21

370 19 1
                                    

Nick:

Rozpadam się na milion mikroskopijnych kawałków, dryfuje przez jakiś czas w powietrzu, tylko po to aby spaść z prędkością światła tam gdzie być muszę.

Łącze ze sobą wszystkie kawałki, aż nareszcie wszystko staje się całością. Moje ciało jest na swoim miejscu, czuje na skórze chłodny powiew wiatru, który rozwiewa czarne pióra i targa moje włosy. Do moich nozdrzy dociera zapach lasu, ziemi i ludzi. Zbiorowisko jakie utworzyło się wokół mnie wpatruje się we mnie z zapartym tchem. Widzę ich strach, który odbija się w oczach każdego z obecnych. 

Nie skupiam się jednak na nich, zamykam oczy i koncentruje się na przywołaniu reszty. Musimy zjednoczyć się i to szybko, ponieważ niebezpieczeństwo jest już coraz bliżej, niemal czuje na karku ich śmierdzące zgnilizną i przesiąknięte złem oddechy. Wyczuwam ich wszystkich, całą moją liczącą dwieście osób armię, powstałych wojowników którzy będą walczyć ze mną ramię w ramię. 

Otwieram oczy w tej samej chwili, w której lądują tuż przy mnie. Stajemy obok siebie, nie musimy ze sobą rozmawiać, wyjaśniać wątpliwości czy dodawać sobie motywacji. Wiemy, że nasz czas na ziemi jest policzony, pewnie większość z nich zginie w ciągu najbliższych kilku tygodni jak nie godzin. Nikt się nie boi, nie rozpacza nad swym marnym losem. Jesteśmy zjednoczeni, mamy misję którą musimy wykonać.  

Jesteśmy armią, powstaliśmy aby odeprzeć atak wroga, przybyliśmy raz więc w razie konieczności zjawimy się ponownie. To nasza pokuta. Wszyscy, którzy mają pomóc mi w wykonaniu zadania popełnili grzechy, za które teraz muszą zapłacić. Starsi i młodsi, ładni i brzydcy, chudzi i grubi, jesteśmy różnorodni lecz łączy nas jedno. Mianowicie wspólnym, łączącym nas czynnikiem jest nasza śmierć. Wszystkie Przeklęte Anioły, popełniły samobójstwo, zgrzeszyły i wyrzekły się Boga, chciały przestać istnieć. Powody tych jakże nieodwracalnych decyzji są różne, jednak kara jest ta sama. Bez względu na wszystko zostaliśmy skazani na wieczną ochronę ludzkiego gatunku, do czasu aż nasze winy zostaną nam przebaczone. 

- Nick!- To imię wciąż rozbrzmiewa gdzieś wśród milczącego tłumu. 

Czuje wibracje w powietrzu, skrzydła rwą się do lotu lecz nim zacznę unosić się w powietrzu przekazuje moim pobratymcom plan działania. Na chwilę obecną będziemy monitorować otoczenie, a w razie jakichkolwiek spostrzeżeń wzywamy wsparcie. 

Pierwsze Anioły z charakterystyczną szarą aurą wzbijają się w powietrze, mkną przez niebo szybko i zdecydowanie. 

- Nick!- Głos jest coraz bliżej. 

Spoglądam na biegnącą w moją stronę postać. Anioł o szarych skrzydłach biegnie wprost w naszą stronę. W myślach próbuje się z nim skontaktować, przekazać mu informacje lecz nie uzyskuje nawet najmniejszego połączenia. To nie jest jeden z nas, nie jest również zagrożeniem, a przynajmniej nic na to nie wskazuje. Notuję w myślach, aby mieć na niego oko, nigdy nic nie wiadomo. 

Odwracam spojrzenie na następne Przeklęte Anioły, które zmierzają na wyznaczoną pozycje. 

Nieznany Anioł jest coraz bliżej, czuje jego aurę niemal mogę odczytać uczucia. 

- Nick.- Sapie zatrzymuje się przy mnie.

Niechętnie odwracam się w jego stronę i mierze uważnym spojrzeniem. 

- Jak dobrze, że już wróciłeś. Tak się martwiliśmy.- Szeroki uśmiech rozjaśnia jego zmęczoną, zszarzałą twarz.

Łapie mnie za rękę, a ja działam mechanicznie. Jednym ruchem odrzucam jego ciało cztery metry dalej, wzdycham przeciągle kiedy dociera do mnie iż takie sytuacje powtarzać się będą częściej niżbym chciał. Nie mam ochoty zbliżać się do ludzi, chyba że to absurdalnie konieczne. Żegnam wzrokiem ostatnie Anioły z mojej armii i sam wzbijam się w powietrze. 

Anioł StróżWhere stories live. Discover now