22

2.1K 139 16
                                    

"La gente olvida, el mundo sigue girando; aunque por dentro estamos rotos."

× Neymar ×

Zaparkowałem samochód tuż pod pastelową, zadbaną kamienicą i upewniwszy się, że zabrałem portfel i telefon, wyskoczyłem zwinnie na zewnątrz, podchodząc do drzwi. Jak tylko w nie zapukałem, usłyszałem nadchodzące kroki i szczęknięcie zamka. 
- Olga, to ja. - przywitałem się, kiedy dziewczyna na mój widok odruchowo zatrzasnęła drzwi z powrotem. Pięć sekund później otworzyła je znowu, kiwając głową, albo na znak niedowierzania, albo z własnej głupoty. 
- Chyba nigdy się nie przyzwyczaję. - odgarnęła włosy z czoła. 
- Do czego?
- Do twojego widoku u progu naszego domu. Wejdź, proszę. - ruchem wolnej ręki, bo w jednej trzymała sporego rozmiaru książkę, zaprosiła mnie do środka. - Ale chyba nie przyjechałeś powiedzieć, że impreza odwołana? Już się nastawiłam. - ostrzegła mnie z nadzieją w głosie.
- Nie, nie. Jak najbardziej aktualna. - pospieszyłem, by ją uspokoić i rozejrzałem się dookoła. Szybko wyłapała mój wzrok oraz myśl. 
- Alexii nie ma. 
- To nawet lepiej, bo chciałem porozmawiać z tobą. - uśmiechnąłem się, a ona, nie zadając więcej pytań, poprowadziła mnie do salonu, gdzie uraczyła mnie szklanką schłodzonej Nestea. 
Gdy już usadziliśmy się wygodnie na sofie, przeszedłem do konkretów, by wyrobić się przed przyjściem Putellas. - Powiedziałaś kiedyś, że Alexia jest jak zamknięta księga, która nie pozwala, żeby ktoś po nią sięgnął i ją otworzył. Spodobało mi się to określenie. - wspomniałem wypowiedziane przez nią słowa w dzień odrzucenia Alexii przez Barcę Femení, kiedy to zapadła się pod ziemię. - I już wiem, że jest jak najbardziej trafne. Wciąż staram się z niej coś wydobyć, czasem nawet sama trochę uchyla mi rąbka swoich małych tajemnic. Ale coś mnie gryzie. 
- Jeśli tylko będę umiała, postaram się pomóc. - zapewniła mnie szatynka. 
- Tuż po skończeniu liceum nie poszła od razu do pracy, prawda? - Carmen westchnęła na zadane przeze mnie pytanie i skinęła głową, jakby już wszystko stało się dla niej jasne. Ułożyła się wygodniej, siadając po turecku twarzą do mnie. Nie wiem dlaczego, ale bałem się tego, co usłyszę. - Gdy jakiś czas temu u was byłem, wynosiła pudło z rzeczami do piwnicy. Kiedy nie patrzyła, zajrzałem do środka i zobaczyłem podręczniki do literatury. 
- Tak, chodziła na mój kierunek przez pierwszy semestr. - potwierdziła, i zanim zdążyłem zapytać co się stało, kontynuowała opowieść. - Mimo, że kochała książki i pisanie, jej serce wciąż rwało się do piłki, na boisko. Wzięła sobie za cel Barcelonę, jej największym marzeniem już odkąd ją znam, czyli od czasów liceum, była gra dla Blaugrany. Praktycznie cały swój wolny czas poświęciła na treningi, chodziła na różne zajęcia, by utrzymać formę i się rozwijać, a przy tym próbowała swoich sił, kiedy był nabór. Powtarzałam jej, że jeśli się nie udaje, musi spróbować gdzieś indziej, bo kadra trenerska zawsze patrzy na doświadczenie. Ale zdążyłeś już ją poznać, jest uparta i zawzięta. - tu dziewczyna przerwała na chwilę, by wziąć łyka swojego napoju. - Mimo, że w szkole uczniem była przeciętnym, na studiach odznaczała się inteligencją i ambicją, naprawdę dobrze jej szło. 
- A więc co się stało? - niecierpliwiłem się trochę, obawiając się najgorszego. Dlaczego we wszystkich historiach zawsze to musi tak wyglądać? Piękny, niemalże wyidealizowany obraz czegoś, co za moment okazuje się stawać tragedią. 
- Przez piłkę opuszczała niektóre zajęcia. - Carmen wzięła głęboki oddech i zaczęła bawić się długopisem. - Nadrabiała je bez problemu i egzaminy w pierwszej sesji również zdała bez zarzutów, jednakże były przedmioty, w których wielkim wyznacznikiem oceny była obecność. Pech chciał, że jedne z ważniejszych zajęć prowadził największy palant, jaki chodzi po tej ziemi. Czterdziestopięcioletni kawaler w garniturze dobrego gatunku i zawsze idealnie wyprasowanej koszuli. - już na ten opis jakaś wielka gula ugrzęzła mi w gardle. Błagałem w myślach, by nie padły te słowa, których się obawiałem. - Od niego zależało, czy będzie mogła kontynuować studia. Umówili się więc na konsultacje, miał przedstawić jej warunki zaliczenia przedmiotu. - Proszę, nie. Tylko nie to... - powtarzałem wciąż w myślach. - Zapewne domyślasz się o co mogło chodzić. Zaczął się do niej przystawiać i mówić, że wszystko leży w jej rękach, wystarczy jedynie podjąć odpowiednią decyzję. - nagle poczułem się tak, jakby ktoś zaszedł mnie od tyłu i ogłuszył jakimś ciężkim narzędziem. Ręce zacisnęły mi się w pięści, a serce zaczęło bić szybciej i szybciej. Olga natomiast wciąż opowiadała. - Powiedział, że tylko w taki sposób może mu się odwdzięczyć, bo jest piękną i mądrą kobietą, która...
- Błagam, dość. - nie wytrzymałem w końcu, wstając rozeźlony. Zacząłem chodzić po pokoju w tę i we w tę, starając się uspokoić. Dziewczyna wbiła we mnie swój smutny wzrok. 
- Oczywiście nie zgodziła się. - dodała szybko, by mnie pocieszyć. - Jak tylko udało jej się od niego uwolnić, wybiegła stamtąd i już nigdy nie postawiła swojej nogi na tej uczelni. Kiedy nie było postępów z dostaniem się do klubu i ją odrzucano, zdaje się, że miała jakieś problemy rodzinne, ale nie opowiadała mi żadnych szczegółów. - mogłem się domyślać, że pod tym hasłem kryła się sprawa z Sergim, Coral i Josue. Jakby jeszcze mało było jej tych zmartwień. - Przeżywała naprawdę kiepski okres, a do tego doszedł jeszcze ten stary zboczuch, który odebrał jej kolejne marzenia. Chciała ukończyć te studia, naprawdę jej na tym zależało. A on tak po prostu je zniszczył. Podciął jej skrzydła i to jeszcze w tak obrzydliwy sposób. - zobaczyłem, że jej oczy zaszkliły się na to wspomnienie. Usiadłem w ulubionym fotelu Alexii i zamknąłem twarz w dłoniach, próbując to wszystko przetworzyć. Tyle nieszczęść wydarzyło się w życiu tej dziewczyny o słabych nerwach, i to jedno po drugim... Teraz naprawdę zaczynałem ją rozumieć. Rozumiałem dlaczego straciła wiarę w ludzi. Dlaczego bywała tak sceptyczna do pewnych spraw. Dlaczego praktycznie cierpiała na bezsenność. Dlaczego zwykłe rzeczy, takie jak jedzenie, czy spacery przestały mieć dla niej większe znaczenie. 
- Powiedziała o tym tylko mnie, w przypływie chwili, kiedy znalazłam ją w dzień tego incydentu w rogu kuchni. Siedziała na podłodze i patrzyła tempo w przestrzeń, tak jakby chciała się rozpłakać i dać upust emocjom, ale nie potrafiła. Gdybym jej wtedy nie nakryła, pewnie bym się nie dowiedziała, więc błagam, nie przekazuj tego nigdzie dalej. - do mojej głowy pełnej myśli dobiegły jej słowa pełne prośby. Podniosłem się powoli i przytaknąłem. Sam już nie wiedziałem co mam w tej sytuacji powiedzieć i jak zachować się przy Alexii, kiedy ta stanie naprzeciwko mnie. 
Jakby po wypowiedzeniu magicznego zaklęcia, drzwi frontowe otworzyły się i usłyszeliśmy kroki. Carmen szybko pomachała sobie dłonią przed twarzą, by odgonić łzy, a ja próbowałem się jakoś otrząsnąć. Właśnie wtedy w progu saloniku stanęła blondynka z twarzą tak zmartwioną i załamaną, że serce momentalnie stanęło mi w miejscu. 
- Co się stało? - wstałem automatycznie. Nawet nie zdziwiła jej moja obecność, wyglądała tak, jakby miała się zaraz rozpłakać, ale nie wiedziała jak to zrobić. 
- Chcą mi ją zabrać. - odezwała się zrozpaczona, patrząc w kierunku współlokatorki. - Chcą zabrać Palomę!

× Alexia × 

Wzięłam do ręki kubek gorzkiej herbaty, którą podała mi Carmen. Wycofała się bezszelestnie z tarasu, zostawiając mnie sam na sam z Neymarem, byśmy mogli porozmawiać. Interesowało go gdzie byłam, kim jest Paloma i dlaczego jestem taka smutna. Choć smutek to nic w porównaniu z tym, co czułam. A czułam, jakby ktoś odbierał właśnie część mnie. 
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam więc wszystko od początku. 
- Prawie cztery lata temu zostałam wolontariuszką w domu dziecka, w tym samym, gdzie kiedyś przebywałam ja. Mimo, że byłam malutka, gdy tam trafiłam, moje wspomnienia stamtąd są jasno wyryte w mojej głowie, dlatego chciałam wesprzeć te dzieciaki. Przychodziłam, bawiłam się z nimi, rozmawiałam i słuchałam ich. Łatwo zdobywałam z nimi kontakt, bo wiedziałam jak się czują i w jaki sposób mam do nich podchodzić. - wyjaśniłam powoli, wpatrując się w zakwitający krzew na środku ogródka. - Po jakimś czasie moja relacja z jedną z dziewczynek zacieśniła się. Ma na imię Paloma i dokładnie za kilka dni skończy dziesięć lat. 
Neymar pokiwał głową, na znak, że rozumie, ale nic nie mówił, pozwalając mi mówić. Odkąd tylko przyszłam wydawał się być głęboko zamyślony, a może i nawet czymś zmartwiony. Obiecałam sobie zapytać go o to później. 
- Pracownicy placówki też to zauważali i byli na tyle mili, że pozwolili mi czasem zabierać ją na spacer, czy na lody, ale obydwie czułyśmy, że to nie wystarcza. Wiem, że może ze względu na mój wiek nazwiesz mnie głupią, ale naprawdę poczułam z nią mocną więź. Chciałam ją stamtąd wyciągnąć. Adoptować ją. - te słowa przyszły mi z lekkim westchnięciem. Zrobiłam krótką przerwę na łyk herbaty i zaczerpnięcie powietrza, a potem kontynuowałam.
- Nie udało się? - zapytał cicho, uważnie mnie obserwując. 
- Nie. Nie spełniałam warunków. Mieszkam ze współlokatorką w niewielkiej kamienicy, nie mam wykształcenia, męża, ani żadnego partnera, który zarabiałby na rodzinę, a moją pensję uznano za niewystarczającą do utrzymania nas dwóch. Adopcja stała się odległym marzeniem. - uśmiechnęłam się krzywo, choć prawda była taka, że kompletnie nie było mi do śmiechu. - Najgorsze w tym wszystkim było to, że Paloma zrobiła sobie nadzieję. Dlatego po tym wszystkim ograniczono nasze odwiedziny. 
- Przecież to jest chore. - Neymar nie wytrzymał w końcu, bulwersując się. - Zależy Ci na niej, chcesz jej stworzyć dom lepszy od tego, który ma tam, pośród tych biednych dzieciaków, a oni kopią Ci pod nogami dołki! Nie rozumiem tego. 
- Prawo, ustawy i te inne pierdoły rządzą się własnymi zasadami. - wzruszyłam ramionami. - Teraz mogę odwiedzać ją tylko od czasu do czasu, żeby nie spoufalać się z nią zbytnio. Nie mogę już nigdzie jej zabierać. A dziś... - poczułam jak głos mi się lekko załamuje. - Dowiedziałam się, że chcą zabrać jej do rodziny zastępczej. Daleko stąd. 
- Mój Boże, tak mi przykro. - Brazylijczyk przybliżył się, obejmując mnie swoim ramieniem. Oparłam o niego swoje czoło, nadal przetwarzając w myślach spotkanie z Palomą, która żaliła mi się, że chce zostać ze mną. Jej głos wciąż rozbrzmiewał mi w uszach i nie potrafiłam go stamtąd wyrzucić. - Nie trać nadziei. Może jeszcze nie wszystko stracone. 
- Już Ci kiedyś powiedziałam, że słowa nadzieja nie ma w moim słowniku. - mruknęłam w jego koszulkę. 
- Ale w moim jest. - dłonią uchwycił mój podbródek i spojrzał mi prosto w oczy. Przez te sekundy, w których się w siebie wpatrywaliśmy, zrozumiałam, że naszą dwójkę też połączyła jakaś więź, której nie potrafiłam nazwać. Neymar widział mnie z różnych, niekoniecznie dobrych, stron, a mimo to nadal był obok i chciał mi pomóc, nie oczekując nic w zamian. - I to tak silna, że starczy dla nas dwóch. 
Chciałam w to wierzyć, naprawdę chciałam. Ale chyba nie potrafiłam. 
- Chcesz zobaczyć jej zdjęcie? - uwolniłam się spod jego wzroku i sięgnęłam po telefon. Odszukałam jej fotografii i pokazałam mu ją z dumą. Neymar uśmiechnął się, po czym spojrzał na mnie wzrokiem pełnym smutku. 

Powyższa Paloma (a w rzeczywistości Paula) to uczestniczka czwartej edycji Masterchef Junior w wersji hiszpańskiej, w którą się wciągłam :D Dziewczynka z Barcelony wydała mi się idealna do odwzorowania mojego wizerunku Palomy, który zrodził mi się...

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Powyższa Paloma (a w rzeczywistości Paula) to uczestniczka czwartej edycji Masterchef Junior w wersji hiszpańskiej, w którą się wciągłam :D Dziewczynka z Barcelony wydała mi się idealna do odwzorowania mojego wizerunku Palomy, który zrodził mi się w głowie, także oto i jest :)

EsquirlaWhere stories live. Discover now