Ulotne chwile

955 42 9
                                    

Dziękuje wszystkim, którzy są ze mną już ten rok! Tak, właśnie tyle upłynęło czasu od 'zgliszcza rodziny'!

Upuściłam swoje serafickie ostrze. Wytwarzane przez nie światło zgasło. Strzała świsnęła przed naszymi uszami, zatapiając grot w zgliszczach rozpadającego się muru. Zrzucając z siebie ciało Jace'a, upadłam na kolana, szukając po omacku broni, wśród śmieci i brudu. Popiół unosił się w powietrzu, a piach wbijał pod paznokcie. Czując pod palcami szorstkość klingi ostrza, szepcąc Remiel, ten rozświetlił się dookoła. Ziemia zatrzęsła się niebezpiecznie, a resztki gruzu osunęły się, upadając pod moimi nogami. Ukrywszy się za drzewem rosnącym między ruinami, upadłam na spróchniałą ziemię. Strzały kolejno świszczały, gubiąc się w koronie drzew.

Usłyszałam dźwięk dobytego zza pasa miecza i przeraźliwe, jedne głośniejsze od drugich wrzaski. Kiedy ziemia zatrzęsła się ponownie, przed oczami ujrzałam niską, cuchnącą postać, ze szponami sięgającymi jej po sam gruz. Uchwyciwszy ostrze, wyprostowałam się, czekając na atak. Rozległy się jęki i syki. Liczna rzesza wysokich na góra dwie stopy Shaxy wypływała ze wszystkich stron. Nie poruszali się zbyt szybko, czy wolno, lecz z determinacją, kroczyli w naszą stronę. Zwróciłam uwagę na trzymane w gotowości łuki. Reszta nie była uzbrojona, nie zważywszy na fakt, iż posiadali długie szpony. Kiedy zaczęłam się cofać, okrążając pień wyrośniętego drzewa, najbliższa Shaxy - z pustymi, czarnymi oczami i przechyloną głową - rzuciła się na mnie, z zakrzywionymi szponami. Zanim zdążyłam zareagować, przeorała moją twarz, zostawiając na nie krwawe ślady. Z okrzykiem obrzydzenia odepchnęłam demona i poderżnęłam mu gardło motylkowym nożem trzymanym w drugiej ręce. To niczego nie zmieniło, kolejne natarczywe Shaxy ruszyły w moją stroną. Zanim zdążyłam zrobić więcej niż jeden krok, powietrze przeciął srebrny błysk. Gwiazdka do rzucania Jace'a zaśpiewała i ścięła najbliższemu głowę. Bezwładne ciało opadło pod nogi pozostałych. Ugodziwszy trzech serafickim ostrzem, trzymanym w prawej ręce, wypatrzyłam blondyna.

- Za tobą! - krzyknęłam, kiedy nasze spojrzenia się zetknęły.

Chłopak obrócił się błyskawicznie. Zza jego pleców dwóch innych wyciągało już ręce. Zamachnął się szybko i za jednym zamachem ściął obie głowy.

Usłyszawszy za sobą hałas, obróciłam się, skoczyłam i kopnęłam, odrzucając jednego do tyłu. Machnęłam ostrzem i odcięłam mu głowę.

W ruinach rozpętał się wielki chaos. Przeszywając ostrzem kolejne ofiary, zbliżyłam się w kierunku blondyna. Zaczęłam fechtować ostrzami spychając je w kierunku Jace'a, W chwili, kiedy demony zaczęły napływać w jego stronę, wbił jednemu nóż w kark. Świat przestał istnieć. Wśród ogarniającego chaosu, wbijałam serafickie ostrze i rozcinałam kończyny sztyletem jednemu, drugiemu i trzeciemu. Ciała opadały wokół nas, skwiercząc i bulgocząc, a nasze ubrania paliły, ociekając demoniczną posoką. Mimo wszystko do głowy zaczęły napływać mi przeróżne myśli i znaki.

Obróciwszy się, przywarłam do pleców chłopaka, czując jak jego mięśnie i łopatki spinały się pod precyzyjnymi ruchami. Kolejne wstrząsy i wybuchy, zaczęły milknąć, przed oczami widziałam już tylko ciemność. Osunąwszy się na ziemię, upadłam pod nogi blondyna, czując, jak wielkie szpony zatapiają się w moim ramieniu. Zduszony skowyt opuścił moje gardło. Tracąc świadomość, ból głowy rozrywał mi czaszkę. Zamknąwszy oczy, ujrzałam białe i czarne cienie, szarpiące strzępki mojego umysłu. Przed goryczą, która spowiła moje ciało, ujrzałam fikuśny znak malujący się w mojej podświadomości. Wymacawszy stele, zawahałam się, otwierając oczy. Dźwignąwszy się na nogi, wyciągnęłam zza pasa sztylet, przebijając nim serce potwora.

- Musimy biec! - krzyknęłam - Gdzie jest to wejście?

- Za dużo ich!

- Uciekaj! Biegnij Clary! - wrzasnął po chwili namysłu, strąciwszy odciętą wcześniej głowę.

- Nigdzie bez ciebie nie idę! - krzyknęłam, łapiąc go za poły bluzy.

Torując nam przejście, pociągnęłam go w stronę wyjścia z zamku, ten jednak pochwyciwszy mnie za dłoń, pociągnął za ruiny.

W stronę wejścia do podziemi - pomyślałam, ścinając z nóg jednego z bestii.

Nagle zatrzymaliśmy się bez tchu. Z obu stron napływali nowi przeciwnicy.

- Nie przedostaniemy się - przekrzyknął tłum, obierając postawę bojową.

Poczuwszy, jak moja tunika zostaje rozszarpana na plecach, przez wielkie szpony, krzyknęłam, osuwając się na ziemię.

Rozejrzawszy się dookoła, warknęłam pod nosem, wyciągając stele. Zaczęłam przerysowywać wcześniej napływający do mych myśli znak na gruzowiskach dookoła. Nie mieliśmy czasu na namysły.

Z niedowierzaniem patrzyłam, jak leżący gruz znika z powierzchni ziemi, rozpływając się w czarnej przestrzeni. To nasza szansa - pomyślałam.

Pociągnąwszy Jace za nogawkę spodni, zsunęłam się w czarną przestrzeń, zwalając blondyna z nóg. Jedyne, o czym myślałam to - Nowojorski Instytut.

********

Słychać było, o czym opowiadała cisza.

- Jace? - szepnęłam w ciemność.

Kiedy obraz rozjaśnił się dookoła, zmrużyłam oczy. Promienie słońca spowiły mą twarz, a świergot ptaków rozniósł się echem po wzgórzu.

Pochwyciwszy się kępy trawy, wstałam na chwiejnych nogach. Zobaczywszy nieopodal porozrzucane na jasnej trawie blond włosy, krzyknęłam - Jace!

Pędem podbiegłam do jego bezwładnego ciała, szarpiąc za ramie.

Kiedy się nie poruszył, z przestrachem spostrzegłam poplamione krwią ubranie.

- Jace - zaskomlałam, szarpiąc za pazuchę, w celu odnalezienia steli.

- Razjelu! - krzyknęłam, nie mogąc jej znaleźć.

Nie mogłam opisać uczucia, widząc jego bladą twarz pokrytą zadraśnięciami, opuchlizną i kroplami krwi. Czułam bezradność, widząc, jak jego ciało się wykrwawia. Czułam złość, że przeze mnie leżał teraz nieprzytomny.

Nie, on nie jest nieprzytomny - szeptały uporczywe głosy w mojej głowie.

Powiedz to! - żądały, wbijając swoje szpony w moje nerwy.

On...on jest nieprzytomny! - wrzeszczałam, próbując ocucić jego ciało. - Dalej, Jace, wstawaj!

On nie jest nieprzytomny, wiesz o tym! - szepty wbijały się w moją podświadomość, próbując dotrzeć do najskrytszych zakamarków mojego umysłu.

Powiedz to! POWIEDZ!

- Nie możesz nie żyć! Jace, wstawaj! To nie jest zabawne, nie chce się już w to bawić, koniec, wygrałeś. Słyszysz? Wygrałeś, możesz już wstać!

Jego ciało zostało jednak bez ruchu. Fioletowe usta rozchyliły się delikatnie.

- On nie żyje - szepnęłam zdruzgotana.

Nie żyje - przytaknęły gorliwie szepty w mojej głowie.

♥♥♥♥♥♥♥♥

Czy tylko ja mam łzy w oczach?


Dary Anioła Miasto młodszego PokoleniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz