19

355 24 0
                                    

Nick:

Nie wiem dlaczego moja siostra ją tu zaprosiła, nie mam pojęcia czemu tak brutalnie chciała przypomnieć mi o jej istnieniu. Zupełnie o niej zapomniałem, zepchnąłem wspólne chwilę, wspomnienia w najdalszy i najciemniejszy kąt mojej podświadomości, zamknąłem ją w strefie, do której nigdy nie wracam.

Niestety wróciła, nie wiem na ile i po co, ale niezaprzeczalnym faktem jest to iż teraz jest w moim salonie. Ciekawi mnie czy poczuła to samo co ja kiedy mnie ujrzała, chciałbym aby tak było. Marzę o tym skrycie od sekundy, w której ją zobaczyłem. Chcę żeby cierpiała chociaż troszkę. Zdaje sobie sprawę iż to ta samolubna i egoistyczna ale najwidoczniej nierozłączna cząstka mnie jest okrutna, ponieważ zakładam że gdy dowiedziała się o moim samobójstwie czuła chociaż maleńki ból, lecz nie mogę pozbyć się tego pragnienia. 

Siadam na łóżku nie wiedząc co mam ze sobą zrobić, nie mogę zejść do dziewczyn ponieważ nie chce jej oglądać, nie mam siły się kłócić, a to w jej towarzystwie nieuniknione. 

Zerkam na szkicownik, szary rysunek powstającego anioła błaga mnie o dokończenie. Mój anioł, który nawiedza mnie co noc w snach. Wszystko za każdym razem przebiega tak samo. Stoję na cmentarzu, nie mam pojęcia jak się tam znalazłem ani co właściwie tam robię. Stoję tylko przy nagrobku, którego nie mogę rozczytać, a ziemia niespodziewanie drga. Jestem sam kiedy z gleby wyłania się ubrudzona dłoń, chociaż przed sekundą widziałem tam postać Ricka. Pomagam pisklęciu się wykuć, chwytam jego dłoń i lekko ciągnę ją ku górze i wtedy właśnie to się dzieje, a ja się budzę. Z nieba zaczynają spadać duże kawałki... Czegoś. Nie wiem co to jest, jeszcze tego nie rozgryzłem, wiem tylko że to coś jest mocno świecące i śnieżnobiałe. 

Zamykam szkicownik i wkładam go pod materac, nie chce aby dziewczyny go znalazły. Pewnie nie zaczęłyby zadawać pytań jednak wolę dmuchać na zimne. 

Kładę się na plecach, skrzydła dumnie wyciągam po bokach, czuje ulgę kiedy nie muszę ich kontrolować. 

Zamykam oczy choć wiem, że nie zasnę, nie kiedy ona tu jest. 

Staram się o niej nie myśleć, chociaż to trudne, uważam że nie zasługuje na moją uwagę... Nie no trochę przesadziłem, nawet nie trochę. Sam nie wiem czemu zacząłem ją nienawidzić, moje ludzkie wspomnienia zaczynają blaknąć, stają się mgliste. Coraz częściej łapie się na tym, że nie mogę sobie o czymś przypomnieć, słucham wspominek rodziny na temat naszego dzieciństwa i nie mam pojęcia o czym oni tak właściwie mówią.

Powstrzymuje krzyk kiedy przez moje ciało przechodzi faza nagłego bólu, coś jakby poraził mnie ktoś prądem. Siadam gwałtownie kiedy milion igieł zaczyna wbijać się w moją skórę. Serce przyśpiesza, a płuca palą żywym ogniem. Przypomina mi coś ten ból, czuje się zupełnie jak wtedy kiedy powstawałem ze zmarłych. 

Czy to znaczy, że umieram?

Łapie telefon leżący na szafce i drżącą dłonią wybieram numer Głównego Anioła.

- Nick mamy kolejne pisklę, potrzebna mi twoja pomoc.- Mówi na powitanie Rick.

- Słuchaj coś się ze mną dzieje...- Zaciskam zęby targany coraz to gwałtowniejszym bólem.

Nie mogę utrzymać komórki w dłoni, skrzydła mimowolnie wykręcają się pod nienaturalnymi kątami przysparzając mi dodatkowy ból. 

Upadam na podłogę, zwijam się w pół by po chwili ponownie się wyprostować. Klnę na tego u góry, który śmiał twierdzić, że nie będzie tak bolało, przeklinam Ricka który twierdził iż moje życie będzie mogło wyglądać całkowicie normalnie, podkreślam całkowicie nie licząc skrzydeł.

Anioł StróżWhere stories live. Discover now