Łącząc nasze ciała jeszcze bardziej

1.7K 99 14
                                    

***Clary***

Nie należałam do osób, które szczególnie dotrzymują WŁASNYCH obietnic, lecz w tym wypadku, gdyby było to oceniane i chodziło o łapanie latających, tęczowych królików na zielonym niebie, to zdecydowanie zdałabym na szóstkę z plusem. Jednak chodziło tu o unikanie pewnej bardzo zauważalnej osoby i niestety moi drodzy nie była to bajka, a moja szara, często przeplatająca się z demonami rzeczywistość. A więc byłam w pewnym stopniu z siebie dumna. W ramach możliwości zdałam to życiowe zadanie, odpychając od siebie kłodę kawałek dalej. Niestety odpychając ją tylko pod górkę, co wiązało się z niedalekim w przyszłości powrocie po podobnych szlakach, przysparzając najpewniej kolejne kłopoty.

Drzwi odstąpiły z lekkim charakterystycznym skrzypnięciem, które czystym sercem stwierdzić mogłam, że była to melodia dla moich uszu. Pomieszczenie jak zwykle wyglądało olśniewająco.

Oczywiście pierwszą reakcją mojego ciała był melancholijny uśmiech, wskakujący za każdym pobytem w tym baśniowym miejscu. Do nozdrzy dotarł już stęskniony zapach wszelakiej zieleniny. Malutkie lampeczki świecące na biało, oświetlały całe pomieszczenie. Zza wielkich okien dostawał się gwar uliczny, a na lekko już poszarzałym niebie, wstępującym w coraz to szybszym tempie w odcień Kwiatu orientu, pojawiały się w znikomych miejscach małe gwiazdeczki. Noc była zdecydowanie moją ulubioną porą.

Stawiając pierwszy krok, nie kierowałam się w najczęstsze miejsce mojego pobytu (schody). Moje nogi prowadziły do pomieszczenia za rogiem. Była to mała sala do ćwiczeń. Kilka worków treningowych, mata do jogi, ale przede wszystkim spora, wolna część idealna dla dwóch osób.

Jeśli ktokolwiek wiedział w ogóle o istnieniu tej oranżerii, tak o tej małej salce pewna była, że nie wiedział nikt. Poza właścicielem rzecz jasna.

I jak się okazało, mnie i Jace'a.

Mijając próg salki, wstrzymałam oddech. Jace, już na mnie czekał. Rozciągał się najpewniej w celu „skopania mi tyłka" HA! CHYBA PO MOIM TRUPIE SZCZAWIKU! - pomyślałam rozgoryczona.

Przeszłam obok, zauważając jakie piękne widoki czekają na mnie za oknem. Wciąż odwrócona tyłem do mojego towarzysza (pomińmy na chwilkę maniery i nie zapominajmy o tym, że bardziej wymagana jest ona ze strony mężczyzn) zaczęłam się rozciągać. Do moich uszu doszło zirytowane westchnięcie wywołujące na mojej twarzy krwiożerczy uśmiech. No co?! Byłam może lekko... tylko lekkoooo usatysfakcjonowana.

- Cześć.

Usłyszałam zza swoich pleców.

-Phi.. Cześć - prychnęłam, odpowiadając beznamiętnym głosem, nie odwracając się, choć o minimetr w jego stronę.

-Cla...

Nie, naprawdę NIE lubiłam, kiedy przez jego usta wydobywało się moje imię. Za każdym razem moim ciałem przechodziły niekontrolowane dreszcze.

Usłyszałam kilka kroków zrobionych w moją stronę. Wciąż jednak stałam niewzruszona.

- Rozgrzewam się - warknęłam

Tak, moim planem na dzisiejsze spotkanie były krótkie, zwięzłe i przede wszystkim wyprane z emocji odpowiedzi z nutką bezczelności i sarkazmu w zapasie.

Zaczęłam robić skłony ze złączonymi nogami, oczywiście prostymi w kolanach, co swoją drogą nie przyprawiało mnie o żadne trudności. Czułam jak moje sportowe leginsy uelastyczniają się wraz ze zrobionymi przeze mnie ruchami, przystosowując się do danego kształtu.

Raptownie wyprostowałam się, kiedy do moich uszu dostało się gwałtowne wciągniecie powietrza. Z wyrzutem stwierdziłam, że moja twarz cała poczerwieniała, przypominając dojrzałego pomidora. Zawstydzona skarciłam się za pomysł o rozciąganiu i po raz pierwszy odwróciłam w stronę chłopaka. Był zdecydowanie bliżej niż sobie wyobrażałam. Był zdecydowanie bliżej niż bym tego chciała... A przynajmniej w taką wersję próbowałam uwierzyć.

Dary Anioła Miasto młodszego PokoleniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz