08

3.5K 192 40
                                    

" Soy una sentimental hipócrita. Siento demasiado y expreso muy poco. "

  × Alexia ×  

Z życiem jest jak z sinusoidą, co jakiś czas pniesz się w górę i stajesz na szczycie z podniesioną głową, ale tylko po to, by za chwilę spaść. U mnie owa sinusoida prezentowała się tak, że balansowałam gdzieś pomiędzy. Gdy wreszcie wydarzało się coś nieco bardziej interesującego od melancholijnej codzienności, trwało zaledwie nieznaczną chwilę, po której znów turlałam się na sam dół. Zdaje się, że ostatnio zabawiłam tam trochę dłużej. 
I wszystko wróciło do normalności. Taki własnie był mój żałosny byt na tym świecie - przesadnie normalny

Neymar Junior, który naiwnie myślał, że odmieni mój los, dał sobie spokój, co z resztą wcale mnie nie dziwiło. Gdybym miała ochotę znaleźć się na kozetce u jakiegoś podstarzałego pryka-terapeuty, który trwałby w przekonaniu, że wie co dzieje się w mojej głowie, już dawno sama bym się tam wybrała. Ale ja jestem dzikim zwierzem bez swojej watahy - sama walczę o przetrwanie. 
Dla wewnętrznej pewności postanowiłam opuścić czwartkowy trening, nie sądziłam, że Neymar ośmieliłby się na nim zawitać po tym jak, mówiąc kolokwialnie, zrobiłam go w bambuko, ale na wszelki wypadek nie pokazałam się w okolicy Camp Nou. Jednak w kolejnym tygodniu całe moje ciało pragnęło gry, pragnęło Barcelońskiego wiatru we włosach i miękkiej murawy pod stopami. Musiałam więc wyjść z domu i zaspokoić pożądanie. 
- Szkoda, że nie możesz iść ze mną. - rzuciłam w stronę Carmen, wiążąc sznurówki. Szatynka, która już od rana siedziała z nosem w lekturze, uśmiechnęła się smutno. 
- Wiem, ale nie chcę jeszcze męczyć tej kostki, a natchnienie samo się nie znajdzie. - uniosła książkę w górę i postukała się nią po głowie, jakby w nadziei, że coś z niej przeniknie do jej umysłu. - Baw się dobrze. - posłała mi całusa. - I wracając, kup mi coś słodkiego. 
- Jasne. - wyszczerzyłam zęby na wspomnienie niedawnego incydentu związanego z "czymś słodkim", i wyszłam z domu. 

×××

Tak, jak się spodziewałam, żadnego natrętnego Brazylijczyka nie było w zasięgu mego wzroku i spokojnie mogłam pokopać piłkę, pobiegać, porozciągać się, pomyśleć... 
To nie tak, że nie miałam respektu do jego ostatniego wyznania. Było mi naprawdę przykro, że jego przyjaciel skończył w taki sposób, pozostawiając pustkę i wyrzuty sumienia w sercach bliskich mu osób. Jednakże ze mną było całkowicie inaczej, nie potrzebowałam pomocy.
Taką przynajmniej miałam nadzieję.
 
Zakupom po supermarkecie towarzyszyły myśli o planach na nadchodzący dzień. Zazwyczaj wolne dni po treningu spędzałam na bezcelowym tułaniu się po mieście, czytaniu książek w towarzystwie Carmen, albo innych, mało ekscytujących rzeczach. Przez ostatnie dni mój telefon był zasypywany wiadomościami od mamy, więc dzisiejszy dzień chyba powinnam poświęcić na wycieczkę do domu, bo rodzina nie da mi spokoju. 
- Wróciłam i mam coś słodkiego! - zawołałam dwie godziny później, trzaskając drzwiami. Usłyszałam ciche głosy dochodzące z salonu, więc nie ściągając butów, udałam się w tamtą stronę i stanęłam jak wryta już na samym progu. 
- Cześć, Luisa. - Neymar pomachał do mnie z mojego ulubionego, głębokiego fotela. - Już na wstępie, nim zapomnę, chciałem Ci podziękować za polecenie tej pizzerii, mają naprawdę wyśmienitą margheritę. 
- Cieszę się. - uśmiechnęłam się sztucznie, próbując ukryć zdziwienie. Podeszłam do wyłożonej na kanapie Carmen i podałam jej torebkę z ciastkami. 
- Ooo, w końcu coś normalnego! - ucieszyła się, siadając po turecku, po czym zwróciła się do Neymara. - Ostatnim razem, kiedy prosiłam, by kupiła mi coś słodkiego, wróciła do domu z kilogramem słodkiej kapusty. 
- Cała Luisa. Żartowniś jak się patrzy. - podsumował brunet z uśmiechem, zakładając nogę na nogę. - Jak trening? 
- Wyśmienicie, dziękuję. - odpowiedziałam uprzejmie, odkładając zakupy do kuchni. Ignorując jego obecność w naszym domu, zamknęłam się w łazience, ociągając się z prysznicem, jak tylko mogłam. Minęło jakieś pół godziny zanim wyszłam, licząc na to, że niespodziewanego gościa już u nas nie będzie. Ale los jak zwykle postąpił inaczej, niż oczekiwałam. 
- Umyta, wypachniona, chłopaki będą wniebowzięci. - odezwał się, jak tylko wyściubiłam nos za drzwi. 
- To takie miłe ze strony Neymara, że zabiera Cię na swój trening! - niespodziewanie doskoczyła do nas Carmen, piszcząc z zachwytu. 
- Trening? Jaki znowu trening? 
- No i nici z niespodzianki... - piłkarz teatralnie westchnął, udając zawiedzionego. 
- Wybacz. - przeprosiła go i zwróciła się do mnie. - Autograf. Od Messiego. Z dedykacją. Muszę go mieć zanim umrę. 
- Cóż, to też miała być niespodzianka, ale skoro już tak sobie gawędzimy... mój kumpel Rafinha, zakładam, że go znacie, robi dziś imprezę i pomyślałem, że byłoby fajnie, gdybyście wpadły. - wzruszył ramionami, jak gdyby było to coś normalnego, jak ustalanie, kto dzisiaj gotuje obiad. - Olga, będziesz miała szansę osobiście poprosić Leo, chyba, że macie już inne plany, to...
- Nie mamy! - odpowiedziałyśmy jednocześnie, spoglądając po sobie. Ktoś, kto odmówiłby takiemu zaproszeniu, miałby chyba nierówno pod sufitem, a u nas pod tym względem, zdecydowanie wszystko było w porządku. 

×××

× Neymar ×

- I co, zmienisz zdanie? - odwróciłem głowę w stronę blondynki, gdy podjeżdżaliśmy już pod Ciutat Esportiva. 
- Myślałeś, że uda Ci się mnie przekupić tym wszystkim? - wskazała rękę na budynek wyrastający przed nami. Przez moment się zawahałem, gdyby to nie wypaliło, to już naprawdę nie wiem co mogłoby na nią podziałać. - To miałeś cholerną rację. 
Na jej odpowiedź uśmiechnąłem się triumfująco.
- Ale nie licz na cud, mam swoje zdanie o tym świecie i ciężko będzie mi go zmienić. - dodała szybko, mając w głosie nadzieję, że jeszcze się rozmyślę. 
- Nie chcę zmieniać świata, w którym żyjesz. - sprostowałem jej myśl. - Chcę zmienić twoje nastawienie. A zaczniemy od twojego talentu. Jesteś zbyt dobra, by marnować się przy pamiątkach stadionu, na którym sama możesz zabłyszczeć. 
Mówiąc to, zobaczyłem pewien błysk w jej oku, który podpowiedział mi, że trafiłem w samo sedno jej pragnień i, że to jest właśnie droga, którą powinniśmy podążyć. Ona, rzecz jasna, była zbyt dumna, by otwarcie to przyznać. 
- Siadaj na ławce, patrz, i ucz się. - po zaprowadzeniu jej na boisko, zrobiłem przed nią piruet, prezentujący nasze miejsce treningowe. 
- Idź ty już lepiej po tego Messiego. - parsknęła śmiechem, odganiając mnie jak muchę i usiadła tam, gdzie ją pokierowałem.
Udając urażonego, pobiegłem szybko do szatni, by po niedługiej chwili wyjść na murawę z resztą drużyny. Przerwałem rozmowę z Suarezem i podszedłem w stronię nieco skrępowanej Luisy. 
- Posiedź tu i poprzyglądaj się, dobra? Rozmawiałem z Lucho i jest szansa, że pod koniec wejdziesz do nas na chwilę. Poprosiłem, by sprawdził twoje umiejętności okiem eksperta. - z każdym moim kolejnym słowem, jej oczy robiły się coraz większe. - A teraz, jak to mówią, enjoy!

×××

Udało mi się namówić kilku chłopaków, by po treningu zostali trochę dłużej na rozegranie mini meczyku, sprawdzającego Luisę. 
- Suarez, Iniesta, Rafinha, Busquets, Alba, Marszczęrano, Digne, Turan i ja, wszyscy do twojej dyspozycji. - przekazałem wieść dziewczynie, która nerwowo stąpała z nogi na nogę. - Pogramy na chwilę, a Lucho da Ci wskazówki. Choć ja i tak wiem, że masz zadatki. - puściłem do niej oczko na rozluźnienie, lecz chyba podziałało z marnym skutkiem. Stojąc przy niej, zauważyłem, że Sergi Roberto, który wymigał się od zostania, przygląda nam się niby niepostrzeżenie. - Idź pobiegaj kilka okrążeń, a my zaraz wrócimy. - zobaczyłem, że chłopcy schodzą na chwilę z boiska, więc ruszyłem za nimi.
- A ty co się tak czaisz? - klepnąłem w plecy Sergiego, który wyglądał jakoś dziwnie. 
- A tak sobie... Powiedz mi, skąd znasz Alexię? - zaciekawiony kiwnął głową w kierunku oddalającej się truchtem blondynki. 
- Luisę? Ty też ją znasz? - spytałem, rozglądając się w poszukiwaniu trenera. 
Roberto popatrzył najpierw na nią, a potem na mnie. Przeczesał nastroszone bardziej niż zwykle włosy, i następnie głośno westchnął. 
- To moja siostra. 

 

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
EsquirlaWhere stories live. Discover now