30

1.9K 133 18
                                    

"Hazlo y si te da miedo, hazlo con miedo."

× Alexia ×

Nie należy stawać w miejscu i trzymać się kurczowo punktu, o który się zahaczyło, bo to bardzo niezdrowe. Dopiero teraz to zrozumiałam, po czasie. Czuję, że zmarnowałam kawałek życia, czekając na coś, co miało nadejść dopiero we właściwym momencie, kiedy nie będę się tego spodziewać. Kiedy już odpuszczę. To trochę jak z szukaniem zagubionej rzeczy na siłę - gdy w pewnej chwili bardzo jej potrzebujemy, zapewne jej nie znajdziemy. Wróci do nas sama, prędzej czy później, zupełnie niespodziewanie. 
Jest jeszcze coś, czego nauczyłam się dzięki znajomości z Neymarem - moim terapeutą z przypadku. A mianowicie, że szczęście znalazło mnie dopiero wtedy, gdy przestałam się przed nim ukrywać. Gdy porzuciłam kokon, w którym się wcześniej zaszyłam, myśląc, że i tak jestem przegrana, a szczęśliwe zakończenie po prostu nie jest mi pisane. Wreszcie pojęłam, że po szczęście trzeba sięgnąć i trochę mu pomóc, nawet jeśli głęboko wierzymy w to, że nasz los jest z góry zaplanowany, a co ma być, i tak będzie. 
- A więc mówicie, że weszła tam, odbyła kulturalną rozmowę z prezydentem Bartomeu, po czym wyszła jako nowa zawodniczka? - nikogo nie zdziwiło to, że Rafinha, wtajemniczony w całą tę sprawę, mówił o mnie w osobie trzeciej, zamiast zwrócić się osobiście. Bowiem ja, wciąż nie dowierzając w zaistniałe okoliczności, siedziałam w zamyśleniu z przywiezionym przez Neymara piwem w ręce i patrzyłam wprost na wieczorną panoramę miasta.
Tuż po opuszczeniu gabinetu Bartomeu udałam się prosto tutaj, do mojego ulubionego zakątka - Bunkers del Carmel, dając znać zniecierpliwionej Oldze gdzie mnie znajdzie. Skoro wiedziała Olga, oczywiście wiedziała też cała reszta, więc niedługo moją samotność zakłóciła nie tylko ona, ale też Neymar, Rafinha i Sergi. Wszyscy chcieli wiedzieć jak przebiegło spotkanie. - Hej, piękna! - Brazylijczyk sięgnął po niewielki kamyczek i rzucił nim we mnie, przykuwając moją uwagę. - Nie chciałaś tego przemyśleć? 
- To było moje marzenie od zawsze, Rafa. - obróciłam się do nich, siedzących na ziemi podobnie jak ja. - Uwierz, że myślałam o tym miliony razy. 
- Ale mi wciąż wydaje się to podejrzane. Odrzucali Cię kilkakrotnie, ostatnio do tego te przekreślone zdjęcia... Coś mi tu śmierdzi. - zmarszczył nos. - I bynajmniej to nie są skarpetki Roberto.
- Mi też. - nie mogłam nie parsknąć na tę uwagę, widząc jak Sergi podnosi nogę i zaczyna machać nią przed twarzą Alcantary. - Dlatego będę miała szansę przyjrzeć się tej sprawie od wewnątrz. Jeśli coś jest na rzeczy, dowiem się tylko w jeden sposób, prawda?

×××

Tej nocy nawiedziły mnie bardzo dziwne sny. Urywki, których nie byłam w stanie zapamiętać, jednak na pewno ujrzałam w nich twarz Bartomeu. To mogło być do przewidzenia, skoro myślałam o nim tak intensywnie. Wybudzona o szóstej nad ranem, nie byłam w stanie już zasnąć, więc wyślizgnęłam się z łóżka i zeszłam na dół. Cztery godziny snu, to i tak było nieźle, biorąc pod uwagę moją depresyjną bezsenność. Sięgając pamięcią trochę wstecz, gdyby ktoś zabrał się za rysowanie wykresu przedstawiającego postępy, jakie robiłam od znajomości z Neymarem, kreska wciąż pięłaby się wysoko w górę. Potrafiłam już przespać kilka godzin bez wybudzania się. Jadłam trochę częściej, więcej piłam, na nowo pokochałam kawę. Uśmiechałam się, śmiałam, żartowałam! Wyszłam do ludzi, nawiązałam nowe znajomości. Och i nawet się upiłam, choć nie wiem czy w tym wypadku było się czym chwalić (Neymar z pewnością byłby z tego dumny). No i oczywiście odzyskałam brata, a gdzieś tam po drodze również i cząstkę dawnej siebie. 
Chciałam, by ten dzień był w końcu jednym z tych spokojniejszych, w którym to nie będę robiła nic poza leżeniem w hamaku na tarasie i czytaniem książek, z którymi ostatnio się zapuściłam. Niestety czekała mnie praca, a zaraz po niej mecz - starcie Barcelony z Villarrealem na Camp Nou, na który umówiłam się z Carmen. 
Do godziny szesnastej czas dłużył mi się i dłużył, pomimo tłumów odwiedzających nasz sklep. Mogłam przysiąc, że kilka osób, szczególnie nastoletnich dziewczyn, pokazywało na mnie palcami, rozpoznając mnie z instagrama Neymara, gdzie ten co po chwila wrzucał jakieś durne, kompromitujące mnie relacje.
Kiedy nie obsługiwałam klientów, uzupełniałam braki na półkach, lub zawieszałam koszulki, i tak na szczęście zbliżyłam się do końca. Znudzona tym dniem wyszłam na przeciw przyjaciółce, która, podobnie jak inni, wymachiwała w górze mini flagą w katalońskich barwach. 
- Pięknie prezentujesz się w tej koszulce, Alexio Putellas. - zarzuciła mi rękę na szyję, przyglądając się mi. - Już niedługo będziesz w takiej reprezentować damską chlubę Blaugrany! 
- Kiedy się to stanie, będziesz musiała mnie ciągle podszczypywać, żebym uwierzyła, że to dzieje się naprawdę. - odpowiedziałam z nutką ekscytacji w głosie, po czym ruszyłyśmy w stronę bramek. 
Korzystając z małej zniżki pracowniczej, którą dysponowałam, zajęłyśmy nasze siedzenia w całkiem dobrym miejscu, dość blisko murawy, skąd rozpościerał się idealny widok na boisko. Na samym początku meczu, kiedy tylko Carmen pognała po coś do jedzenia, przegapiła pierwszą bramkę strzeloną przez Villarreal. 
- Nooo niee, zawsze to samo, już nigdzie się nie ruszam! - jęknęła z zawodem, siadając obok mnie i biorąc się za pałaszowanie. Nie minęło dwadzieścia minut, kiedy po opróżnieniu dwóch kubków pepsi - swojego i mojego (który kupiła doskonale wiedząc, że się tego nie chwycę  i będzie "zmuszona" wypić go za mnie) zaczęła przebierać nogami, czując ogromną potrzebę pójścia do toalety. Ostatecznie, zrezygnowana nie miała wyjścia, i prawie, gdy zeszła z trybun, wśród kibiców Villarreal rozległ się kolejny krzyk radości. 
- Nosz kurde, serio?! - po powrocie wrzasnęła niepocieszona następną bramką rywali, a zarazem tym, że znowu przegapiła niezłą akcję. 
Do końca przerwy, jak i do końca drugiej połowy, dało się wyczuć napięcie wśród barcelońskich piłkarzy, którzy usilnie próbowali łapać okazje. Wynik jednak już z góry zdawał się być skierowany na porażkę. Mało tego, wszyscy zauważyli, że Neymar oraz napastnik przeciwnika, Nicola Sansone, ewidentnie mają jakiś problem. Już podczas rozgrywki doszło do incydentu, co w konsekwencji skończyło się żółtą kartką dla obydwu panów. 
Po rozbrzmieniu kończącego gwizdka, między tą dwójką znowu doszło do sprzeczki. 
- Skąd się tam wzięła Bruna? - Olga zmrużyła brwi, wytężając wzrok i obserwując przedstawienie dziejące się na murawie. Bruna Marquezine, ukazując ochroniarzom przepustkę, podbiegła w stronę Neymara, próbując przemówić mu do rozsądku, by nie pakował się w kłopoty, jednak ten nie zwrócił nawet na nią uwagi, odpychając ją. - Cóż, chyba ma słaby dar przekonywania. - zachichotała Carmen, widząc jak dziewczyna poddaje się i schodzi w stronę ławek. Mnie jednak nie było do śmiechu. Z bystrością dzikiego zwierza, uważnie obserwowałam co działo się dookoła. Mimo nawoływań kolegów, Neymar znowu tracił nad sobą kontrolę, idealnie dając się prowokować zaczepkom Sansone. Zwróciłam uwagę na wrzawę mającą miejsce dookoła nich, i na ruchy sędziego, który już był gotów do ataku. 
- On nie może znowu dostać bana. - wstałam z siedzenia jak w amoku, nie odrywając od nich oczu. - Nie może pauzować. To się źle skończy. 
- Cóż, ma chłopak za słabe nerwy. 
Nie wiem co wstąpiło we mnie w tamtym momencie, nie potrafiłam tego racjonalnie wyjaśnić, ale poderwałam się z miejsca, i ignorując wołania przyjaciółki, pognałam w dół niczym strzała. Przepychając się przez tłumy ludzi, wykorzystałam moment nieuwagi ochrony i przeskoczyłam przez barierkę, wpadając na boisko. Słyszałam jak wołają za mną, jak próbują mnie złapać, ale kompletnie nie zwracałam na to uwagi. Zwinnie czmychnęłam im spod rąk i gwałtowanie doskoczyłam do Neymara w ostatniej sekundzie, zanim zdążył pchnąć napastnika Villarrealu. Nie zastanawiając się dłużej nad tym, co robię, prosto na oczach sędziego, który już ku niemu zmierzał, wzięłam zamach i wymierzyłam mu siarczysty policzek w twarz.
- Co jest, kurwa... - brunet przeklął na głos, łapiąc się za obolałe miejsce. Gotów do kontrataku, obrócił się do mnie i jakże się zdziwił, zdając sobie sprawę, że to właśnie ja byłam jego niespodziewanym oprawcą.
Nie zdążyłam mu nic wyjaśnić, nie zdążyłam się wytłumaczyć choćby słowem. Mocne uściski ochroniarzy oplotły moje wiotkie ciało, powalając najpierw na ziemię. Podczas gdy krzyczeli do mnie, że zostaję zatrzymana, spod opadających mi na oczy włosów ujrzałam jeszcze zaskoczony wzrok Neymara, pozostawionego w ciężkim szoku. Próbował się do mnie przecisnąć, całkowicie zapominając o sprzeczce z Sansone, jednakże mężczyźni odgrodzili go ode mnie, mimo jego głośnych sprzeciwów. Obserwowana przez jego spojrzenie, niedowierzające spojrzenie Sergiego i setek innych ludzi, ze spuszczoną głową wyprowadzono mnie z boiska. 

No i mamy Puchar Króla! Komu smutno z powodu odejścia Lucho? :c

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

No i mamy Puchar Króla! Komu smutno z powodu odejścia Lucho? :c

No i mamy Puchar Króla! Komu smutno z powodu odejścia Lucho? :c

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
EsquirlaWhere stories live. Discover now