60

1.6K 86 13
                                    

"Que la vida me perdone las veces que no la viví."

× Neymar ×

Wpatrując się w wykopany dół i słuchając wiersza żałobnego, odczytywanego na cmentarzu, przerywanego cichym łkaniem, uświadomiłem sobie dwie rzeczy. 
Pierwsza. To, że życie, nieważne jakie by było - szczęśliwe, czy smutne, długie, czy skomplikowane - jest niezwykle ulotne. Nie potrzeba wiele, wystarczy zaledwie ułamek sekundy. Zaledwie draśnięcie. Zaledwie, i zarazem AŻ. 
Druga. Nic, ale to dosłownie nic, nie jest w stanie złagodzić bólu po stracie bliskiej osoby. 
- ... bo wszystko na świecie prędko przeminie. Płomienie zgasną, woda przepłynie. Przeminie radość i to, co boli, czasy nieszczęścia, czasy niedoli. Minęło szczęście, a przyszło cierpienie, i pozostało tylko... cierpienie. Kto Cię poznał, ten pokochał. Kto pokochał, tęskni za Tobą. 
Poczułem jak smukłe dłonie Alexii ściskają moje ramię. Ten jeden gest, ten jeden ruch napełnił mnie niezmierzoną ulgą i radością. Przypominał mi o tym, że to nie ona w tym dniu zginęła. Że było tak blisko, bym stracił ją na zawsze, ale była tu, cała i zdrowa, stała tuż obok, oddychała, płakała. Żyła. Żyła, wciąż nie mogąc się z tym pogodzić. 
- Nie potrafiłam spojrzeć w oczy jego matki - powiedziała po długotrwałej ciszy, kiedy tuż po nabożeństwie pogrzebowym, dochodziliśmy do samochodu. Odwróciłem się do niej i objąłem jej drżące dłonie swoimi. - Nie potrafiłam powiedzieć jej, że przepraszam, że... że nie chciałam, by jej syn się dla mnie poświęcał. Wszystkie słowa wydawały mi się żałosne. To nie tak miało być - pokiwała głową, patrząc czerwonymi od płaczu oczami ponad horyzont. 
- Posłuchaj mnie - kciukami starłem łzy z jej policzków i zaczekałem, aż przeniesie na mnie swe zamyślone spojrzenie - Ten chłopak znał ciężar tego ryzyka. Miał za zadanie przekazać Ci wiadomość i uciec stamtąd, ale tego nie zrobił. Został w pobliżu z własnej, nieprzymuszonej woli. To był jego wybór, jego świadoma decyzja. Chciał Ci pomóc, chciał Cię ochronić. I teraz na pewno jest rad z tego, że przyszłaś go pożegnać. Cała i zdrowa. Tylko to się w tym momencie liczy - przymknęła powieki i wtuliła się w moją marynarkę, cicho pochlipując. Objąłem ją mocno, opierając brodę na jej głowie, w każdej sekundzie dziękując Bogu za to, że mi jej nie odebrał i zarazem dziękując Pablo Sanchezowi za to, że został z nią do końca. Nie wiem, co zrobiłbym, gdyby okazało się, że to jej został zadany śmiertelny cios. Gdybym musiał zbierać z polany jej zwłoki. Teraz, kiedy dopiero co związaliśmy się ze sobą niewidzialnym węzłem, nie byłbym w stanie przeżyć bez niej ani jednego dnia. Nie chciałem, nie mogłem, sobie tego wyobrażać.- Kocham Cię, Alexia. 
Nie odpowiedziała. Zamiast tego uniosła głowę i zbliżyła do mnie swoje wilgotne i pełne usta, obdarowując mnie najbardziej płaczliwym i najbardziej szczerym pocałunkiem, które wyrażało więcej, niż miliony słów. 

× Alexia ×

Weszłam do szpitala i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to stoisko z gazetami znajdujące się po prawej stronie

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Weszłam do szpitala i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to stoisko z gazetami znajdujące się po prawej stronie. Zawahałam się chwilę, ale ostatecznie podeszłam bliżej i wyciągnęłam niepewną rękę po jedną z nich, choć trzeba było przyznać, że było w czym wybierać. Josep Maria Bartomeu mógł być z siebie dumny, jego twarz widniała teraz na okładce co drugiej gazety. 
Otworzyłam stronę czwartą nie po to, by czytać artykuł. Być może kiedyś przyjdzie czas, kiedy będę chciała zgłębić ten temat, może wtedy sama z siebie zacznę szukać informacji. Teraz jednak było jeszcze za wcześnie, ból i strach nawiedzały mnie falami i nie chciałam przeżywać tego na nowo. Chciałam tylko zobaczyć kolejną fotografię mojej mamy. Pewnej siebie kobiety kroczącej u boku człowieka, którego miała za swojego przyjaciela, i dla którego to właśnie było za mało.
- Och, gdybyś wtedy wiedziała... - szepnęłam, przesuwając palcem po jej twarzy.
- Mówię jej to samo każdego dnia - usłyszałam delikatny głos za swoimi plecami. Jego właścicielka bezszelestnie stanęła obok mnie i utkwiła wzrok w tej samej fotografii. - Wszystko potoczyłoby się inaczej. 
- Nie musiałabyś wyjeżdżać na drugi koniec świata - odłożyłam czasopismo na jego miejsce i ruszyłam korytarzem w ślad za Ivette. Nie ukrywałam, że gdzieś w głębi duszy wciąż miałam do niej żal, że nie zawalczyła o mnie tak, jak zrobiła to Iris, poświęcając dla mnie swoje życie, ryzykując i mimo to wracając za każdym razem, by mnie odnaleźć. Ale kiedy kilka dni temu poznałam jej dzieci, dwudziestoletniego Javiera i trzynastoletnią Suzie, po części zrozumiałam jej motywy. W momencie zagrożenia, instynkt macierzyński zmusił ją do ucieczki, chciała chronić swoją rodzinę. Zamordowano jej siostrę, ścigano tę drugą, szukano jej siostrzenicy, Javier miał wtedy zaledwie pół roku, w końcu próbowaliby dostać się do Iris przez nią. Dlatego kilka dni temu, po odbyciu szczerej rozmowy, postanowiłam dać jej szansę. Skoro wreszcie odnalazłam swoją prawdziwą rodzinę, zamierzałam utrzymywać z nimi dobre stosunki. Ostatecznie, nasze życie jest zbyt krótkie na chowanie urazy, nigdy nie wiemy ile nam go pozostało.
Jak tylko weszłyśmy do sali, brązowa burza włosów Iris poruszyła się i ta spojrzała w naszym kierunku. 
- Jak dobrze, że jesteście, od tej ciszy zaczynam już wariować! - jęknęła, wywracając oczami, a my uśmiechnęłyśmy się do siebie. Podeszłam do łóżka, by ucałować ją na powitanie w czoło, a w prowizorycznym wazoniku umieściłam świeże kwiaty zerwane z ogródka Carmen, za co dostało mi się po łapach. Moje ciotki od razu pogrążyły się w rozmowie, Iris wypytywała dosłownie o wszystko, bo kolejne dni spędzone w szpitalu niemiłosiernie jej się dłużyły. Przyglądałam jej się z uśmiechem, nie mogąc się nadziwić, jak wiele dla mnie poświęciła. Przed oczami wciąż miałam obraz, kiedy wlatuje na polanę, mimo zakazu agentów. Nie wiem skąd wzięła broń, nie wiem jak dokładnie się tam znaleźli, bo ostatnio tyle się działo, że nawet o to nie zapytałam. Ale nigdy, przenigdy nie zapomnę tego, jak biegła, by mi pomóc, nie zważając na kule nadlatujące zewsząd. Kiedy widziałam, jak jedna z nich trafia ją w brzuch i upada na ziemię, świat się dla mnie zatrzymał. W tym momencie myślałam, że już po niej. Miałam ochotę krzyczeć i podbiec do niej, ale nie minęła chwila, kiedy w Pabla, mojego bohatera, trafił śmiertelny cios. 
- Hej, mała, a jak twoja ręka? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Iris i obie kobiety utkwiły we mnie swój wzrok. Zerknęłam na moje ramię, owinięte niczym mumia. 
- Dość tak, boli coraz mniej. Nie mogę się już doczekać, aż wreszcie będę mogła wrócić na murawę - westchnęłam.
- Głowa do góry, niedługo tam wrócisz. Ktoś musi powitać nowego prezydenta klubu.
Świat oszalał z natłoku nowych informacji. Bartomeu mordercą, Bartomeu psycholem, Bartomeu w więzieniu. Nowy prezydent FC Barcelony, piłkarka Alexia Putellas Segura całe życie w kłamstwie, Alexia odnalazła rodzinę, Bartomeu i Alexia - historia jak z kryminału. Różnorodnych nagłówków przybywało z każdym dniem, każdy chciał odkryć coś nowego. Niektóre programy i rubryki poświęciły czas na odgrzebywanie przeszłości moich rodziców, wszędzie pojawiało się mnóstwo ich zdjęć, co sprawiało, że ogarniał mnie głęboki żal. Byłam z nich dumna, i to bardzo, ale to wszystko uświadamiało mi, jak wspaniałe życie mogliśmy mieć, i jak brutalnie zostało nam to odebrane. 

×××

Po powrocie do domu jedyne na co miałam ochotę, to rzucić się do łóżka i przespać w nim jakieś pięć lat. Przez to, że tak wiele się działo, a dziennikarze nawiedzali nas na każdym kroku, nie miałam okazji porządnie wypocząć. Jak tylko weszłam do środka i usłyszałam głosy rodziców, moich jedynych rodziców, którzy mi pozostali, od razu wiedziałam, że mogę się pożegnać z leniwym wieczorem. Mama wciąż nie doszła do siebie po tym wszystkim, co zaszło i większość swojego czasu spędzała w Barcelonie, by być blisko mnie. 
Ściągając buty, usłyszałam z piętra urywki jakiejś rozmowy, i dopiero po chwili zorientowałam się, że to Sergi omawia coś z Neymarem. 
- Mam nadzieję, że jesteś tego pewien, stary - odezwał się Sergi ściszonym głosem, jednak mimo to bez trudu wszystko usłyszałam. Wyprostowałam się i zmrużyłam brwi, wsłuchując się w to, co mówi.
- Paryż niby nie jest na drugim końcu świata, ale sam wiesz... Biorąc pod uwagę ostatnie okoliczności... - westchnął Neymar, i mogłam dać głowę, że nerwowo przeczesał ręką włosy.
- Tak, czy siak, musisz jej powiedzieć, zanim dowie się w jakiś przykry sposób.
Słysząc, jak powoli zaczynają schodzić na dół, szybko wskoczyłam do łazienki i zatrzasnęłam za sobą drzwi, z sercem walącym mi w piersi. Odwróciwszy się w stronę lustra, ujrzałam swoją twarz. Bladą jak ściana, wymalowaną w niedowierzanie.

 - Na mą duszę, no nie wierzę! - wrzasnął, rzucając się na mnie niespodziewanie i o mało nie przyprawiając mnie tym o zawał

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

 - Na mą duszę, no nie wierzę! - wrzasnął, rzucając się na mnie niespodziewanie i o mało nie przyprawiając mnie tym o zawał. - Gadaj, jak ona ma na imię?
- Kto taki? - nie musiałem się podnosić. Nie musiałem się odwracać. Nie musiałem pytać, kto właśnie stanął w progu salonu. Jej głos i jej zapach, momentalnie roznoszący się po pomieszczeniu, rozpoznałbym zawsze i wszędzie. I to był mój problem.
Ale zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować, było już za późno. Neymar i jego niewyparzona gęba zabrały głos.
- Dziewczyna, która skradła serce naszego młodego Alcantary.   

To u góry to urywek nowego opowiadania "Open Wounds" na które w dalszym ciągu was zapraszam :) Już niedługo wleci trzeci rozdział, obiecuję, że emocji nie zabraknie.

A ja wreszcie mogę odetchnąć z ulgą, bo obroniłam moją pracę licencjacką (na 5!), więc mam nadzieję, że i pomysły na pisanie mnie natchną. Jak widzicie, zmieniłam też okładkę, którą zrobiłam sama. Co sądzicie? ;) Besos!

EsquirlaWhere stories live. Discover now