Ciche łzy świata

561 22 3
                                    

Rozdział czeka na dole. 

Z całego <3 chciałabym podziękować wam za tak miłe przywitanie pomysłu 2 części. Nie ukrywam, że wasza ilość była mała, ale liczyłam się z tym od samego początku.

- Jace, miło cię znów widzieć - mruknęła kobieta - Clarissa - kiwnęła w moją stronę.

- Ze wzajemnością, Merice. Długo zawitałaś w Alicante, ty z Robertem nie zaszczyciliście nas żadną wiadomością od miesięcy - odparł Jace, a nutka ironii zamajaczyła w jego złotych oczach.
- Tak, sprawy obrały niekorzystny obrót. Pewnie dobrze o tym już wiesz, Clarisso. Sebastian swego czasu przebywał wśród clave.
- Niestety - odparłam, a swój wzrok zawiesiłam na jej twarzy.
Moją jedyną obroną w tamtym momencie była defensywna obserwacja.
Nie było pewności, że Merice będzie sugerować się tylko plotkami, jej postawa mówiła, że wiedziała. Wiedziała o wszystkim i być może nie zawahałaby się użyć tej wiedzy przeciw mnie.
- Dawno już nie kontaktowałam się z Sebastianem. Clave nie spieszyło się z powiadomieniem jego siostry o jego skandalicznym porwaniu - zauważyłam uprzejmie, lecz coś w jej spojrzeniu dawało mi przestrogę.
Merice przerwała mi zuchwale, mówiąc swoim szorstkim głosem - Nie został porwany, a zatrzymany pod zarzutem spiskowań z sam wiesz kim.
- Poza tym - nie skomentowałam jej wtrąconego zdania, kontynuując bez wyrazu - już od dłuższego czasu waszej nieobecności próbowaliśmy skontaktować się z Magnus'em Bane'm, ten jednak zniknął bez śladu równie nagle i niespodziewanie, jak mój brat, proszę pani.
Tylko anioły byłyby w stanie opisać, jak w tamtym momencie starałam się przejrzeć zamiary Merice Lightwood.
Na marne, bo kobieta jakby uczyła się pokerowej miny od samego chłopca stojącego obok mnie, stała wyprostowana obserwując na zmianę naszą dwójkę.
Sama z pewnością podejmowała starania dotarcia do naszych umysłów.
Kobieta wciągnęła powietrze i odparła na wydechu - zostawcie nas, proszę - zwróciła się do swoich zgromadzonych za jej plecami dzieci. - Nathanie, zajrzyj do mnie pod wieczór, mam nadzieję, że weźmiesz ze sobą moją bratanicę, chciałabym, aby się zapowiedziała.
Alec, jej najstarsze dziecko i najmłodsza córka Isabelle wydawało się, że wiedzieli w jakim trudnym położeniu znajduje się ich przyjaciel Jace.
Wzrok Isabelle mówił aż nadto. Smutek posypany w moją stronę rósł z każdym kolejnym oddechem jej matki.
Pokręciłam tylko głową. To nie mnie należało się współczucie.
Zasługiwał na nie Jace, którego wpakowałam w to bagno intryg i tajemnic.
W ukryciu każdy wiedział, że mój los był przesądzony lata temu, przez samego Valentine'a Morgensterna.
Kiedy pomieszczenie opustoszała, a ostatni cień należący do Nathana zniknął nam z oczu, Merice odwróciła się do nas tyłem, podchodząc do okna, a kiedy wyjrzała przez nie na nowojorskie dzielnice, jej kucyk zawirował na plecach.
- Gdzie byliście przez ostatnie dwa dni?
- To przesłuchanie? - zakpił Jace.
- Tutaj, w instytucie, gdzie mielibyśmy się włóczyć? - odparłam na równi z chłopakiem.
- Co z twoim głosem, Clarisso? Chyba nie wmówisz mi, że zjadłaś za dużo lodów?
- Powiedzmy, że spędziła ze mną chwilę za długo - wtrącił Jace.
Nie dowierzając, że mógł zasugerować coś tak zbieżnego i nie na miejscu, przeszedł mnie dreszcz.
Merice odwróciła się w naszą stronę. Przyjrzała się nam dokładnie, a kiedy zawiesiła wzrok na mojej poszarpanej tunice, spanikowałam.

- Byliśmy na łapance w Pandemonium - wystrzeliłam zaskakując samą siebie - Dopiero co zdążyliśmy wrócić. Uznałam to za mało istotny szczegół, ale jak widać, nie wiadomo z jakich wymyślnych przyczyn naprawdę robisz nam jakieś przesłuchanie.

- Nie wiń nas za to - wtrącił Jace, na widok skwaszonej miny kobiety - To nie nasza wina, że zabraniać nam już zabawy.

- Chyba nie do końca zdajecie sobie sprawę z powagi sytuacji - warknęła Merice - Nie wmówicie mi, że nie wiecie nic o ucieczce twojego brata, Clarisso i jego wspólnika, Magnusa Bane'a - wskazała oskarżycielskim palcem w moją stronę.

- Magnus Bane? Wspólnikiem? Mojego brata? - spytałam ironicznie - Nie macie na to najmniejszego dowodu! - oburzyłam się nie na żarty.

- Clave zebrało dostateczną ilość zeznać w sprawie...

- Zeznań? - przerwałam kobiecie - Zatrzymaliście ich bezpodstawnie.

- Nie muszę się wam tłumaczyć - zirytowała się Merice.

- Skoro, jak przypuszczam - popraw mnie, jeśli się mylę - skończyłaś już swoje przesłuchanie pozwól, że pójdziemy się przebrać - odparł wyniośle Jace, a jego tors jakby naburmuszył się, jak nastroszony paw.

- Zastanów się, czy na pewno będziesz tu bezpieczna, Clarisso - wyszeptała kobieta, kiedy moja dłoń zetknęła się z chłodną klamką.

- Przepraszam? - zapytałam zdziwiona.

Merice Lightwood jednak odwróciła się już w stronę okna, pozostawiając nas bez odpowiedzi.

Jace popchnął mnie delikatnie, uchyliwszy drzwi dzielące nas od wytchnienia spokojem, tym samym odrywając mój zszokowany wzrok z kobiecej sylwetki wychylającej się znad zasłony.

- Jace - rozbrzmiał donośny głosy, kiedy drzwi zaczęły się za nami przymykać - Zostań jeszcze na chwilę, proszę. Nie zajmę ci dużo czasu.

Jace na powrót odwrócił się w moją stronę. Przez uchylone drzwi dostrzegłam kobietę, uważnie nam się przyglądającą i pomyślałam, że dawała nam cenny czas na pożegnanie, a ta myśl bardzo mi się nie spodobała.

- Idź i nie czekaj na mnie - odparł szeptem Jace, sprawiając wrażenie, jakby również powielał moje niespokojne myśli.

- Jace...

- Odwróć się i wróć do mojej sypialni. Zamknij się i nikomu nie otwieraj.

- Proszę cię - pociągnęłam go w swoją stronę - chodźmy stąd razem.

Moje spojrzenie powędrowało na kobietę stojącą za nami, z kamiennym wyrazem twarzy.

- Idź - odparł chłopak i wyszarpnąwszy rękę z mojego uścisku, odwrócił się napięcie, zamknął drzwi.

Serce tłukło się o moje żebra.

Skłamałabym, mówiąc że go nie posłuchałam, bo odwróciłam się z zamiarem zamknięcia się w pokoju. Nie miałam zamiaru zostać. Chciałam się spakować i czmychnąć zostawiając Jace'owi list, w którym zapewniłabym mu swoją wdzięczność za wszystko, co dla mnie uczynił. Może też znalazłabym w sobie odwagę, by napisać, jak wiele dla mnie znaczył, że znaczył o wiele więcej, niż byłam w stanie mu pokazać. Chciałam kontynuować ratowania świata w pojedynkę, nie narażając więcej osób, na których mi zależało.

Mój plan jednak spalił na panewce, kiedy wewnętrzny duch spowił moim ciałem. Przymknęłam oczy, wiedząc, że nie ryzykowałam tylko swoim życiem, ale też mojego złotego chłopca, polewającego moje serce mlekiem i miodem.

Odwróciłam się i popędziłam w stronę drzwi.

Czerwone, nachodzące na siebie linie zaczęły wyżynać ścieżkę w moim umyśle.

W mgnieniu, sprawnie przeniosłam je na drzwi, za którymi zniknął chłopak.

Kawałek drzwi zaledwie w sekundę rozpłynął się w nieznane nicości.

Odskoczyłam z przestrachem, lecz nikt nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Słysząc urywki rozmowy Jace'a i Merice, przystawiłam ucho do drzwi, nasłuchując.

-Uczucia, którymi ją darzysz - odparła spokojnie kobieta, na wcześniej zadane pytanie, które przez szum nie byłam w stanie dosłyszeć.

- Do Clary? Żartujesz? Myślałem, że kto, jak kto, ale ty znasz mnie Marice całkiem nieźle i wiesz, że nie posiadam żadnych uczuć. - odparł wyraźnie zdziwiony Jace. - Nie obrażaj mnie i mojej godności. Czy byłbym w stanie poczuć coś do... kogoś takiego... albo nawet się zbliżyć, jeśli nie miałbym w tym jakiegoś skrytego celu?

- Mów - odparła kobieta, wyglądając przez okno.

- Polubiła mnie bardziej, niż powinna, więc skorzystałem z okazji, trochę na tym zyskując.

Wyłapywałam coraz mniej słów, potem umykały mi całe zdania, którymi się dzielili, gdy moje serce wszystko zagłuszało.

- Kontynuować, czy nie? - warknął Jace, aż odskoczyłam od drzwi.

- Śledziłem i kręciłem się obok niej od dłuższego czasu... miałem ją na oku. Może jest też fałszywa... to nie ona stoi za tym wszystkim... swojego ojca, żeby być w stanie z nim. Jeśli... nie wierzysz w mojej słowa, to jest to dla mnie zaszczyt, że udało mi się tak dobrze zagrać swoją rolę. Szkoda tylko... będzie musiał ucierpieć na tym niewinny rudzielec, kiedy dowie się, że Ambar zawsze zajmowała miejsce wyżej od niej. - zakryłam ręką usta, słysząc pełne pogardy słowa chłopaka.

Nie czułam jednak gniewu, widząc jakim wzrokiem spoglądał na Merice. w przeciwieństwu do niej, nie uwierzyłam w ani jedno jego słowo.

Odsunęłam się od drzwi i machnąwszy ręką, runa zniknęła zabierając po sobie ostatnie ślady daru, który w sobie dzierżyłam.

W tamtej chwili dotarło do mnie, że nie tylko ja będę płakać po naszym rozstaniu. Widziałam, że nie tylko ja będę ponosić koszty, wybranych przeze mnie decyzji. Tak, wcześniej byłam pewna, że muszę opuścić Jace'a, by go chronić. Teraz dotarło do mnie, że musiałam to zrobić też ze względu na samą siebie, by chronić nas obojga.

*******************

Biegnąc ze swojego pokoju, przez zimny i opustoszały instytut, nie spodziewałam się, że mogłabym wpaść na Nathana.

- Clary! Gdzie ci tak spieszno, kangurku?

- Och - westchnęłam przepraszająco na jego uroczy uśmiech - bardzo cię przepraszam.

- Może ci w czymś pomóc?

- Jaa, no wiesz...

- Dokąd się wybieracie?

- Co?

- Oboje wiemy, że jesteś poszukiwana, więc musisz się skryć, a twój lowelas nie pozwoli ci uciec bez siebie samego.

- Jeszcze nie wiem - przyznałam.

- Liczę na ciebie! Wierzę, że ścigają cię bezpodstawnie, więc proszę - chłopak zagarnął mnie w swoje ramiona - jesteś mi naprawdę droga, więc odzywaj się czasem. Zawsze służę ci pomocą o każdej porze dnia i nocy! - zapewnił, ściskając mnie delikatnie.

- Jesteś... nawet nie potrafię opisać, jak wspaniałym człowiekiem jesteś, Nathanie.

- Dbaj o siebie, gdziekolwiek będziesz - poprosił, mierzwiąc mi włosy.

- Obiecuję - przyrzekłam.

- Czekasz teraz na Jace'a, tak?

Chłopak nie zdążył dać mi czasu na odpowiedź, kiedy dodał - na śmierć zapomniałem! Miałem ci powiedzieć, że niedawno widziałem przez okno jakiegoś wysłannika z Clave... to chyba opóźni waszą podróż.

Poczułam, jakby krew zamarzła w moich żyłach, a czas stanął w miejscu - Kogo widziałeś?!

- Kogoś z ...

Płuca ledwie łapały tlen, kiedy ruszyłam biegiem na ratunek mojemu ukochanemu, Bóg, wiedząc co mogło dziać się po drugiej stronie drzwi, za którymi go zostawiłam.

Pamiętam tylko, że kiedy dobiegłam, ledwie łapałam oddech. Moje palce same pochwyciły stele, przerysowując na drzwiach, uprzednio pojawiający się w moim umyśle znak, a moje gardło już po paru sekundach wyschło na wiór, w porównaniu do oczu, które wypełniły się słonymi łzami żalu i własnej głupoty. Wielki uśmiech obcej kobiety, wpatrującej się z zachwytem obściskującej się parze młodych, zakochanych nastolatków.

- Nie lubię, kiedy zostawiasz mnie na tak długo - mruknął Jace, do przyciśniętej do siebie Ambar.


♥♥♥♥♥♥♥♥♥

Co uważacie na temat tego rozdziału? Wydaje mi się, że wyszedł słabo, ze względu na krótki czas, jaki mu poświęciłam. Myślę, że jest troszku niedopieszczony xd.

Podziękowania dla wszystkich biszkopcików razem i osobno ♥

Dary Anioła Miasto młodszego PokoleniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz