15

2.5K 148 16
                                    

" A veces pensamos demasiado en lo que pasó y en lo que pasará, cuando lo importante es lo que está pasando. "

× Alexia ×

- Opowiedz mi o niej. - poprosiłam, opierając się łokciem o szklaną gablotę i z zaciekawieniem skupiłam na nim swoje spojrzenie. Neymar natomiast, bez podnoszenia wzroku, wciąż wpatrywał się w biżuterię, choć myślami był już gdzieś indziej. 
- Nie jest zbyt wysoka, przez zakładanie obcasów stara sobie dołożyć kilka centymetrów wzrostu. Ma lekko pofalowane i ciemne, właściwie kasztanowe włosy. Cerę troszkę mniej śniadą niż ja, drobną twarz i sylwetkę. - mówiąc to wszystko, w jego głosie można było dosłyszeć pewnego rodzaju podziw. Kimkolwiek była, ta zaprzątająca mu myśli dziewczyna, musiała znaczyć dla niego naprawdę wiele. - A rzęsy tak długie i gęste, że niejedna by jej tego pozazdrościła. Jest po prostu taka... - zawahał się - naturalna.
- Jak ma na imię? 
- Bruna. - odpowiedział z automatu, a ja wstrzymałam powietrze i nie mogąc się powstrzymać, uśmiechnęłam szeroko w geście triumfu. Zapadła cisza, w której Neymar zaczął wertować to, co przed chwilą opowiedział, by po chwili zdać sobie sprawę z tego, że go przyłapałam. - Och, no dobra. Masz mnie! - pokiwał głową z niedowierzaniem w to, że tak łatwo się zapomniał, i również odwdzięczył mi się uśmiechem. - Nie szukam prezentu dla siostry.
- 1:0 dla mnie. - szturchnęłam go ramieniem w bok i pochyliłam się nad ekspozycją tych cudnych drogocenności. Nie chciałam nawet wiedzieć jak obrzydliwą sumą pieniędzy śmierdzą. - Jeśli jej opis, jaki mi przedstawiłeś, jest równy rzeczywistości, a coś mi mówi, że jej obraz nie znika Ci sprzed oczu... - zaczęłam filuternie, doprowadzając go tymi słowami do niewielkiego rumieńca.- ...to osobiście proponowałabym te. - wskazałam palcem na piękną i klasyczną parę wykonaną z białego złota. Swym kształtem przypominała niewielką gałązkę o trzech listkach. 
- Moglibyśmy zobaczyć je z bliska? - poprosił stojącą nieopodal ekspedientkę, która naturalnie się zgodziła i wyjęła je spod lady. Neymar wziął je do ręki i przyjrzał im się dokładnie z każdej strony. - Są bardzo delikatne. Myślę, że mogłyby do niej pasować.  
- Twój wybór, twoje pieniądze. - wzruszyłam ramionami, stukając paznokciami o szybę, za co kobieta wpatrzona w Neymara z zainteresowaniem, oderwała się od niego i zgromiła mnie wzrokiem. Uśmiechnęłam się sztucznie, w geście przeprosin, i zaczęłam rozglądać dookoła. Gdy zauważyłam cenę prostej, nieskomplikowanej bransoletki, która nie zawierała nawet żadnej zawieszki, dosłownie na moment zasłabłam i musiałam przytrzymać się lady. 
- Ryzyk-fizyk! - głos Neymara sprowadził mnie na ziemię. - Proszę zapakować. 

×××

- Jeśli się spieszysz na spotkanie, to ja naprawdę mogę podjechać do domu autobusem. Nie chcę zabierać Ci czasu. - powiedziałam pół godziny później, gdy po zakupach i pożegnaniu z ochroniarzami, Neymar uparł się, że mnie zawiezie. Nie czułam się z tym zbyt komfortowo, wydawało mi się jakbym go wykorzystywała, a tego pod żadnym pozorem nie chciałam. Choć nie mogłam ukrywać faktu, że jazda jego samochodem była czystą przyjemnością nie tylko pod względem wygody. To cacko było po prostu piękne, ekskluzywne, i z pewnością obrzydliwie drogie. 
- Cicho tam, obiecałem, że Cię odwiozę, to to zrobię. - odpowiedział, patrząc prosto przed siebie i stukając dłońmi o kierownicę w rytm brazylijskiej muzyki lecącej z głośników. - Tylko wstąpimy na chwilę po drodze do mnie, żebym się przebrał. - wyjaśnił, kiedy skręcił w prawo, zamiast jechać prosto. - I nie mrucz mi tam nic pod nosem, mała bestio. 
- Ja? Bestią? - skrzyżowałam ręce na piersi, udając urażoną, i zaczepnie kontynuowałam szemranie po katalońsku, w którym żartobliwie go obrażałam. Ten wtedy wykorzystał sytuację, że droga była pusta i przyspieszył tak szybko i gwałtownie, że nawet nie zdążyłam odczytać prędkości z deski rozdzielczej. - Joder, chcesz nas pozabijać, przeklęta maszkaro?! - wrzasnęłam, chwytając się drzwi, na co on zatrzymał się z piskiem opon tak nagle, że gdyby nie pasy bezpieczeństwa, swoją głową chyba rozbiłabym szybę przede mną. 
- Przeklęta maszkaro? - powtórzył z rozbawieniem, obracając się ku mnie. - Serio? 
- Wolisz określenie szpetne indywiduum? - warknęłam wściekła, oddychając głęboko, jakbym dopiero co uniknęła śmierci. - Co w Ciebie wstąpiło? 
- Chciałem żebyś poczuła trochę adrenaliny. Tylko wtedy naprawdę się  czuje, że żyje. - odparł z głupiutkim uśmieszkiem przyklejonym do ust. Najwyraźniej moja rozzłoszczona mina bardzo go bawiła. 
Prychnęłam głośno i zaczęłam się wiercić, próbując się odpiąć, ale on przyuważył moje zamiary i momentalnie ruszył ponownie, dodając gazu, ale już nie tak bardzo, jak wcześniej.
- Wyskok z rozpędzonego samochodu? Rany, Alexia, ale ty jesteś hardcorowa. - zagwizdał "zdumiony", doskonale zdając sobie sprawę z faktu, że z każdym kolejnym słowem irytuje mnie coraz bardziej. 
- Ostatni raz wsiadłam z tobą do samochodu. - burknęłam, zaprzestając uwalniania się z pasów, i wpatrzona w swoje okno, opadłam z powrotem na oparcie. 
Pod dom dojechaliśmy cali i zdrowi jakieś siedem minut później. 
- Zaczekam tutaj. - uświadomiłam mu, kiedy kierował się już na schody, ale zawrócił, gdy spostrzegł się, że nie idę za nim. Przybierając na twarz poważną minę, otworzył drzwi od swojej strony. 
- Wyłaź, albo odblokuję ręczny i zlecisz prosto z tej pochyłej góreczki na ulicę. - zagroził spokojnym tonem. Unosząc brwi, wstrzymałam powietrze. Chciałam udowodnić mu, że jego słowa obchodzą mnie tyle samo, co zeszłoroczny śnieg, jednak jak tylko wsiadł za kierownicę, poddałam się i odpiąwszy pasy, wyszłam z wozu. 
- Nazywając Cię maszkarą, naprawdę miałam to na myśli. - syknęłam przez zęby, kierując się do domu u jego boku. 
- Ja też, mała bestio. - odwdzięczył się komplementem. - Ale chyba nie myślałaś, że serio to zrobię? Przecież nie pozwoliłbym żeby coś stało się mojemu autku. - na te słowa wywróciłam oczami, nie komentując tego. Zawiesił rękę na mojej szyi, poklepując mnie jak kumpla, ale kiedy zaczęłam go podszczypywać w bok, uwolnił mnie i przyspieszył kroku. W połowie drogi po schodkach, drzwi frontowe otworzyły się, a tuż za nimi wyrosła dobrze znana nam sylwetka.
- No nareszcie! - zawołał Rafinha Alcantara na nasz widok, zupełnie tak, jakby się nas tutaj spodziewał. Mówiąc: nas, naprawdę miałam to na myśli. Nie wydawał się zdziwiony moją obecnością, co więcej, po objęciu swego przyjaciela, pochylił się i pocałował mnie w policzek na powitanie. - Ileż można na was czekać? 
Neymar automatycznie odwrócił do mnie głowę i odezwał się, zanim zdążyłam wypowiedzieć choćby słowo. 
- Nie wiem o czym on mówi! - uniósł ręce w geście poddania się i przez jedną, maleńką, tycią sekundkę mu uwierzyłam. Do momentu, kiedy do przedpokoju wpadł Gerard Pique. Wpadł i to dosłownie, uderzając czubkiem głowy o górę ścianki, tworzącej przejście do dalszej części domu. 
- Ooo, udało Ci się przyprowadzić Alexię! - zawołał wesoło, rozmasowując obolałe miejsce i skierował się do mnie. - Jak się masz? 
- Bombowo. - przyznałam powoli z naciskiem, wwiercając mordercze spojrzenie w głowę Neymara.

 - przyznałam powoli z naciskiem, wwiercając mordercze spojrzenie w głowę Neymara

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Joder - hiszpańskie 'cholera' albo 'ku.wa' dla tych co nie wiedzą ;p

EsquirlaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz