Ofiara duszy czystej

825 33 19
                                    

Kropla po kropli robi plum.
Czarna krew wrze, strumieniem spływa.
Biała twarz przybrudza się,
Jaśniejące pióra mrok owiewa.
Księżyc gaśnie, ptaki cichną.
Potok staje, wiatr ucieka.
A jezioro w sól się zamienia.

Krew wasza zawrze, serce stania w przestrachu, niewiastę ujrzycie, pętlami wrzask zwiedziecie.
Kropla po kropli robi plum.
******
Obraz rozmywał się w ciemnościach panujących na samym dnie jeziora.
To był cud, że wciąż żyliśmy zmarznięci do szpiku kości.

Przetarłam swoje oczy, rozmywając resztki brudnej wody.
Ukucnąwszy, po omacku wyciągnęłam dłoń, szukając czegokolwiek podejrzanego w przemoczonym piachu.

W jednej chwili ciemność została pokonana przez rosnący blask magicznego kamienia.
- Wszystko w porządku? - wyszeptał chłopak.
- To chyba tutaj - wykrztusiłam, rozglądając się dookoła, podziwiając pochyłość każdej kamiennej ściany.
Jace podszedł do jednej z nich, badając napis w nieznanym nam języku, spróbował otrzepać się z mokrego piachu, nie widząc jednak najmniejszego rezultatu, ruszył w stronę jednej z kamiennych płyt.
- To zdecydowanie dawno zapomniane miejsce.
Opanowując drżenie ciała, pochwyciłam poły swojej tuniki, pozbywając się nadmiernie cieknącej wody.
Kujące zimno i zawzięty ból przeszywał moje ciało do szpiku kości. Wcześniejsze prądy jeziora doszczętnie odbierały świadomość. Zimna tafla wbijała swoje zaostrzone szpony we wszystkie organy, które płonęły z zimna. To było jak sen. To było jak nie kończący się koszmar, wczepiający się, jak pasożyt wokół podminowanej duszy.
To właśnie wtedy dotarło do mnie, że nie potrafiłam już dłużej udawać.
Świadomość całego tego gnoju uderzała we mnie, że zdwojoną świadomością każdej decyzji, którą uczyniłam.
Nie potrafiłam już dłużej samotnie borykać się z własnymi grzechami przeszłości. Nie dawałam już rady utrzymywać dłużej sztucznego uśmiechu i spokojnego spojrzenia.
Nie mogłam dłużej kłamać, że wszystko było w porządku, nie było. Wszystko dalekie było do harmonijnego porządki.
Coś jednak słyszałam w plątaninie panującej w mojej duszy. Cichy głosik, głoszący, że muszę iść dalej.
Dodawał mi otuchy, ogrzewał moje wnętrze. Zacisnęłam zęby i wiedziałam. To jeszcze nie był mój czas, miałam jeszcze sporo do zrobienia.
***
- Stamtąd strasznie wali - mruknął Jace z zatkanym nosem.
- Tak - przyznałam, ledwo powstrzymując spazmy kaszlu napierające na moje płuca. - Do roboty - poklepałam go po plecach, poprawiając na ramieniu runę siły.
Chłopak zaczerpnął powietrze buzią i pochylił się nad obszerną kratą.
Miałam nadzieję, że nie zapamięta tego tak dokładnie, jak ja, kiedy promień światła z mojej ręki oświetlił jego twarz, a ja bardziej mogłam przyjrzeć się jego pięknu.
Zaciskał oczy, ze złotymi pasmami opadającymi na policzki.
Zgarnęłam jego włosy, oddalając się na dźwięk jego jęku, który wydobył się z malinowych ust.
Naprężone mięśnie na jego torsie, pod przyległą i mokrą koszulką odpuściły, kiedy krata sromotnie spotkała się z piachem.
- Zarumieniłaś się - zauważył dumnie, wzdychając z ulgą.
Pospiesznie oderwałam wzrok od jego wyeksponowanego ciała, wciąż niespełna świadoma, że przecież to był tylko mój cudowny Złoty. Tylko mój Złoty.
- Clary - spoważniał, pochwyciwszy mnie za ramiona.
Przełknęłam nadmiar śliny, nieudolnie starając się przezwyciężyć wstyd. - spójrz na mnie - poprosił, odgarniając grzywkę z moich oczu. - Chce nacieszyć się widokiem twoich jadeitowych oczy, zanim stracę je w ciemnościach. - zagryzł nerwowo wargę - Jeśli na prawdę mamy tam zejść... Nie chcę, żebyś myślała, że się na ciebie gniewam, ale musisz mi obiecać, że kiedy wrócimy...
- Wytłumaczę ci, wytłumaczę wszystko, co dręczy moją duszę - oparłam swoją głowę na jedyne ciepłe miejsce w jamie.
Klatka piersiową Jace'a unosiła się i opadała w zadziwiająco spokojnym rytmie.
- Jeśli mamy tam zejść - powtórzył, wskazując na spowiły mrokiem kanał.
Podniósł moją głowę i wplątując dłoń w rude loki, przyciągnął mnie do długiego pocałunku, który daleko miał do wcześniejszych owianych romantyczną podwiązką klimatu, a był brutalny i niezdarny, jednak pobudził nasze zmysły, które schowały się w powrotnej otchłani piekła, wraz z pochłaniającą wszystko dookoła ciemnością, kiedy wskoczyliśmy do kanałów.
W jednej ręce trzymaliśmy serafickie ostrza, które dawały nikłą poświatę, w drugiej trzymając się nawzajem.
Ostatnią rzeczą, o której pomyślałabym, to rozdzielanie naszych spojonych ze sobą dłoni.
****
Magia nie była już tylko słabym światełkiem na końcu tunelu, czy lekkimi swądem unoszącym się nad naszymi głowami.
Z kroku na krok niewidzialne macki zaczynały przytłaczać nas swoją namacalnością. Wystarczyło tylko dokładnie przyjrzeć się kamiennym ścianom, które otaczały nas z każdej strony, by wyczuć towarzyszące temu miejscu nadludzkie potęgi, które za zadanie miały strzec to niebezpieczne miejsc.
Zniewolony strach i wszechogarniający niepokój tańczył za naszymi plecami. Niemal wyczuwałam zziębnięty oddech na własnym karku za każdym krokiem zbliżającym nas do wyjścia.
Niezrozumiałe słowa wwiercały się w mojej głowie, pragnąc zostać wysłuchane, mimo iż dookoła panowała przejmująca cisza, przerywana jedynie naszymi odbijającymi się echem oddechami. To strach szeptał w moje ucho.
Nagle, jakby dobiegający z oddali, basowy głos przeciął między nami powietrze.
Jace zatrzymał się z ostrzem nad piersią, bacznie nasłuchując, starając się uspokoić nadpobudliwy oddech.
Ścisnęłam jego ramię, bezdźwięcznie odpychając go w stronę ściany.

Dary Anioła Miasto młodszego PokoleniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz