23

264 19 0
                                    

Nick:

Moje żyły płoną ogniem, uczucie jest tak silne, że wręcz nie do wytrzymania. Ale nie to jest teraz ważne, to nie ma znaczenia. Udało mi się i tylko to się liczy, zdążyłem na czas.

Sam nie wiem jak to zrobiłem, usłyszałem krzyk i poczułem, że muszę jej pomóc. Nie byłem zaskoczony kiedy ujrzałem rudowłosą i tę niską dziewczynę, która nazywała mnie swoim bratem. Działałem instynktownie, byłem tak zdeterminowany aby nie stała im się krzywda, że nie zwracałem uwagi na ból czy liczebność wroga.

Ulga jaka spłynęła na mnie kiedy ostatnia istota została odesłana tam skąd przybyła, była wprost nie do opisania.

Teraz kiedy jestem już od nich oddalony, co zrobiłem niezwłocznie po upewnieniu się iż nic więcej im nie grozi, przynajmniej w danej chwili spłynęła na mnie obojętność.

Być może jestem z nimi połączony dlatego tak dziwnie czuje się w ich obecności, sam nie wiem...

- Hej ty!- Anioł o szarych skrzydłach zrównuje się ze mną.

Nie odpowiadam mu, staram się ignorować jego obecność z nadzieją iż odpuści i poleci w przeciwnym kierunku. Wzrokiem obserwuje opustoszałe ulice i nadsłuchuje czy nikt nie potrzebuje mojej pomocy.

Odbieram komunikat od jednego członka z mojej armii. Informuje mnie telepatycznie o powiększonej liczebności naszej grupy, oczywiście doskonale o tym wiem, jednakże nie mam zamiaru go o tym informować czy raczej przypominać. Strata czasu i nie potrzebne podkreślanie swojego stanowiska nic mi nie da, nie chce pokazywać im iż jestem lepszy, czy że mam nad nimi kontrole. Musimy współpracować jak równy z równym.

Dwójka Aniołów już zmierza aby mi pomóc. Istoty zaczynają atakować o wiele wcześniej niż z początku zakładaliśmy. Jesteśmy więc zmuszeni aby odpowiedzieć, likwidować ich skuteczniej niż do tej pory. Sam nie dałbym rady, jest ich zbyt wielu, lecz z małą pomocą śmiem sądzić czy raczej przypuszczać, stanie się to jak najbardziej możliwe.

- Nick. Nie wiem co się dzieje. Jako Główny Anioł powinienem przekazać jakieś informacje ludziom, którzy wpadają w panikę. Sam widzisz co się dzieje na ulicach.- Mój niechciany towarzysz ani myśli zmienić kierunku lotu.- Powiedz proszę co mamy robić...

- Zbierz jak największą ilość w jednym miejscu, niech wezmą tylko najpotrzebniejsze rzeczy.- Odpowiadam niechętnie i zniżam swój lot, gdy zauważam ruszający się cień.

Ląduje miękko i od razu zamykam małą czarną kulkę w żelaznym uścisku. Nieprzyjemne uczucia wracają, jednak trwają zdecydowanie krócej.

Rejestruje obecność Anioła tuż za sobą więc odwracam się i patrzę mu prosto w oczy.

- Na co czekasz?- Pytam widząc jak stoi bez ruchu.- Przecież dałem ci instrukcje, o które prosiłeś. Zacznij działać.

- Nick...

- Nie jestem Nick. Może kiedyś nim byłem ale to się zmieniło. Jestem Wybrańcem i tak masz się do mnie zwracać jak już musisz. Chociaż nie ukrywam, że wolałbym gdybyś w ogóle się do mnie nie zwracał.- Podchodzę do niego, przystaje w odległości dziesięciu centymetrów.

- Co się z tobą stało?- Pyta szeptem i odsuwa się nieznacznie.

Wymijam go widząc, że i tak nic nie uda mi się zdziałać. Dwójka pomocników ląduje tuż obok mnie. Przekazuje im polecenia i przez chwilę obserwuje jak ewakuują ludzi z ich domów.

Przerażeni zmierzają do szkoły, która wydawała mi się najlepszym pomysłem. Duża przestrzeń jeśli powynosić te wszystkie ławki. Drugim miejscem jest szpital, do którego zaczną ich przenosić jak tylko skończy się wolna  przestrzeń.

Ja sam pędzę po jak największą ilość latarek i lampek, które spełnią swoje zadanie. Potrzebne nam będą do oświetlenia nawet najmniejszego konta, tak aby istoty nie mogły wydostać się w tymczasowej kryjówce ludzi.

Znoszę tego całe mnóstwo, po chwili wracam po jak największą ilość baterii do latarek i taśmy, którymi poprzyklejam je do ścian. Przedłużacze i zapasowe żarówki również lądują w moim ekwipunku. Reszta zajmuje się gromadzeniem wody i zapasów jedzenia.

W między czasie oczywiście likwidujemy wrogów. Działamy mechanicznie pchani jakąś niewidzialną mocą, zupełnie jakby ktoś naładował nasze akumulatory i dodał nam nie znanej nam dotąd energii.

Wchodzę do przepełnionego pomieszczenia, gdzie panuje taki gwar iż ciężko rozróżnić pojedyncze słowa, a co dopiero zrozumieć ich sens.

Upierdliwy Anioł o szarych skrzydłach podchodzi do mnie bojowo nastawiony.

- Zamknąć się!- Krzyczę najgłośniej jak tylko mogę. Skutkuje, wszyscy milkną w pół słowa.

- Co dalej?- Blond włosa Anielica podchodzi do mnie gotowa do wykonania instrukcji.

- Zapanuj nad tym.- Gestem obejmuje całą sale.- Wytłumacz im co i jak. A ty idziesz ze mną. A i pozapalaj wszystkie światła robi się ciemno.

- A co z tymi co zostali skażeni?- Pyta miłym spokojnym głosem zupełnie bez emocji, chociaż odczucia zebranych muszą wywoływać istną rewolucję w jej wnętrzu.

- Niech tam zostaną.- Mówię i odchodzę.

Chłodny wiatr obwiewa moje nagrzane ciało, dodaje mi sił i pomaga zostawić za sobą uczucia.

Wraz z trzaśnięciem drzwi odcinam się od obowiązku sprawowania pieczy nad ludzkim gatunkiem zebranym w bezpiecznym miejscu. Teraz muszę myśleć o tych co zostali, a jest ich wielu. Większość nie zgodziła się opuścić domów z równych względów. Nie chcę wnikać w ich tok myślenia, zupełnie mnie to nie obchodzi. Przejmuje się jednak tym jak niby mam ich uchronić przed niebezpieczeństwem.

Cienie wyrastają z każdej strony. Nie są to już małe kulki, lecz ludzkie kształty podobne do tych, które zaatakowały dwie dziewczyny.
Z sekundy na sekundę pojawia się ich coraz to więcej, sytuacja prezentuje się niezbyt ciekawie, zresztą nie tylko tutaj.
Pozostali przekazują mi informacje, których wolałbym nie wiedzieć. Czuje jak giną Anioły, nasza armia zmiejsza się drastycznie, a wroga wzrasta.
Nie ma mowy o równych szansach. Wzdycham i ruszam, drogę wyznacza mi ludzki krzyk.
Docieram do domów, w których nic już nie mogę zrobić dla tych skażonych ludzi. Przynajmniej na ten moment. Mogę ich tylko związać i odciąć od innych aby istoty piekieł nie mogły uczynić zła ich rękoma.
Praca żmudna i męcząca. Działam metodycznie zabijam przeciwnika najszybciej jak potrafię.
Przez myśl przebiega mi pytanie, które nie powinno się tam pojawić. Czy to co właśnie robimy ma sens? Powinienem jako przywódca, a przede wszystkim Anioł wierzyć w pomyślność misji, jednak ja zaczyam wątpić.
Cienie pełzną do mnie omijając oświetlone miejsca. Wtedy wpadam na iście genialny pomysł.
Koncentruje się na jasności tak mocno, że po chwili blask wypływa ze mnie oświetlając wszystko dookoła mnie. Widze jak istoty uciekają w pośpiechu więc przekazuje tę wiadomość innym.
Rozpędzam się do lotu i frunę tuż nad ich głowami. Latam tak do świtu, obserwuje jak wysłannicy piekieł znikają z głośnym sykiem i śmierdzącym odorem.
Słońce pięknie oświetla ulicę, nadaje swym blaskiem iście bajkową scenerię. Nie symbolizuje jednak końca naszej pracy, czy chwili do wytchnienia.
Nadszedł bowiem czas na zajęcie się skażonymi. Praca jeszcze gorsza niż ta, którą wykonywaliśmy przez cały wieczór.
Szczerze mówiąc nie mam pojęcia jak wyciągnąć cienie z ludzkiego ciała, jak wyzwolić ludzi z wpływu jaki mają na nich te istoty.
Ból rozchodzący się od skrzydeł rozprzestrzenia  się po całym ciele,  sprawia iż upadam na szorstki chodnik.
Zwijam się z bólu, który na szczęście szybko mija. Zerkam na pióra i zauważam coś czego tam do tej pory nie było.
Czuje, że nie tylko ja dostąpiłem takiego zaszczytu.
Nasze pióra z czarnych zmieniły się w białe. Jak sądzę ma to być zachęta to wykonania poprawnie misji. Góra musiała wyczuć nasze zwątpienia, być może chcą nas przekonać do zmiany decyzji. Wcześniej mawiali iż osiągnięcie białych piór to znak dla nas o tym, że nasze grzechy zostały nam  odpuszczone. Miało to trwać zdecydowanie dłużej ale nie będę nażekać, im szybciej uwolnie się od świata żywych tym lepiej dla mnie.

Anioł StróżWhere stories live. Discover now