45

1.6K 106 7
                                    

Nunca pensé que en la felicidad hubiera tanta tristeza. 

× Alexia ×

- Obawiałam się tej miny - uśmiechnęła się smutno, obserwując moją reakcję na jej słowa. Cóż, dowiedzenie się o tym, że siedziała w więzieniu było dosyć zaskakujące i po tylu rewelacjach, aż bałam się czego jeszcze przyjdzie mi wysłuchiwać. - Ale tak, trafiłam do więzienia, co miało być moją karą za coś, czego nie zrobiłam. Ta cholerna mafia odnalazła mnie wkrótce po tym, jak ukryłam Ciebie i uciekłam. Początkowo nie miałam z nimi szans, dysponowali fałszywymi dowodami, znajomościami, a przede wszystkim pieniędzmi i mogli łatwo pozwolić sobie na wplątanie mnie w morderstwo. 
- Oskarżyli Cię o zabójstwo własnej rodziny? - nie mogłam uwierzyć, a gdy zobaczyłam jak kiwa głową, wzięłam głęboki oddech i dopiero po krótkiej chwili wypuściłam powietrze z ust. Nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić co takiego musiała czuć przez ten czas spędzony za kratkami, będąc świadoma swojej niewinności.
- Jak już Ci wspominałam, za młodu byłam niezłym ziółkiem. Lubiłam się buntować, wdawałam się w kłótnie i bójki, zdarzyło mi się kilka drobnych kradzieży. Nic, z czego mogłabym teraz być dumna. Ale duży wpływ na to miało wczesne rozstanie z rodzicami i zniszczony obraz prawdziwego domu, rodzinnego ogniska - w jej słowach doskonale odnajdywałam samą siebie. Mimo iż Sergi, Anna i rodzice robili wszystko, bym czuła się u nich jak najlepiej, gdzieś z tyłu głowy zawsze towarzyszyła mi myśl, że nie należę do nich w ten sposób, niżbym chciała. Patrząc z perspektywy czasu i tego wszystkiego, co opowiadała mi teraz ciotka, możnaby się nawet cicho zaśmiać. Nasze historie były bardzo podobne. - Dlatego mieli choćby takie podstawy, by pokazać, że bywała nadpobudliwa i łamałam prawo. Koniec końców, po kilku latach walki, moi prawnicy udowodnili, że nie mam z tą sprawą nic wspólnego, jednak moje życie jeszcze przez długi czas nie przypominało normalnego życia choćby w małym stopniu. Tak jak już Ci wspominałam, stale zmieniałam miejsce zamieszkania. Po takiej traumie, jaką przeszłam, nie łatwo było mi z powrotem wbić się w tę smutną rzeczywistość, bez Ciebie, bez Isabel i Diega... - spuściła wzrok. - Trwałam w ciągłym strachu, miałam wrażenie, że oni wszędzie mnie odnajdą i będą chcieli zemsty. W dodatku zamartwiałam się, czy nie skrzywdzili Ciebie, bałam się pokazywać w okolicach Barcelony, ale co jakiś czas wracałam, by poszukać o tobie jakichkolwiek informacji. Och, Alexio, ja... - głos jej się załamał i tym razem nie starała się już zagłuszyć emocji. Zasłoniła twarz w dłoniach i rozpłakała się, uderzona wszystkimi wspomnieniami, które zapewne tliła w sobie przez te wszystkie lata. Wstałam i chyba po raz pierwszy, odkąd się znałyśmy, mocno ją przytuliłam. - Ja... naprawdę chciałam Cię odnaleźć! Prze...przepraszam... Tak bardzo przepraszam!
- Ciociu - oderwałam się od niej, łapiąc ją za dłonie i prosząc, by popatrzyła mi prosto w oczy. - Zrobiłaś wszystko, co w twojej mocy, nawet kosztem siebie, by uratować mi życie. I właśnie to zrobiłaś, słyszysz? Nie mogłaś w piękniejszy sposób pomścić i upamiętnić śmierci swojej siostry. A ja już zawsze będę Ci za to ogromnie wdzięczna - słysząc moje słowa, uśmiechnęła się przez łzy i tym razem to ona przyciągnęła mnie do siebie, delikatnie głaszcząc po głowie. 
- Moja malutka Isabel... 

×××

Następnego poranka ciężko było mi zwlec się z łóżka. Po tylu wrażeniach, jakie zafundował mi wczorajszy dzień, spałam tak mocnym snem, jakim nie mogłam pochwalić się już od dawna. Bałam się odrobinę, że jak tylko zamknę oczy, we śnie znowu zobaczę ten korytarz i dramatyczny moment śmierci rodziców, który nawiedzał mnie w koszmarach. Na całe szczęście nie śniło mi się nic, a przynajmniej nic takiego, co bym zapamiętała.
Słysząc, jak Carmen krząta się po swoim pokoju, przypomniałam sobie o dzisiejszym treningu i chcąc, nie chcąc, musiałam wstać. Gdy ogarnęłam się do życia po krótkim prysznicu, zeszłam na dół, a już w połowie schodów doszedł mnie smakowity zapach śniadanka. Ku mojemu zdziwieniu, Iris już nie spała, kanapa którą dla niej wczoraj przygotowałam, była już starannie złożona, a ona sama przejęła stery kuchenne. 
- Chciała się troszkę porządzić, a ja nie miałam serca jej tego zabraniać - powiedziała na mój widok Carmen, która siedziała już przy stole z talerzem naleśników. Na ich widok, kiszki w brzuchu zagrały mi głośnego marsza, o czym dowiedzieli się także wszyscy wokół. 
- Ja też nie będę się kłócić - dołączyłam do niej z uśmiechem, a ciotka zachichotała i po chwili ja również doczekałam się swojej porcji. 
Gdy już wszystkie trzy zjadłyśmy, dyskutując o najświeższych wiadomościach zapodawanych w radiu, wróciłam na górę, by przebrać się w wygodne ciuchy i zabrać torbę treningową. Spóźniona Olga pognała już na uczelnię, a zanim ja także wyszłam z domu, zaglądnęłam do saloniku, związując włosy w wysokiego kucyka. 
- Powinnam wrócić za parę godzin, a ty oczywiście czuj się tutaj jak u siebie w domu. Neymar napisał, że po południu jego ochroniarze przytransportują tutaj twój samochód -  zarumieniłam się lekko na jego wspomnienie, szczególnie biorąc pod uwagę to, o czym dyskutowałyśmy wczorajszego wieczoru na tarasie. Iris uśmiechnęła się znacząco pod nosem, jednak w żaden sposób tego nie skomentowała, tylko podziękowała za wszystko i obiecała odwdzięczyć się obiadem. Trzeba było przyznać, że miłą odmianą było mieć ją przy sobie. 
 

EsquirlaWhere stories live. Discover now