56

1.5K 117 35
                                    

"Lo único que nos separa de la muerte es el tiempo."

× Alexia ×

Przez wpatrującą się we mnie broń, kompletnie straciłam poczucie czasu. Samochód mknął wśród wysokich drzew, które już mieniły mi się w oczach. Choćbym chciała, nie zdołałabym zorientować się, gdzie właściwie się znajdujemy. Czułam, jak uchodzi ze mnie cała nadzieja na to, że dożyję jutrzejszego dnia. Czułam w sercu rozpacz, bo nawet nie zdążyłam się z nikim pożegnać.
Gdybym wiedziała, że wczoraj po raz ostatni ujrzę Sergiego i Carmen.
Gdybym wiedziała, że Jenni będzie ostatnią osobą, która była przy mnie, zanim mnie porwano.
Gdybym wiedziała, że nie będę miała już okazji przeżyć tego pierwszego, prawdziwego pocałunku.
Wtedy wszystko zrobiłabym inaczej. Ale śmierć chyba właśnie to ma do siebie, że przychodzi bezszelestnie, że rani świadomością ulotności czasu, że zwala się nagle, zupełnie nieproszona, do końca pozostawiając swoją ofiarę z wyrzutami sumienia. 
Drzewa zaczęły się przerzedzać i po krótkiej chwili wyjechaliśmy z lasu na niewielką polanę. Gdy samochód wreszcie się zatrzymał, dopiero wtedy doszło do mnie, że za chwile może wydarzyć się dosłownie wszystko, że być może to są moje ostatnie chwile. Zacisnęłam mocno dłoń na telefonie, który wciąż wibrował. Na wyświetlaczu widziałam przychodzące połączenia i wiadomości, ale nie mogłam nic z tym zrobić i ta desperacka bezczynność mnie zabijała. Próbowałam wykalkulować ile sekund zyskam, zanim kierowca wygramoli się z wozu i otworzy mi drzwi. Przy odrobinie szczęścia mogłabym chociaż napisać Neymarowi o lesie, polanie i dziwnym domu, pod którym się zatrzymaliśmy. Przez jeden, krótki moment odżyła we mnie nadzieja. Wyobraziłam sobie, jak Neymar przyjeżda tu z eskortą policji, jak mnie ratuje i zabiera do domu, a wszystko dobrze się kończy. Jak tylko o tym pomyślałam, w oczach zbierały mi się łzy, a to dlatego, że musiałam przyznać sama przed sobą, że takie rzeczy widzi się tylko w filmach. Nawet jeśli mnie namierzy, to wszystko będzie wymagało czasu, a przecież nie wiedziałam ile mi go jeszcze pozostało. 
- Wysiadaj - usłyszałam nad sobą warknięcie mężczyzny, tracąc tym samym szansę na wysłanie tej jednej, ostatniej wiadomości. Nie byłam na tyle odważna, by to zrobić, jego pistolet przez cały czas był we mnie wymierzony. Z łomoczącym sercem odpięłam pas i bardzo niepewnie zrobiłam, co kazał. Chłodne powietrze uderzyło w moją twarz, momentalnie mnie otrzeźwiając. Rozejrzałam się dookoła, starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów, a równocześnie próbując ukryć telefon. Ta próba okazała się jednak zbędna, ten osiłek dokładnie mnie wyczuł. - Dawaj to - wyciągnął do mnie wielką rękę. 
W książkach i filmach, w takich momentach ludzie zbierali się na odwagę i próbowali się stawiać, walczyć, lub negocjować. Nie wiedziałam, jak im się to udawało, ja nie potrafiłam. Potulnie oddałam mu komórkę, którą na moich oczach rozbroił. Nie zostało mi już nic, co pomogłoby mi się stąd wydostać. Zupełnie nic.
Idąc tuż przed nim, popychana przez jego broń, zastanawiałam się, dlaczego ten dziwny dom znajduje się na samym środku gołej polany. Brutalna rzeczywistość jednak szybko do mnie dotarła. Całe to pole, było niczym pole minowe. Nic nie mogło umknąć niczyjej uwagi, każda próba ucieczki była wystawieniem się jak na tacy. Nie było żadnych drzew, żadnych krzaków, za których można byłoby się skryć. Byłam w pułapce.
- Wchodź do środka - warknął, dźgając mnie bronią w plecy, co spowodowało, że ze strachu aż podskoczyłam w miejscu. Przeszłam ostrożnie przez skrzypiące drzwi, prosto do ciemnego przedpokoju. Przeskanowałam wzrokiem całe pomieszczenie. Wnętrze było stare, zaniedbane i obdarte, z pewnością nikt tutaj nie mieszkał. Biorąc pod uwagę jak daleko w las się zapuściliśmy, nie sądziłam, by w pobliżu znajdował się ktokolwiek, kto mógłby mi pomóc. Pierwsze łzy spłynęły mi po policzkach, co dodatkowo mnie zabolało. Długi czas pozostawałam bez płaczu, a kiedy wreszcie po latach odzyskałam go na nowo, myślałam, że już zawsze będzie kojarzył mi się z Neymarem. To on na nowo tchnął we mnie życie i na nowo pokazał mi co to znaczy żyć. Oddałabym wszystko, by móc zobaczyć go jeszcze jeden, ostatni raz.
- Idź prosto - pchnął mnie znowu, więc szybko się otrząsnęłam i ruszyłam w stronę cichych głosów, dochodzących z niedużej sali, która przypominała salon. Pod dużym, starym oknem majaczyło kilka sylwetek. Zbliżyłam się, jak mi nakazano, i wprost nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. 
- Co Pan tu robi? - odezwałam się po raz pierwszy, odkąd wsiadłam do samochodu, i we własnym głosie usłyszałam coś na kształt ulgi.

× Neymar ×

- O kurwa, o kurwa, o kurwa - telefon wyleciał mi z dłoni na podłogę, a po chwili ja sam, podobnie jak on, osunąłem się na ziemię wzdłuż szatniowych szafek. Przycisnąłem zaciśnięte dłonie do twarzy i zacząłem się kołysać w przód i w tył. Próbowałem się w ten sposób uspokoić i jednocześnie umierałem, umierałem z niezmierzonego gniewu i strachu. 
- Ney? Co się stało? - Leo założył koszulkę i ukucnął przy mnie, wyraźnie zmartwiony. Był jeszcze Luis, zostaliśmy w szatni we trójkę. On też przestał się pakować i podszedł bliżej.
- Zabrali ją. Zabrali ją! - dopiero, gdy przyznałem to na głos, poczułem mocne ugodzenie w sercu. Twarz wykrzywiła mi się z bólu, a z oczu po chwili zaczęły wyciskać mi się łzy. Zrozpaczony chwyciłem znowu za telefon i po raz kolejny próbowałem się do niej dodzwonić, niestety bezskutecznie. 
- Kto? Kogo zabrał? - Messi położył mi dłoń na ramieniu, a wtedy mną wstrząsnął szloch. Nie mogłem poradzić sobie z myślami, w przeciągu paru chwil wyobraziłem sobie Alexię w najgorszych scenariuszach.  
- Sergi! Potrzebuję Sergiego! - zrzuciłem z siebie jego rękę i wstałem szybko, kierując się do wyjścia. 
- Czekaj, ja pójdę! - zawołał Suarez, zastępując mi drogę. - Nie powinien odejść daleko, zostań tutaj. 
Jak w amoku pokiwałem głową i wycofałem się kilka kroków. Zacząłem chodzić po szatni tam i z powrotem, usiłując ułożyć to sobie jakoś w głowie. Nie kontrolowałem już łez, płakałem jak dziecko i jednocześnie zaciskałem mocno zęby z wściekłości. Przeszukałem telefon w poszukiwaniu numeru do Iris, choć wiedziałem, że go tam nie ma. Ale Sergi go miał, potrzebowałem Sergiego. 
- Neymar? - zdezorientowany Roberto stanął właśnie w drzwiach, patrząc na mnie wzrokiem pełnym szoku i strachu. Zbliżyłem się do niego i zobaczyłem jak wyraz jego twarzy się zmienia, domyślił się. 
- Porwali Alexię - wyjęczałem, zaciskając palce w dłoni tak mocno, że paznokciami niemalże przebiłem skórę. Sergi zrzucił torbę z ramienia i uderzył pięścią w drzwi. 
- Dzwonię po agentów, muszą ją jakoś namierzyć. A ty szukaj numeru Iris, no już! - ponagliłem go. Podczas gdy ja wzywałem posiłki i podawałem im wszystko, co wiedziałem na temat Alexii, Sergi bezskutecznie starał się skontaktować z jej ciotką. Leo i Luis stali obok nas, bardzo chcąc pomóc, choć byli bezradni. My wszyscy byliśmy bezradni. 
- I co? - złapałem go za kurtkę, kiedy sam przestałem rozmawiać, ale on pokiwał głową. Nie odbierała. To ona zjawiła się, wywróciła życie Alexii do góry nogami i w nim namieszała. To ona ściągnęła na nią to pierdolone niebezpieczeństwo, a teraz się nie odzywała. - Pisz do niej, napisz, że to przez nią Alexia została porwana i ma natychmiast się przyznać do wszystkiego, co wie! - warknąłem gniewnie. - Bo jeśli nie, to jest już skończona.

Tak tak, Polsat wiem xd Ale I tak jestem ciekawa waszych opinii!

Ops! Esta imagem não segue nossas diretrizes de conteúdo. Para continuar a publicação, tente removê-la ou carregar outra.

Tak tak, Polsat wiem xd Ale I tak jestem ciekawa waszych opinii!

PS. Większość bohaterów nowego opowiadania została już ujawniona na moim koncie na Instagramie [@inflamara] (ale to jeszcze nie koniec) także kto jeszcze nie widział, gorąco zachęcam, bo już niedługo, po skończeniu Esquirli, ruszam z czymś nowym!

A jutro trzymamy kciuki za Brazylię i Neymarka! Besos xx

EsquirlaOnde histórias criam vida. Descubra agora