26

2K 138 11
                                    

" Nunca terminamos de conocer a las personas, y cuando crees conocerlas, te sorprenden."

× Alexia ×

- Nawet nie wiem co mam o tym myśleć. - przyznał Neymar, wyrywając się z głębokiego zamyślenia, w którym tkwił, odkąd tylko do mnie przyjechał. Olga postawiła przed nami szklanki z sokiem, jednak żaden z nas po nie nie sięgnął. - Znalazłem teczkę podpisaną twoim imieniem i nazwiskiem i były tam różne pliki z tobą związane począwszy od tego jak byłaś mała. - przeczesał palcami nastroszone włosy i westchnął głośno. - Zdjęcie z dzieciństwa. Zdjęcie i adres domu dziecka, w którym się zatrzymałaś. Adres rodziców Sergiego, którzy Cię adoptowali. Twoje próby dostania się do klubu sprzed kilku lat, zresztą wszystkie odrzucone...
- Nic z tego nie rozumiem. -mruknęłam, będąc w ciężkim szoku. Oczami wyobraźni próbowałam przypomnieć sobie jakąś sytuację, która mogłaby być częścią wyjaśnienia całej tej chorej zagadki, ale nic takiego nie przychodziło mi do głowy. Nie miałam żadnego kontaktu z nikim z Barcelony, a już na pewno nie z samym prezydentem Bartomeu. 
- To wygląda tak, jakby Bartomeu Cię obserwował. Najwyraźniej to jego sprawka, że jeszcze nie przyjęto Cię do klubu. - do rozmowy włączyła się Carmen, przysiadając na kanapie obok mnie. - Wspominałeś, że Xavi Llorens sam przyznał, że to nie wina umiejętności Alexii. Ktoś kazał mu to zrobić. - tym razem zwróciła się do Neymara, który na jej słowa powoli kiwał głową. Miałam dziwne przeczucie, że to jeszcze nie wszystko i znów się nie pomyliłam. 
- Rzuciły mi się też w oczy dwa nazwiska. - odezwał się ponownie Brazylijczyk zmęczonym głosem, przecierając czoło. - Isabel Segura i Diego Putellas Cardona. 
Na dźwięk tych słów moje serce zabiło mocniej w piersi. Sądząc, że to niepotrzebne i bezsensowne, już dawno nie odgrzebywałam przeszłości i nie wracałam do nich pamięcią. Teraz jednak na nowo poczułam to dziwne ukłucie w brzuchu.
- To moi biologiczni rodzice. - w cichym pomieszczeniu rozbrzmiał mój szept.

×××

- Co za szalony dzień... - westchnęłam głośno, idąc w ślad za Neymarem i kładąc głowę tuż obok niego, na szybie jego pięknego i obrzydliwie drogiego samochodu. Zaparkowaliśmy na Bunkers del Carmel, w miejscu, skąd uwielbiałam podziwiać panoramę miasta i usiedliśmy na masce, by na chwilę odciąć się od wszystkiego i pogapić w odległe gwiazdy. - Najpierw to twoje dziwne odkrycie, nazwiska moich rodziców, a potem ta niespodzianka dla Palomy. Nie wiem jak Ci za to dziękować. - odwróciłam ku niemu twarz, na co on obdarzył mnie przelotnym uśmiechem.
Dziś zachował się naprawdę wspaniale. Wspominałam mu tylko raz o tym, kiedy Paloma obchodzi urodziny, a on dokładnie to zapamiętał i postanowił ów fakt wykorzystać, by spełnić kolejny dobry uczynek. Dogadał się z opiekunami domu dziecka i uzyskał zgodę na to, by dziewczynka spędziła z nami całe popołudnie, choć sama jego obecność była dla Palomy szokiem. W pierwszym momencie, kiedy go zobaczyła, wybałuszyła oczy i zdawało się, jakby na miejscu miała paść trupem. Neymar zabrał nas do wesołego miasteczka i do kina, a po tym wszystkim rozegraliśmy w trójkę mecz w jego ogrodzie, co było chyba dla niej najlepszą atrakcją, bo uwielbiała ten sport tak jak my. Cały ten wspaniały dzień przypieczętował wielki tort jak z bajki i prezent, jakim była koszulka piłkarska z jej nazwiskiem, podpisana przez całą drużynę Blaugrany. 
- Najpiękniejszym podziękowaniem był ten jej wielki, szczery uśmiech połączony ze zdziwieniem. To naprawdę świetna dziewczynka, już wiem co takiego w niej dostrzegłaś. - poruszał zabawnie brwiami w górę i w dół, a ja skinęłam głową i westchnęłam głośno. Spędziliśmy cudowny czas, ale smutna rzeczywistość prędko o sobie przypomniała. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, Paloma już niedługo trafi do rodziny zastępczej i wyjedzie daleko stąd. Ta świadomość momentalnie ściskała mnie za serce i tworzyła wielką gulę w gardle. Brazylijczyk chyba zauważył, że spochmurniałam bo dźgnął mnie lekko palcem w policzek, zwracając na siebie jego uwagę. - Hej, może jeszcze nie wszystko stracone. Może jeszcze wydarzy się coś, co zmieni bieg tej sytuacji i obróci się korzystnie w twoją stronę. Trzeba wierzyć. 
- Może w tym właśnie tkwi problem. - odezwałam się, skupiając z powrotem wzrok na granatowym sklepieniu tuż nad naszymi głowami. - Brakuje mi tej wiary. Podobnie jak i tej przez duże W. 
- Wydawało mi się, że nie lubisz tych tematów. - przeczesał palcami włosy, które i tak żyły własnym życiem. - No wiesz, o religii i tak dalej. 
- Bo to prawda, nie lubię. - odpowiedziałam cicho, wypatrując spadającej gwiazdy, ale jak dotąd żadnej jeszcze nie dostrzegłam. Najwyraźniej los nie chciał mi podarować kilku małych życzeń. - Ale czasami mnie to męczy. 
- Co dokładnie? - zapytał delikatnie, najwyraźniej nie chcąc mnie przestraszyć. Wiedziałam, jak temat wiary był dla niego ważny. 
- Jak to wszystko się potoczyło. - wzięłam głęboki oddech, czując, że nadchodzi właśnie ten moment, w którym chcę zrzucić z siebie ten ciężar. Ciężar niewypowiedzianych słów i jednego z sekretów, które skrywałam przed wszystkimi, czasem nawet przed samą sobą. - Być może teraz na to nie wygląda, ale kiedyś byłam religijna. Chodziłam nawet do kościoła co niedzielę, uspokajało mnie to, dodawało dziwnej siły. Ale potem coś zaczęło się sypać. - Podniosłam się i zeskoczyłam z samochodu, podchodząc powoli do murku i wpatrując się w przepięknie oświetloną Barcelonę. Potrzebowałam chwilki na ogarnięcie myśli. Neymar zaczekał najpierw, a potem dołączył do mnie, stając obok bezszelestnie. - Ja zaczęłam się sypać i cały mój świat dookoła. Nie stało się to nagle, jak za dotknięciem magicznej różdżki, tylko stopniowo. Zaczęło się od beznadziejnego zakochania w Josue, który był toksyczną osobą. Odtrącał mnie i przyciągał jednocześnie, bawił się moimi uczuciami, nigdy wyraźnie nie dał mi znać co o mnie myśli. Ja zaś nigdy wcześniej nie znałam miłości, żaden chłopak nawet na mnie nie spojrzał, nie wiedziałam więc jak to wygląda. Doznanie dziwnych motylków w brzuchu było dla mnie czymś nowym, dziwnym i przyjemnym zarazem. Jednak w międzyczasie odkryłam romans Josue i Coral, stając się jedynym świadkiem, któremu Sergi by nie uwierzył. Takim sposobem wrobiono mnie w te okropne intrygi. Nie dość, że miałam złamane serce, to jeszcze straciłam brata, a zarazem jedyną osobę, która naprawdę mnie rozumiała. Gdy FC Barcelona wciąż odrzucała moje starania, zaczęłam zastanawiać się nad tym, co jest ze mną nie tak. Sierota z domu dziecka, która nic nie wie o swojej przeszłości. Babcia Sergiego, która jawnie mnie nie lubiła i dawała do zrozumienia, że do nich nie pasuję, a potem i on, zachowujący się jakbym była powietrzem. - oparłam się o murek, pozwalając,by chłodny wietrzyk rozwiał moje włosy. Brunet również wpatrywał się gdzieś daleko, w ciemny horyzont, cierpliwie czekając, aż zacznę kontynuować. - Nie wiem, czy Ci o tym wspominałam, ale kocham książki. Kocham literaturę i Szekspira, zawsze marzyłam o tym, by napisać coś własnego. - Neymar poderwał się dziwnie w miejscu i przez jeden moment miałam wrażenie, że wie o czym zamierzam mu powiedzieć, ale to było niemożliwe. Nikt, z wyjątkiem Carmen, o tym nie wiedział. - Poszłam nawet na studia i szło mi całkiem nieźle, ale z powodu treningów zawalałam niektóre wykłady. Gdy umówiłam się na konsultacje do jednego z profesorów, ten zaczął się do mnie dobierać, mówiąc, że tylko od tego zależy, czy przepuści mnie dalej. - Roztrzęsionymi dłońmi założyłam kosmyk włosów za ucho. Nienawidziłam wspominać tego dnia. Wiele razy usilnie starałam się wyrzucić go z głowy, jednak bezskutecznie. Niektóre przeżyte rzeczy i nabyte doświadczenia już nigdy nie będą zapomniane. - Poczułam się wtedy jak bezwartościowy śmieć. Wszystkie te... wszystkie te emocje, te myśli i nieprzyjemne wspomnienia nagromadziły się we mnie. Wyparłam się na Boga, miałam do niego żal. Skoro jest taki wszechmogący i miłosierny, dlaczego pozwolił, bym tak mocno cierpiała? By całe moje życie, już od wczesnego dzieciństwa, było przeplatanką cholernych niepowodzeń? Oddaliłam się od Niego, oddaliłam się od Kościoła, przestałam się modlić, choć przez cały ten czas miałam wrażenie, że coś robię źle. W pewnym momencie wszystko się we mnie skumulowało, jak już wiesz od jakiegoś czasu zmagałam się ze stanami depresyjnymi, ale doskonale to ukrywałam. Wszystko po kolei, zupełnie jak w dominie, zaczęło się sypać. Aż w końcu zwalił się ostatni element, ostatni tzw. kamień owego domina i nie wytrzymałam. Próbowałam odebrać sobie życie. - podwinęłam rękawek kurtki, ukazując miejsce, gdzie teraz znajdował się mój piękny tatuaż. Neymar wyglądał tak, jakbym właściwie już powiedziała mu, że jestem martwa. Strach i niedowierzanie lśniły w jego oczach. - Bałam się tego, ogromnie się bałam, ale... Och, byłam już tak zagubiona, że nie widziałam innego wyjścia. Płakałam i płakałam nad moją własną krwią, przeklinając równocześnie Boga i obwiniając go o to wszystko, co mnie spotkało.
- O mój Boże. - Chłopak, nie wiedząc co powiedzieć, zamknął twarz w dłoniach, dając mi jednak przy tym do zrozumienia, że wciąż słucha. Nie chcę nawet myśleć jak musiał się czuć, gdy doszły do niego wieści o samobójstwie jego przyjaciela, Philippe Coutinho. Teraz, gdy nasze relacje trochę się zacieśniły, już powoli zaczynałam rozumieć, dlaczego postanowił się mi pomóc. 
- Byłam już słaba i wykończona, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Kompletnie nie wiedziałam co dzieje się wokół mnie. I wtedy właśnie stało się coś dziwnego. - wzięłam głęboki oddech, wiedząc, że to, co zamierzałam powiedzieć, może nie być zbyt dobrze odebrane. Ale w głębi ducha nie tylko czułam, że muszę to w końcu z siebie wyrzucić, lecz przede wszystkim, że jedyną osobą, która może to pojąć, jest właśnie Neymar. - Nie zdziwię się, kiedy nazwiesz mnie wariatką. Wierz mi, lub nie, ale... tej pamiętnej nocy, od samobójstwa ktoś mnie powstrzymał. I był to Anioł.

 I był to Anioł

Ουπς! Αυτή η εικόνα δεν ακολουθεί τους κανόνες περιεχομένου. Για να συνεχίσεις με την δημοσίευση, παρακαλώ αφαίρεσε την ή ανέβασε διαφορετική εικόνα.
EsquirlaΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα