27

263 16 0
                                    

Nick:

- Na pewno coś można zrobić Rick! Pomyśl do kurwy nędzy co!- Chowam twarz w dłonie i powstrzymuje chęć uderzenie Anioła, który patrzy na mnie ze współczuciem, od którego wściekłość i bezradność ponownie odbierają mi zdrowy rozsądek.

- Przykro mi Nick.- Podchodzi do mnie i kładzie mi dłoń na ramieniu. 

Ten gest zamiast mnie pokrzepić sprawia tylko, że mam jeszcze większą ochotę go zabić. Strząsam jego dłoń i chodzę w kółko. Próbuje zapanować nad chaosem, który zapanował w mojej głowie. Czuje, że odpowiedź na nurtujące mnie pytanie jest w zasięgu mojego wzroku, że sposób na wyciągnięcie Emily z piekła jest prosty. 

- Uspokój się i siadaj wreszcie. Od tego twojego chodzenia kręci mi się w głowie.

- Nie, dopóki nie wymyślimy jakiegoś sposobu.- Odpowiadam ze złością. 

- Nie ma sposobu Nick. Musisz przyjąć to do wiadomości. Emily już tam zostanie, nie uda nam sie jej wyciągnąć.

- Ale nie tam jest jej miejsce nie widzisz tego? Ona nic nie zrobiła, nie popełniła żadnej zbrodni do cholery. Jest czysta jak tylko może być, nikogo nawet nie skrzywdziła.

- To był jej wybór...

- Kurwa to nie był jej wybór tylko mój! To przeze mnie tam jest.

- Sama się na to zgodziła, przecież chciałeś walczyć. Ochronić ją, ona poszła tam dobrowolnie.

Uderzam mocno zaciśniętą pięścią w ścianę. Oddychając szybko i niespokojnie przyglądam się  wgnieceniu pobrudzonemu  moją krwią. Nie odczuwam już nawet bólu pulsującej ręki. Nie ma to dla mnie znaczenia, chce cierpieć najbardziej jak to możliwe ponieważ tylko wtedy mój umysł rozjaśnia się na tyle żebym mógł znaleźć sensowne rozwiązanie.

Oczyma wyobraźni widzę moją Em. Cierpiącą i słabą gdzieś pośród otchłani. Przerażona tkwi w miejscu, które jest dla mnie nieosiągalne.

- Nie myśl, że dostaniesz się do piekła.- Rick staje tuż za mną.

- Ale...

- Nie myśl o tym nawet. Chcesz popełnić czyn, z którego już się nie wykaraskasz.- Przerywa mi stanowczo.

- Ale ją znajdę.- Odwracam się do niego i patrzę mu prosto w oczy. Mierzymy się spojrzeniami, żaden z nas nie chce przegrać.

- I co ci to da? Oboje będziecie tkwić w piekle. Pewnie nawet nie pozwolą ci się z nią zobaczyć, albo wręcz przeciwnie będą kazali ci patrzeć jak cierpi.

- Przestań.- Osuwam się bezradnie na ziemie.

Moja głowa styka się z ubrudzonym dywanem w kolorze zgniłej zieleni. Obrzydliwy materiał nie dość, że jest nieprzyjemny dla oka to jeszcze bardzo szorstki. 

Rick klęka obok mnie i znowu kładzie dłoń na moim ramieniu. Tym razem jednak potrzebuje tego dotyku, muszę się uspokoić i pomyśleć o wszystkim trzeźwo, a nie ogarnięty wściekłością. Leże tak przy boku Głównego Anioła do zmierzchu. Powinienem teraz być przy siostrze, która jest zdruzgotana śmiercią rodziców. Ja sam powinienem przeżywać żałobę, jednak nie mogę. Jestem w stanie myśleć tylko o jednym, o Emily.

- Góra nie może pozwolić żeby ją tam trzymali.- Wypowiadam sennie.

- Możemy mieć nadzieje, ze coś z tym zrobią jednak nie liczyłbym na to. Nie będą chcieli wywoływać kolejnej wojny, która z pewnością by wybuchła po naruszeniu diabelskiej granicy.

- Muszę z nimi porozmawiać. Są mi coś winni, nie będą mogli mi odmówić.

- Nick...

- Nie. Przestań prawić mi swoje mądrości tylko mi pomóż.- Przerywam mu gwałtownie wstając.

Anioł StróżOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz