35

1.9K 131 20
                                    

"Nada es permanente en este loco mundo, ni siquiera nuestros problemas."

× Alexia ×

- Jesteś dobra - po skończonym treningu, kiedy wyczerpana i spocona wróciłam do szatni w towarzystwie Line Røddik, Dunki grającej w defensywie, uśmiechnęłam się spełniona. Dziewczyny, mimo moich obaw, przyjęły mnie wyjątkowo ciepło i życzliwie.
- Mówiłam wam, że piękna buźka nie jest jej jedynym atutem - Jenni Hermoso zawiesiła mi się na szyi i poklepała po plecach z uznaniem. Musiałam przyznać, że jej znajoma twarz w pierwszym dniu mojej pracy tutaj, bardzo mi pomogła. - Witaj w domu, Alexia.
- Dziękuję wam bardzo! - po raz kolejny dzisiaj posłałam im szczery uśmiech. Nic innego nie było w stanie wyrazić tego, co w tej chwili czułam.
Dziesięć minut później, gdy już prawie wszystkie byłyśmy gotowe do wyjścia, a zapach damskim perfum unosił się w powietrzu, ktoś delikatnie zapukał w drzwi szatni. Widząc głowę Neymara wychylającą się zza nich niepewnie, wzniosłam oczy ku niebu. Był ostatnią osobą, którą chciałam w tej chwili oglądać. Po tym, jak wczoraj złożył mi nocną wizytę, już długo nie mogłam zasnąć. Kiedy w końcu mi się to udało, koszmary znowu nawiedziły mój sen - widziałam w nich przerażoną dziewczynkę.
- Cześć dziewczyny, już skończyłyście? - zagadnął, wchodząc z zawahaniem. Odwróciłam się do niego plecami, wracając do pakowania. Moje koleżanki natomiast zamarły w bezruchu na jego widok. Niecodziennie zawodnik pierwszego, męskiego składu Barcy zagląda na ich trening.
- Alexia już ochrzczona, potwierdziłyśmy, że się nada - tylko Jenni, która już go znała, nie zapomniała języka w gębie i zaczęła szturchać pozostałe piłkarki z rozbawieniem.
- Oczywiście, że tak - on również się uśmiechnął, o dziwo, nieśmiało. Zapadła głucha cisza, w której czułam na sobie wzrok wszystkich zebranych. Dopięłam torbę, odwróciłam się na pięcie i stanęłam twarzą w twarz z nim, który zbliżył się przyczajony. Gdyby miał ogon, z pewnością byłby teraz potulnie podkulony. - Hej, Putellas, kopę lat!
- Ktoś zdjął z drzwi tabliczkę głoszącą "Nie wpuszczamy tu palantów"? - rzuciłam znad ramienia do dziewczyn, wpatrując się w niego ze skrzyżowanymi na piersi rękami. One na moją uwagę parsknęły śmiechem i spojrzały po sobie, jakby chcąc dowiedzieć się co tu jest grane.
- Och nie, tu też nie mam wstępu? - jęknął, pocierając szyję ręką.
Minęłam go, i pożegnawszy się z moją nową drużyną, opuściłam szatnię. Neymar jeszcze zamienił z nimi kilka słów i dobiegł mnie, gdy byłam już na zewnątrz. - Przepraszam za wczoraj, cokolwiek się stało! Chciałbym przeprosić konkretnie, ale za cholerę nie pamiętam o czym pierdoliłem - dorównał mi kroku, a ja zatrzymałam się nagle, badając czy mówi prawdę. Stał potulny jak baranek, co w rzeczy samej było do niego niepodobne. - Aż się boję pomyśleć co takiego powiedziałem, skoro nie chcesz ze mną rozmawiać - spuścił głowę, wypuszczając powietrze z ust. - Lucho wyrzucił mnie z treningu, jeśli poprawię Ci tym humor. Spóźniłem się pół godziny i nie wyleczyłem kaca, więc nie chciał mnie nawet oglądać. Zaglądnąłem zatem tutaj, daleko nie miałem. Będziemy się mogli teraz widywać! - za wszelką cenę próbował wciągnąć mnie w pogawędkę. Ja zaś wciąż przetwarzałam w głowie to, czy mówi szczerze. Możliwe żeby miał w pamięci taką pustkę? Nie miałam zbyt dużego doświadczenia jeśli chodzi o alkohol, więc nigdy nie zdarzyło mi się coś podobnego. - Powiesz coś wreszcie?
- Jesteś najprzeklętniejszą maszkarą ze wszystkich przeklętych maszkar, które krążą po tym świecie, wiesz? - ruszyłam znowu, kierując się na prawo, w stronę przystanka autobusowego.
- Tym razem chyba wolę określenie szpetne indywiduum - nawiązał do naszej dawnej rozmowy, znów podążając jak cień tuż za mną. - Poza tym nie istnieje takie słowo jak najprzeklętniejszy, moja mała, czarująca, bestio! - zawołał to niemalże z czułością i zawiesił mi rękę na szyi. Nie minęło pięć sekund, jak zrzuciłam ją i zaczepnie pchnęłam go w bok. Tyle by było z naszych czułości.
- Zawsze istnieją jakieś wyjątki, a ty jesteś jednym z nich.
- Sugerujesz, że jestem tym wyjątkowym? - poruszał brwiami w górę i w dół.
- Tak, wyjątkowym idiotą - doszłam do przystanka i odwróciłam się ku niemu. - Jeśli nie chcesz zostać staranowany przez tłum pasażerów, lepiej dzwoń po swojego szofera i uciekaj stąd, bo ja cię bronić nie zamierzam.
- Tak się składa, że akurat dzisiaj wybieram się do Ciebie, więc mogę Cię podwieźć - machnął na mnie ręką, a na te słowa moja brew wystrzeliła ku górze. Dziwnie się czułam rozmawiając z nim po tym, jak jeszcze kilka godzin temu usłyszałam od niego przesłanie niezbyt zadowalające. W dodatku, dziś wyglądałam jak istny upiór, zmęczona po nieprzespanej nocy i spocona jak świnia po treningu. Nawet jeśli rzeczywiście paplał bezsensu i zapewniał mnie, że nie robił tego celowo, jakaś cząstka mnie przetworzyła jego wczorajsze słowa i część z nich wzięła sobie do serca. Nie jestem jednak, i nigdy nie będę, tak piękna jak Bruna. - Cieszysz się, co? - wyrwał mnie z zamyślenia. - Skoro odpuszczam dziś trening, a Bruna, Jota i chłopaki wracają do Brazylii, nie mam co robić. Pomyślałem więc: czemu by nie spędzić tego dnia z moją przyjaciółką Alexią? - kontynuował pogodnym, beztroskim tonem. - To twoje milczenie mnie dzisiaj wyjątkowo wkurza, wiesz?
- Czegoś chcesz - zilustrowałam go od stóp do głów - Tylko jeszcze nie rozgryzłam czego. Przebaczenia? A może gnębią Cię wyrzuty sumienia?
- Chcę z tobą trochę pobyć, życie jest krótkie, dzisiaj tutaj stoimy i się słodko przegadujemy, ale nie wiadomo co będzie jutro - w momencie, kiedy to mówił, podjechał autobus. Neymar rozpostarł ramiona, wskazując na niego. - Teraz wybieraj: ja, albo on. Nie możesz mieć nas obu! - odparł teatralnym szeptem, a ja wywróciłam oczami, i mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Mam wrodzą tendencję do wybierania tego, co dla mnie najgorsze - westchnęłam i ostatecznie, skoro jak stwierdził "nie mogłam mieć ich obu", wybrałam jego. Chociaż w takiej postaci.

EsquirlaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz