe ci zejść za 15 minut na śniadanie. - powiedział, a jego słowa nieco mnie zaskoczyły. Nigdy nie jadłam posiłków z Matt'em. Zawsze spisywałam je sama w swoim pokoju lub bibliotece.
- Muszę przyjść?
- Taki rozkaz. - uśmiechnął się i wyszedł z pomieszczenia.
Wysuszyłam włosy, po czym całość dopełniłam lekkim makijażem. Tak, kosmetyki też były przygotowane dla mojej siostry. Całe szczęście, że tu były, bo mogłabym straszyć tu ludzi bez niego. Jeszcze zeszliby na zawał. A tak to użyję zestawu małego tynkarza i po sprawie.
Zeszłam na dół do dużej jadalni połączonej z kuchnią.
- Dzień dobry. - przywitałam się nieśmiało.
- Melanie, rozmawialiśmy o tym. Nie zachowuj się wobec mnie tak oficjalnie. Jestem od ciebie niewiele starszy. - uśmiechnął się, a ja dostrzegłam, że ma urocze dołeczki na policzkach.
- Pięć lat.
- To nie tak dużo. Usiądź. - wskazał krzesło obok niego, na które za chwilę usiadłam. - Ślicznie wyglądasz. - powiedział, a moje policzki się zarumieniły.
- Dlaczego dzisiaj jemy razem? - odważyłam się zapytać, lecz nie doczekałam się odpowiedzi. Do stołu podeszła gosposia Matt'a i podała nam ślicznie pachnące gofry z syropem klonowym i bitą śmietaną. Czym prędzej zabrałam się za pałaszowanie przepysznego dania. W pewnym momencie usłyszałam nieprzyjemny, piszczącym głos.
- Matt? Słonko, tu jesteś. Wszędzie cię szukałam. - podeszła do stołu i pocałowała rozkojarzonego bruneta w policzek.
- Lindsey? Co ty tu robisz?
- Przyjechałam cię odwiedzić. - odpowiedziała rudowłosa poprawiając spódniczkę, która sięgała jej do połowy uda. Szczerze mówiąc wygląda jak dziwka. - Może kiedy skończysz śniadanie pójdziemy do twojego pokoju i nieco się zabawimy? - zapytała trzepocząc rzęsami w stronę Jeffrey'a, tak jakby mnie tu nie było. Momentalnie gofry, które przed chwilą spożyłam chciały wydostać się z powrotem na powierzchnię. Wstałam od stołu i ruszyłam w stronę wyjścia.
- Mel, gdzie idziesz? - zapytał Matt patrząc mi w oczy. Widziałam w nich... smutek? Czy gangsterzy mają uczucia?
- Do biblioteki.
- Zostań. - rozkazał, ale po chwili dodał bezgłośne „błagam". Coś mi mówi, że brunet nie przepada za Lindsey.
Wróciłam do stołu i usiadłam na krześle.
- Co ty robisz? Posprzątaj tu. - rzuciła ta pusta tapeciara wskazując na plamę od bitej śmietany na stole.
- Słucham?
- No już. Przecież po coś tu jesteś, tak? - spojrzała na mnie z pogardą. - Myślisz, że jeśli założysz sukienkę za więcej niż tysiąc dolarów to cały świat będzie tobie podlegać? Mylisz się moja droga, to ja rządzę w tym domu. A teraz rusz się i sprzątaj. - powiedziała nawet na mnie nie patrząc, za to ja posyłałam jej swoje najbardziej mordercze spojrzenie. Już miałam zamiar powyrywać jej te farbowane kudły, kiedy odezwał się czekoladowooki.
- Lindsey, wyjdź z mojego domu.
- Kotku, ten dom należy do nas. Jestem twoją dziewczyną. - powiedziała zadowolona.
- Nie, nie jesteś. Byłaś dziwką, z którą lubiłem się czasem zabawiać. I ten dom nie należy do ciebie. Nigdy do ciebie nie należał. A teraz przeproś Melanie.
- Nie ma mowy. Nie będę przepraszać tej szmaty. - warknęła, a mój gniew sięgnął zenitu.
- Ty widziałaś się kiedyś w lustrze?! Plastikowe cycki, dupa wypchana botoksem, usta też. Dwie tony pomarańczowego podkładu? I kto tu jest szmatą? Jestem bardzo ciekawa, kto tu ma więcej chorób wenerycznych. - wykrzyczałam, ale dopiero, gdy Lindsey kipiała złością zdałam sobie sprawę, że trochę przesadziłam. Rudowłosa podeszła do mnie i kiedy jej dłoń miała zderzyć się z moim policzkiem zatrzymał ją Matt, który unieruchomił jej rękę. Patrzyli sobie w oczy.
- Wypierdalaj z tego domu. - powiedział gniewnie.
- Nigdzie się nie wybieram. - rzekła pusto.
- Zobaczymy... MARCO! - krzyknął brunet, a chwilę później do jadalni wszedł napakowany mężczyzna, który był mi bliski. - Wyprowadź ją i nigdy więcej nie wpuszczaj na teren posiadłości.
- Tak jest, szefie. - rzekł Marco, po czym obezwładniając pustą, rudą lalę wyprowadził ją.
- Dziękuję. - wydusiłam przerywając niezręczną ciszę.
- Za co?
- Nie pozwoliłeś jej mnie uderzyć...

Love on a gangsterWo Geschichten leben. Entdecke jetzt