40

1.7K 118 5
                                    

Nunca pensé que en la felicidad hubiera tanta tristeza.

× Alexia ×

Mijały dni, a w końcu tygodnie, odkąd ostatni raz widziałam się z moją "nową" ciotką. Do tej pory nie mogła wyrwać się na dłużej z pracy, musiała przejąć obowiązki swej chorej koleżanki i została uziemiona w San Millán de la Cogolla. Mimo to nie traciłyśmy kontaktu, starałyśmy się rozmawiać co kilka dni, co muszę przyznać, troszkę mnie uspokajało. Cieszyłam się, że mnie odnalazła i gdzieś tam w środku, nadal towarzyszyło mi przeświadczenie, że nagle przestanie się do mnie odzywać i znów ją stracę. A tego nie chciałam - była moją jedyną łączniczką z tamtym światem, jedynym dowodem na to, że miałam kiedyś prawdziwą rodzinę. 
Nie pamiętam też, kiedy ostatnim razem spotkałam się z Neymarem. Przez mój nowy zawód, nie miałam już tak dużo czasu, by dostosowywać się do jego wolnych chwil, przez co zazwyczaj się mijaliśmy. Kiedy ja wylatywałam na wyjazdowy mecz, on właśnie wracał. Kiedy on miał czas, ja go nie miałam, i tak w kółko. Dlatego, gdy pewnego dnia po treningu ujrzałam go pod Kompleksem Gampera, opierającego się o swój samochód, byłam mile zaskoczona. Podchodząc do niego, starałam się oszukać samą siebie, wmawiając sobie, że serce wcale nie zaczęło walić mi na jego widok, tylko nadal szaleje po fizycznym wysiłku. 
- Ile to już? Dwa lata? - uniósł brew znad drogich okularów przeciwsłonecznych i objął mnie ramieniem. - Fuj, aleś ty mokra!
- Myłam się! - żachnęłam się, przysiadając na masce podobnie jak on i ciesząc się jak dziecko z jego towarzystwa. - Co Cię tu sprowadza? 
- Czekam na moją przyjaciółkę. O, chyba idzie, tylko nie wiem czy znajdę ją w tym tłumie spoconych dziewczyn - podążyłam za jego wzrokiem w stronę bramy, skąd wychodziły właśnie moje roześmiane koleżanki. Neymar pomachał im dłonią, na co te zaczęły jarać się jeszcze bardziej, a ja tylko przewróciłam oczami. - Nie bądź zazdrosna, za nic w świecie nie zamieniłbym Cię na żaden lepszy model - nagle jego ciężka ręka zwaliła mi się na ramiona i przyciągnął mnie do siebie za szyję. Z odległości kilku metrów, dziewczyny zawołały głośne: ooo! 
- Słodko razem wyglądacie, shippuję was! - krzyknął nikt inny, jak tylko Jenni, unosząc dwa kciuki ku górze. 
- Słyszałaś? Chyba mamy jej błogosławieństwo. Jeszcze tylko rodzice i bierzemy ślub w Vegas, co ty na to? - szturchnął mnie łokciem, kiedy każda z nich rozeszła się w swoją stronę i zostaliśmy na placu sami. 
- Waham się pomiędzy zwymiotowaniem, a parsknięciem śmiechem - udałam, że się krzywię, a on przechylił głowę w tył i zachichotał, twarzą skierowaną ku bezchmurnemu niebu. 
- Och, stęskniłem się za tym twoim poczuciem humoru. A teraz wskakuj, musimy pogadać - otworzył przede mną drzwi, a potem, kiedy już wgramoliłam się na siedzenie, odjechał z piskiem opon. 
Zaprowadził mnie do tego samego lokalu położonego niedaleko Camp Nou, do którego zabrał mnie na samym początku naszej znajomości. Najwyraźniej był jakoś dogadany z właścicielem, bo jak tylko zajęliśmy stolik w samym rogu, jeden z pracowników podszedł i zasłonił nas małym parawanem, byśmy nie rzucali się za bardzo w oczy. 
- Ostatnim razem, gdy tu byliśmy, przerażał Cię widok jedzenia, które zamówiłem - zaśmiał się na to wspomnienie i podał mi kartę. - Ale teraz musisz nadrobić kalorie spalone na treningu. Patrz, jak daleko zaszliśmy. 
- To prawda - uśmiechnęłam się, przeglądając menu i decydując się ostatecznie na jakąś sałatkę. Brazylijczyk zamówił to samo, i jak tylko kelner odszedł, spojrzał na mnie zupełnie innym, skupionym wzrokiem. - Posłuchaj, kiedy byłem w Rzymie, dzwonił mój... hm, powiedzmy, znajomy. Dowiedziałem się czegoś nowego. 
- W związku z czym? - jego przyciszony, spiskowy ton głosu mnie zaintrygował. Nie odpowiedział od razu, zamiast tego sięgnął do swojej męskiej saszetki. Położył na stole jakąś czarno-białą fotografię i przesunął ją w moją stronę. 

 

اوووه! هذه الصورة لا تتبع إرشادات المحتوى الخاصة بنا. لمتابعة النشر، يرجى إزالتها أو تحميل صورة أخرى.
Esquirlaحيث تعيش القصص. اكتشف الآن