Przyjaciele zgliszcza rodziny Part II

2.9K 137 7
                                    

Resztę posiłku spędziłam w milczeniu. Dzień dłużył się niemiłosiernie, dlatego zaraz po śniadaniu chęć zatracenia się we wszechogarniającym zajęciu, zawładnęła moim ciałem. Uwielbiałam sięgać pamięcią do chwil, w których mój umysł rozłączał się ze światem zewnętrznym, a w szczególności wolałam to bardziej niż treningi z Valentinem, po których zwykłam wracałam dość poważnie ranna. Moje porażki, nie były jednak z braku zdolności, tylko bytu mojego ojca i jego podejścia do życia.

Treningi stanowiły większość mojego życia, jak każdego Nocnego łowcy. Nocni łowcy powstali wiele, wiele lat temu, pijąc z kielicha krew anioła. Ja, jak i inni byliśmy ich potomkami. Za główny cel obrano nam chronienie świata przed wszelakimi demonami, by uchronić nic nieświadomych przyziemnych. Niestety... demonów przybywało, a nas z czasem zaczynało braknąć. Nigdy nie wierzyłam w tą podręcznikową gadkę, mówiącą, że jesteśmy pół aniołami, bynajmniej ja nigdy się tak nie czułam. Szczególnie w czasach, kiedy jeszcze miałam siły, by wołać o pomoc, która nigdy nie nadchodziła.

Włączając muzykę, zatracałam się w niej, ogarnięta znaną błogością. Moje palce same sunęły po papierze, rozcierając węgielek. Nie wiedziałam ile czasu zeszło, kiedy zaprzestałam swoich ruchów, zauważając, że ktoś na mnie czeka. – Już czas siostro. Twoje bagaże już są, wszyscy czekamy. – Uśmiech nie schodził mu z buzi.

- Cieszysz się, że wyjeżdżam, prawda? - Zapytałam Sebastiana, który podpierał się przy framudze drzwi.

- Och, tak. Nawet nie wiesz jak bardzo – zaczął się śmiać, ze swojej ociekającej sarkazmem wiadomości.

Wyciągnął ręce w moją stronę.

- Jesteś niemożliwy. – Powiedziałam przez zęby, wpadając w ramiona chłopaka. – Znów się rozstajemy. – wydukałam.

Sebastian zaczął się śmiać – A tobie co? – zaczęłam się denerwować, zdając sobie sprawę, że chłopak śmieje się ze mnie.

- Głupiutka! Na pewien czas pojadę z tobą. Poza tym, w tym wieku powinienem Cię pilnować. Pod wpływem Isabelle jeszcze wrócisz z brzuchem, a ...

Uciszyłam go celnym rzutem ołówka, którego wydobyłam zza pasa.

- Przestań! – zaczęliśmy się śmiać – W instytucie jest też nowy i... Ej to NOWY JORK!

- Czy ty chcesz być moim ochroniarzem? - żachnęłam się pełna politowania.

- To podchwytliwe pytanie. - mruknął.

Mój śmiech jeszcze bardziej się pogłębił, w przeciwieństwie do mojego brata – chyba żartujesz. Jedziesz? Naprawdę? 

- Nie cieszysz się? – Zapytał, szczerząc zęby.

- Aż za bardzo, braciszku. Aż za bardzo. - westchnęłam, siląc się na uśmiech. - Wracasz?

- Nie na długo.

<><><><><>

- Nie narób kłopotu, Clarisso. – oświadczył ojciec szorstkim tonem.

- Jakbym to ja je zawsze robiła! – szepnęłam pod nosem zbulwersowana. - Żegnaj, ojcze.

Stanęliśmy naprzeciw portalu. Zostało nam już tylko wejść w bramę. Nie lubiłam nią podróżować ...

***Isabelle***

- Izzy! Zaraz będą. – zawołał mnie brat

- Idę, Alec! – wykrzyknęłam uradowana.

Tak bardzo nie mogłam doczekać się wizyty Clary. Nie widziałam jej już tak długi czas. Czekały nas zakupy! Clary zawsze miała zły gust - pomyślałam, zapisując w pamięci, by nad tym popracować.

- Izzy? Co się tam dzieje? – zapytał zdezorientowany blondyn.

Pamiętałam, kiedy to pierwszy raz, z najpewniejszym siebie uśmiechem, jakim kiedykolwiek widziałam, stanął w drzwiach naszego instytutu. Nie pomyślałabym w tamtym momencie, że zyskam kolejnego brata

- To dziś, Jace! Dziś przyjeżdża! Moja przyjaciółka.

- Dużo się tu o niej słyszy...

- Jace! – krzyknęłam, by przypadkiem nie okazało się, że to, co mam właśnie zamiar mu powiedzieć do niego nie dotrze – Jeśli coś jej zrobisz, to Cię...- ściszyłam głos prawie do szeptu. – To nie dziewczyna dla Ciebie! Nie próbuj nawet tych swoich ...- Przerwał mi śmiech chłopaka – Och, zamknij się i chodź – Chwyciwszy go za ramie, popędziliśmy schodami w dół, dołączając do reszty rodziny. Tak, Jace zdecydowanie wpił się w naszą rodzinę, podtrzymując się nas w najgorszych chwilach i oddając nam całego siebie.

- Dzieci, pamiętajcie, że portal ma zrobić Jeremiasz – przypomniała mama z zadziornym uśmiechem.

No tak, Jeremiasz był jeszcze nie do końca doświadczonym czarownikiem, więc nasi goście mogliby wylądować w każdej pozycji i miejscu w pokoju.

Wtem rozbłysło niebieskie światło.

***Jace***

W pomieszczeniu iskrami rozniósł się błękitny blask, na który rad byłem patrzeć. Rosnące światło dawało mi dużo uciechy. Za każdym razem kodowałem w głowie ten wspaniały widok.

W skupieniu układałem  plan na nowoprzybyłą Clarisse. Chociaż miała być ruda i mieć piegi, obawiałem się, że będzie nikle urodziwa.

Ognik światła rozbłysł do granic niebieskim blaskiem, toteż z zachwytem przymrużyłem powieki. Jednak, kiedy to na moim ciele znalazł się gwałtowny ciężar, z impetem wylądowałem na ziemi. Dopiero po chwili zorientowałem się, że leży na mnie rudzielec. Analizujać sytuację, spróbowałem wstać, dziewczyna po chwili namysłu, widocznie zażenowana, również (w tym samym czasie) postanowiła poderwać się z ziemi, lecz jej ręce zgięły się w łokciu, jakby przez upadek straciła na sile.


Dary Anioła Miasto młodszego PokoleniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz