24

242 19 0
                                    

Emily:

W zatłoczonej szkole wtulona w ramię mamy obserwuje tłok. Siedzimy niemalże na sobie, o spaniu w pozycji leżącej już mowy nie ma. Jesteśmy jak zwierzęta zamknięte w klatce i tylko dzięki Anielicy o blond włosach cała ta otoczka spokoju i normalności jeszcze nie pękła. Stanie się to jednak prędzej czy później, jestem tego pewna.

- Posłuchajcie mnie uważnie.- Anielica wystąpiła na środek sali, stanęła na krześle tak aby była dla każdego widoczna.- Wiem, że jesteście zdezorientowani. Zaraz wam spróbuje to wszystko wytłumaczyć jednak za nim zacznę musi zapanować cisza, a wszystkie światła muszą zostać zapalone.

Ludzie niemal od razu wypełniają jej polecenie, żółty i biały blask żarówek razi boleśnie w oczy. Chwile zajmuje mi przyzwyczajenie się do tak ostrego światła.

- A więc zostaliśmy zesłani aby was chronić, przed samym diabłem. Niektórzy z was na własne oczy widzieli istoty wyłaniające się z mroku, to właśnie jego wysłannicy. Dlatego też światło jest taki ważne, oni nienawidzą światła więc dopóki będzie tu jasno jesteście bezpieczni.- Urywa i wzrokiem przeczesuje tłum.- Nie jesteśmy w stanie stwierdzić jak długo będziecie w niebezpieczeństwie więc jak na razie zostaniecie tutaj.

Odgłosy niezadowolenia rozprzestrzeniają się po sali, wywracam oczyma na ten gest głupoty. Przed chwilą dowiedzieli się iż im życiu zagraża wielkie niebezpieczeństwo, a ci przejmują się akurat tym gdzie spędzą najbliższe dni.

- Pewnie co niektórzy zastanawiają się skąd wzięły się te istoty, a co ważniejsze dlaczego akurat teraz postanowiły się ukazać. Odpowiedź jest prosta. Diabłu nie podoba się jego ograniczony dostęp, każdy z was posiada swojego Anioła Stróża, który ochrania was przed złem. Często zdarzało, się że ktoś miał problem ze swoim obrońcą i tą właśnie chwile wykorzystywało piekło. Na dzień dzisiejszy ze względu na waszego Anioła Głównego takie problemy rozwiązuje się bardzo szybko więc diabeł nie ma pola do popisu. Tyle mam do powiedzenia. Proszę was o zachowanie spokoju i cierpliwe czekanie.

Spełniliśmy  jej prośbę nie zadając pytań. Oschłość Aniołów nie zachęca do nawiązywania znajomości czy chociażby próby nawiązania kontaktu.
Przez cały tydzień trwamy w tej stęchłej sali gimnastycznej, którą opuścić możemy tylko i wyłącznie w samo południe, oczywiście jeśli pogoda jest słoneczna. W innym wypadku gnieciemy się w tłumie ludzi pożartych strachem.
Ja się nie boje, chociaż powinnam. Sytuacja nie prezentuje się zbyt ciekawie. Nowe Anioły wciąż przybywają na ziemie jednak ich liczebność ciągle się zmniejsza zamiast powiększać. Giną jeden po drugim, w takim tempie pod koniec miesiąca zostanie ich z dwudziestu. Obliczenia wykonywał mój sąsiad, który notorycznie usiłuje wciągnąć mnie w swoje ponure rozmowy.

Moją głowę zaprzątają myśli, które wydają się irracjonalne nawet dla mnie. Mianowicie zastanawiam się jak mogłabym im pomóc. Z pewnością jest jakiś sposób, tylko że nie zdążyłam go jeszcze odkryć.  

Noc zapadła szybko, zatrzymując nas wśród tych czterech ścian. Anioły opuściły naszą kryjówkę już jakąś godzinę temu, Rick który czuje się pokrzywdzony przez odsunięcie go od tak ważnych spraw zaszył się w kącie. Nie próbuje już nawet nas uspokajać, siedzi tylko cicho w swojej małej samotni i przygląda się swoim dłonią. Ostrożnie i uważnie aby nikogo nie skrzywdzić, podchodzę do niego, nie mogę patrzeć na to jak się zadręcza.

- Wszystko gra?- Pytam cicho.

- Nie.- Jego głos drży od gniewu jaki w sobie gromadzi.

- Wszystko się ułoży zobaczysz, ani się obejrzymy a wszystko wróci do normy. 

- Nie, Emily. Nic już nie wróci do normy. Nie widzisz tego? Nie mają szans na wygraną, nawet tutaj słyszę jak padają.

- Nie mów tak, poradzą sobie i musimy w to wierzyć.- Aż mnie ciarki przechodzą na jego słowa.

- Podziwiam twój optymizm, jednak on nie sprawi iż sytuacja będzie się prezentować inaczej, lepiej. Dobre myśli i wiara w innych nic nie pomoże.

- Jest tu jakaś Emily?- Donośny głos Anielicy rozbrzmiewa pośród szeptów pozostałych.- Mam przekazać, że Nick ją woła. Jeśli jest tu to niech podejdzie.

Biorę głęboki oddech zupełnie zaskoczona, jednak wstaje na drżących noga i idę do niej.

- Gdzie on jest?- Pytam usiłując mówić pewnym głosem, on jednak brzmi jak ton przestraszonego dziecka.

- Złap się mnie mocno. Zaprowadzę cię.

Dziwnie się czuje niemalże przytulając się do nieznanego Anioła. Fruniemy nad miasteczkiem, które nie wygląda tak jak je zapamiętałam. 

Widzę światło, jednak na niewiele się ono zdaje. Istot pojawia się coraz więcej, a na dodatek są coraz to potężniejsze. Walczący Anioł o czarnych skrzydłach stara się jak może lecz przeciwnik powala go jednym ciosem, pozostali napierają na niego aż ciszę przerywa jego krótki krzyk bólu. Bucha wielki płomień i po żywym Aniele zostaje tylko kupka popiołu, która opada wolno na chodnik. 

Moja przewodniczka przyśpiesza znacznie, do tego stopnia, że nie jestem w stanie rozróżnić kształtów, a zimny wiatr boleśnie rani mnie w oczy i znacznie chłodzi moją skórę. Ledwie udaje mi się złapać oddech. Niewyraźne, rozmazane plamy światła znikają, a do moich nozdrzy dociera świeży zapach lasu, który kiedyś tak uwielbiałam. 

Lądujemy miękko pośród liści, które targane podmuchem wiatru unoszą się wokół naszych stóp. 

- Ja już muszę wracać dostali się do szkoły. Ty idź cały czas prosto. Tylko się pośpiesz. Biegnij i się nie zatrzymuj.- Informuje i od razu wzbija się w powietrze.

Nie mogę się ruszyć zupełnie jakbym strata jej obecności wywołała paraliżujący strach. Tak pewnie jest, w końcu stoję sama w samym środku lasu, otacza mnie tylko ciemność. W mojej głowie pojawiają się obrazy istot, wyobraźnia podsyła mi obrazy, w których mnie atakują.

Adrenalina zaczyna krążyć w moich żyłach, dodaje mi sił. Biegnę więc wedle porad Anielicy.

Nie sprawdzam przed czym uciekają ptaki, nie próbuje sobie nawet wyobrazić co pojawia się za mną. Czuje na karku ich oddechy, nie wiem czy to możliwe, może umysł płata mi figle. 

Patrzę pod nogi bojąc się przewrócić. To sprawia iż w pierwszej chwili nie zauważam Nicka stojącego na środku polany. 

- Nick jak dobrze, że cię widzę.- Mówię pozwalając łzą spływać po moich policzkach.

Wyraz jego twarzy znacząco różni się od tej chłodnej maski, dostrzegam błyszczące od łez oczy i słaby uśmiech rozjaśniający jego twarz. Rzucam mu się w ramiona i niemal piszczę uszczęśliwiona kiedy czuje ciepło jego ciała i silne dłonie obejmujące mnie czuje.

- Iście słodki obrazek. Możemy jednak przejść do konkretów? Śpieszy mi się.- Drgam przerażona kiedy głos rozbrzmiewa za nami.

Nick sztywnieje i przygarnia mnie do siebie opiekuńczym gestem, widzę zaciskającą się szczękę i hardy wyraz twarzy.

Odwracam się i krzyczę z obrzydzenia i przerażenia. 

Tuż za nami stoi stwór, bo człowiekiem nazwać go nie można. Strasznie wysoki i mężny jakby od niechcenia opiera się o drzewo nie spuszczając z nas swoich czerwonych ślipi. Jego osmolona skóra wygląda na pokrytą bąblami, które przy każdym nawet najmniejszym ruchu pękają. Wylewa się z nich jakaś czarna ciecz, która po zetknięciu z ziemią pali rośliny.

- Już się pożegnaliście? Możemy przechodzić do rzeczy?- Mówi podchodząc do nas bliżej.

Nick zasłania mnie swoim ciałem i staje w bojowej pozie, gotowy w każdej chwili zaatakować przeciwnika.

- Dobrze ci radzę Aniołku, nie próbuj żadnych sztuczek. Dobiliśmy targu więc nie ma już odwrotu, a twoje próby na nic ci się już nie zdadzą. 

- Zmieniłem zdanie.- Odpowiada Nick nie spuszczając z oczu wroga.

- Na to już stanowczo za późno. Dziewczyna jest moja, a ty nie masz nic do gadania.

Anioł StróżWhere stories live. Discover now