29

235 11 0
                                    

Emily:

Cisza jaka zapadła jest mocno podejrzana i wywołuje u mnie poczucie głębokiego niepokoju. Zewsząd nie dochodzą do mnie głośne jęki czy szloch mrożący krew w żyłach. Zupełnie jakbym trwała w nicości, dryfując między najgorszymi obawami. Wiem, że spokój nie oznacza niczego dobrego, zostanę sponiewierana emocjonalnie kiedy ona się skończy, krzyki z powrotem zagoszczą w mojej głowię, a wycie zmieni się w torturę nie do wytrzymania. 

Boli mnie całe ciało, nawet włosy czy paznokcie. Rozprostowuje zastygłe w bezruchu kości, które wydają głośne protesty kiedy zaczynam ich używać. Przechadzam się z konta w kąt oglądając pozostałych przez kraty. Albo wszyscy śpią albo umarli po raz drugi. Ich nieruchome ciała leżą bezwładnie jak, ich szeroko otwarte oczy i całość przypominają mi wypchane zwierzęta. 

Ogień wydostaje się z pomiędzy szczelin mojej celi, parzy moją skórę bardzo boleśnie i sprawia, że natychmiast wracam na kamień. 

Wysoka temperatura jaka tutaj panuje ssie ze mnie resztki energii, która ulatuje z mojego ciała wraz z parą. 

- Emily!- Znajomy głos dobiega z końca korytarza.- Emily!

Nie odpowiadam, nie ruszam się to najlepsze wyjście, nie mogę dać sprowokować się następnymi halucynacjami i dać satysfakcję Diabłu, bo z pewnością karmi się moją bezradnością i strachem. Nawet najcichszy krzyk, który często wyrywa się z mojego gardła sprawia mu przyjemność. 

Gdybym tylko mogła zabiłabym go własnoręcznie za to co mi zrobił, wszystko przez co teraz przechodzę to jego wina.

- Emily?- Nie mogę dopasować twarzy do przestraszonego głosu. 

Wydaje, mi się że go znam, a przynajmniej znałam w świecie, który jest zupełnym przeciwieństwem do tego. Czuje, że ufałam temu człowiekowi i był dla mnie kimś ważnym dlatego pustka jaką mam w głowie powoduje mój napad wściekłości. 

- Em! Gdzie jesteś? Błagam odezwij się.

Pełznę pod kraty, które oddzielają mnie od pozostałych, wystawiam rękę na zewnątrz i macham nią kilka razy. Nie jestem pewna po co to robię, może sama siebie chcę zamęczyć do takiego stopnia iż zapomnę o wszystkim. A wciąż pojawiające się zjawy przestaną mieć dla mnie znaczenie, będą zupełnie obcymi ludźmi, a ich życie nie będzie mieć dla mnie znaczenia.

Odgłos biegu i ponowny wybuch ognia. Zaciskam mocno oczy, nie chcę zobaczyć jego twarzy, nie dam rady patrzeć jak umiera. 

- Jesteś.- Chwyta mnie za dłoń jak kilka razy wcześniej.

Zawsze przebiega to podobnie, nigdy nie mogę zmienić zakończenia tej halucynacji. Udaje mi się w pozostałych ta jednak od samego początku kończy się tak samo. 

Chłopak szuka mnie, przemierza całe piekło głośno wykrzykując moje imię, a kiedy mnie znajduje chwyta moją dłoń i dziękuje Bogu, że mnie znalazł. Później próbuje mnie wyciągnąć, aż Diabeł nie zjawia się tuż przed nim i nie wyrywa mu serca. 

- Jak mam cię stąd wyciągnąć Em? Jest jakiś klucz.

A jeśli tym razem postąpię inaczej, jeśli zrobię to co wcześniej tyle razy Diabeł?

Otwieram oczy powoli przygotowując się na ból jaki ogarnia moje ciało kiedy jego piękna twarz staje mi przed oczyma. 

Uśmiecham się do niego łagodnie i ręką gładzę jego twarz, zahaczam palcem o kącik jego ust by z impetem go uderzyć. Za nim zdąży się otrząsnąć z szoku wbijam mu w ramię wystający, ostry kawałek kamienia.

- No proszę tego się nie spodziewałem.- Głos Diabła pojawia się znikąd, a zaraz za nim jego ohydne ciało.- Zaskoczyliście mnie oboje.

Odrywam moją prowizoryczną broń z rany, krew zaczyna ciurkiem plamić jego ubranie. Biorę potężny zamach i staram się trafić w brzuch, jednak on zasłania się szybko zranioną ręką i wydaje głośny okrzyk bólu kiedy odłamek wbija się w jego ciało.

- Emily ty diablico. Ukochanego tak ranić? Wstydź się.- Mówi rozśmieszony całą sytuacją. 

- Coś ty jej zrobił?- Przerażenie zmienia ton jego głosu na o wiele cichszy i jakby spokojniejszy.

W jego oczach jednak odbijają się wszystkie emocje więc nikogo nie oszuka. Cierpi i to przeze mnie, to ja go zraniłam nie tylko fizycznie ale i emocjonalnie. Ale jeśli ja tego nie zrobię to wyręczy mnie Diabeł, a ja nie będę miała nawet okazji przypomnieć sobie jaka jego skóra jest w dotyku, jak pachnie...

Powiększam swoje męki, wiem o tym ale nie mogę się powstrzymać zupełnie jak przy widoku konających rodziców. Musiałam do nich podjeść i chociaż przez chwilę spojrzeć w ich oczy i przytulić ich na pożegnanie. To miejsce nie pozbawia mnie uczuć, często sprawia że znieczulam się na niektóre sytuacje ale one wciąż tam zostają, emocję które niemal rozrywają mnie od środka. Zabiera mi tylko szczęśliwe wspomnienia, coś co jest dla mnie niezwykle ważne, co trzyma mnie przy nadziei. 

- Nic.- Odpowiada wybuchając śmiechem.- Sama to sobie zrobiła.

Nick wyrywa z ramienia odłamek skały i rzuca w Diabła. Wybuch śmiechu oznacza, że przeciwnik został nie trafiony. 

- Uspokój się młodzieńcze bo trafisz za karę do najgorszej celi jaką tu mamy.

- Emily złap mnie za rękę.- Mówi stanowczym głosem. 

Wciąż wpatruje się uważnym spojrzeniem w Diabła więc nie zwraca uwagi na podnoszony przeze mnie następny kawałek ostrej jak brzytwa skały. Niczym praktycznie nie różni się od mojej pobrudzonej, popalonej skóry.

- Teraz.- Pogania mnie. 

Wykonuje jego polecenie układając w głowie plan. Zastanawiam się zabić go od razu czy nacieszyć się jeszcze jego dotykiem, chłodem jego skóry, który daje mi ukojenie. 

- Jakie romantyczne.- Szyderczo stwierdza mój prześladowca.- W czym ma wam to pomóc?

Nick sycząc z bólu i mocno zaciskając zęby wyciąga coś z kieszeni. Chyba pióro, które świeci się nikłym blaskiem, z sekundy na sekundę jego światło maleje.

- Poważnie nabrałeś się na to kłamstwo? Musisz być bardzo zdesperowany albo głupi.

 Niepewność odbija się w jego oczach, czuje jak mocniej ściska moją rękę. Widzę pojedynczą łzę wydostającą się z jego oka. Odwraca się w moją stronę, kraty są naszą jedyną przeszkodą. Chciałabym, żeby zniknęły abym bez przeszkód mogła znaleźć ukojenie w jego ramionach, tam poczułabym się bezpiecznie. 

- Kocham cię.- Szepczę i natychmiast wkłada krwawiącą rękę w ogień, który bucha na nas z każdej strony.

Nie mogąc powstrzymać bólu, który towarzysz mi po jego słowach wbijam broń w jego serce. Czuje jak między moimi palcami wypływa ciepła gęsta krew. 

Nieznana mi dotąd siła ciągnie mnie w górę. Coś jest nie tak Nick nie znika, jego nieruchoma dłoń wciąż ściska moją ale uścisk nieco zelżał. Jego ledwie przytomne oczy uśmiechają się do mnie z nadzieją.

Chcę się odezwać lecz silny wiatr mi to uniemożliwia, blask oślepia moje przyzwyczajone do mroku oczy. Odczuwam słaby ból, jednak jest on w zupełności do wytrzymania. Właściwie to nie może równać się temu, który atakował mnie co dziennie w piekle. 

Anioł StróżWhere stories live. Discover now