11

405 27 0
                                    

Nick:

Niesamowity, nie do pisania ból, który jest wszędzie, dosłownie w każdej komórce mojego ciała. Czuje maleńkie odnóża, które spacerują po moim ciele, chcę je zrzucić jednak nie mam miejsca na takie manewry. Nie mam pojęcia gdzie się znajduje, ciemność to wszystko co widzę, dłońmi dotykam chłodnego gładkiego drewna. 

Mój oddech przyśpiesza, zaczynam walić dłońmi w pudełko, w którym się znajduje.

Powoduje to jeszcze większy ból, płaczę i jęczę próbując się wydostać. 

Adrenalina i strach dodają mi nadludzkich sił, udaje mi się zrobić małą dziurę przez którą spada piasek. 

Uderzam dalej, psując konstrukcje, piasek zakrywa mnie już prawie całego. Jest wszędzie wpada mi do oczu, otwartej buzi, której nie mogę zamknąć, nosa. Ziemia sprawia, że ruchy stają się trudniejsze prawie nie możliwe.

Pewnie trafiłem do piekła i tak właśnie ma wyglądać cała wieczność, którą tu spędzę. Ironia losu popełniłem samobójstwo, a teraz walczę o przeżycie. 

Czuje, że muszę to zrobić, że nie mam innego wyjścia.

Staram się ignorować ten okropny ból i przedzieram się przez zbity piach.

Moja walka trwa całą wieczność, gubię gdzieś po drodze resztki siły i nadziei. Chcę się poddać, gdy moja dłoń przebija się przez taflę piasku. Czuje na niej powiew wiatru i wtedy dociera do mnie iż nie oddycham. No bo jak miałbym to robić pod ziemią? 

Zbieram siły do dalszej wędrówki, płacze z bólu i wycieńczenia.

Najgorsze już za mną, wydostałem się z trumny i udało mi się przebić na powierzchnie. Jeszcze chwila i mi się uda. 

Ból atakuje coraz bardziej, mam wrażenie jakby coś mnie zżerało od środka, jakbym wszędzie miał rany... 

Najbardziej jednak bolą mnie płuca, ból z minuty na minutę staje się nie do zniesienia. 

Prawie odpływam, gdy ktoś chwyta mnie za rękę i delikatnie ciągnie w górę. Nadzieja rozkwita we mnie jak piorun z jasnego nieba, ktoś mnie uratuje, pomoże mi się wydostać z tego piekła.

Czekam i czekam starając przetrwać ten okropny ból, ręka znika.

Frustracja jaka mnie ogarnia dodaje mi sił. 

Zaciskam dłoń w pięść, a następnie próbuje się czegoś chwycić aby się podciągnąć. Moja ręka jednak natrafia tylko na trawę więc próbuje się jakoś odepchnąć, wcisnąć w tą część piasku, która jest miękka. 

Na coraz to większych kawałkach ciała czuje ciepły przyjemy wiatr. 

Po rękach czas na głowę, następnie tors i całą resztę. 

Wszystko mnie boli i nie mogę powstrzymać łez i krzyku. Wypluwam piasek, wymiotuje piaskiem, nie mogę otworzyć oczu bo mam w nich pełno piasku...

Udaje mi się wydostać całego, padam na trawę i opadam z sił, ból przejmuje kontrolę nad moim ciałem. Nie mogę wykonać żadnego ruchu.

Czuje silne ręce, które łapią mnie i unoszą, nie mam pojęcia kim jest ta osoba ale jestem jej bardzo wdzięczny. 

Poczucie bezpieczeństwa jakie dają mi ramiona tej osoby jest nie do opisania, nawet gdy unoszę się w powietrzu i do moich uszu dociera jakiś dziwny dźwięk nie boje się. 

W ogóle nie czuje strachu, praktycznie nic nie czuje oprócz bólu i wdzięczności.

Chcę podziękować tej osobie lecz nie mogę, nie kontroluje własnego ciała. 

Chyba tracę przytomność ponieważ nagle zamiast ramion i dłoni czuje miękki materac, który delikatnie wygina się pod moim ciężarem. Jestem już zdolny do otworzenia oczu i wykonania jakiś małych powolnych ruchów. 

Pomieszczenie wygląda jak sala szpitalna, wszędzie stoją jakieś maszyny, ja sam jestem podłączony do dwóch, podali mi też kroplówkę. 

Zerkam na swoje ciało, wygląda tak samo jak je zapamiętałem, wszystko jest na swoim miejscu, no może oprócz mojej obecności. 

Nie wiem jakim cudem znowu znajduje się w swoim  ciele, nie mam pojęcia dlaczego żyje. 

- Halo?- Mój głos jest strasznie zachrypnięty, mówienie sprawia mi ból.

Słyszę jakiś głos, nie mogę rozróżnić słów.

Mija parę minut, masywne drzwi się otwierają i staje w nich mężczyzna około czterdziestoletni, niebieskooki brunet, wyglądałby przeciętnie gdyby nie wyrastające mu z pleców szare, duże, lśniące skrzydła. 

- Możesz mi to jakoś wytłumaczyć?- Pytam go i krzywię się z bólu.

- Co?- Podchodzi do mnie i siada na krześle.

- O nie wiem może przykładowo co ja tutaj robię do jasnej cholery?- Gdyby moje gardło mi pozwoliło pewnie bym to wykrzyczał.

- Nie powiedzieli ci ?- Zdziwienie z jakim to mówi wywołuje u mnie napad śmiechu.

- Czego mi nie powiedzieli?

- Dlaczego wróciłeś do świata żywych...

- Nic mi ten chuj nie powiedział, oprócz tego że obiecał mi że będzie mniej bolało...

- Dziwne... No cóż w takim razie przybliżę ci sprawę. Musiałeś jakoś przekonać do siebie tych u góry, nie wiem w jaki sposób, może najzwyczajniej w świecie się nad tobą ulitowali, a może będziesz miał jakiś wpływ na przyszłość ludzkości czy chociażby odmienisz życie jednej osobie.  Zostałeś odesłany na ziemie, dostałeś jakby drugą szansę. W sumie od ciebie zależy co z tym zrobisz, nie ma żadnych poleceń czy coś w tym stylu. Nick możesz żyć w miarę normalnie, wykorzystać swoje życie w pełni...

- W miarę? 

- Skrzydła z całą pewnością będą wyróżniać cię z tłumu...

Dopiero wtedy je zauważam, są koloru głębokiej czerni, delikatne jak jedwab... Są piękne i moje. Mam skrzydła, prawdziwe skrzydła, których mogę dotknąć, wyrastają z moich łopatek, są częścią mnie.

Kręci mi się w głowie, nie mogę nic z tego zrozumieć. Wszystko jest takie pogmatwane, nierzeczywiste, nieprawdopodobne... 

Czuje, że zaraz zemdleje, cały pokój wiruje, robi mi się nie dobrze. 

- Wiem co teraz czujesz, przechodziłem to samo. Ty jednak masz większego farta, bo ja wiem co robić w moim przypadku musiałem wszystkiego uczyć się zupełnie sam. Co prawda dostałem od nich trochę wskazówek ale to nie zmienia faktu, że byłem cztery razy bardziej przerażony od ciebie. A no i co najważniejsze ty odrodziłeś się po kilku miesiącach, masz dokąd i do kogo wracać, ja niestety nie miałem tyle szczęścia.

Wszystko zaczyna się coraz bardziej rozmazywać, Anioł siedzi tuż obok mnie jednak jego głos dochodzi do mnie przytłumiony, niewyraźny.

- Powiadomię twoją rodzinę, niedługo wracam.

Nie odpowiadam, odprowadzam go wzrokiem próbując utrzymać kontakt z rzeczywistością. 

Toczę następną ciężką walkę ze swoim organizmem tą niestety przegrywam.

Anioł StróżWhere stories live. Discover now