53.

1.2K 81 7
                                    


Zamknęłam za sobą drzwi pokoju i odetchnęłam z ulgą. Jak się spodziewałam, Damian nie dał mi spokoju. Od razu wycisnął ze mnie, jaki miałam czas, w jakim hotelu spałam i w co się ubierałam. Kochana gaduła, ale naprawdę nie miałam na to wszystko siły. Może gdybyśmy byli sami. Ale nie byliśmy.

Michał siedział w salonie i wydawał się samemu nie wiedzieć, co on tak właściwie tu robił. Spojrzałam w te znajome niebieskie oczy, szukając w nich... Nie wiedziałam, czego szukałam. Miłości? Tego się zrzekł. Radości? Nawet ja jej nie okazywałam. Może po prostu chciałam wiedzieć, czy przyszedł z własnej woli. Bo jeśli to sprawka Damiana, to przeliczył się, jeśli myślał, że się pogodzimy.

Rozstaliśmy się, nie pokłóciliśmy. Chociaż było to jednostronne zerwanie. Chociaż powód nie był mi znany. Chociaż wątpiłam sama, czy nasz związek mógł zostać w ogóle skończony. Nie było związku bez miłości. A przecież ja go kochałam. On mnie też, ale z jakiegoś powodu próbował udawać, że było inaczej.

- Wygrałam - powiedziałam, unosząc kąciki ust w górę.

Skoro tu był, to musiał tego chcieć. Nawet Damian nie zmusiłby go, by tu siedział i czekał na mój powrót. A skoro chciał, to niech się trochę pomęczy udawaniem, że już nic nas nie łączy. Nie zamierzałam mu niczego ułatwiać udawaniem, że wcale go tu nie było.

- Damian tylko o tym mówi. Chwalił się nawet trenerowi.

- Jakby go to miało interesować - parsknęłam.

- Interesowało. Nie tylko jego.

Potem wkroczył Damian z herbatą dla mnie i kanapkami. Wiedział, czego mi było trzeba.

Męczyłam ich opowieściami o podbitej Warszawie, nieco podkoloryzowanymi, bo prawda wiała nudą. Moje przesadne akcentowanie wyrazów powiedziało im, że zmyślam, ale jakoś nie kazali mi przestać. Więc nadal opowiadałam im bajki, które zamiast ich, to mnie ukołysały do snu. Kiedy po raz kolejny z rzędu musiałam przerwać, by ziewnąć, zakończyłam niezgłoszone zebranie i zamknęłam się u siebie.

*

Jeszcze wczoraj sądziłam, że odpuszczę sobie dzisiaj szkołę, ale kiedy się obudziłam w ten chłodny, ale o dziwo słoneczny, piątkowy ranek, zdecydowałam, że jednak pójdę. I tak nie miałam nic lepszego do roboty, a przynajmniej tam spotkam się z Idą. Musiałam ją wypytać o niedzielne spotkanie z rodzicami Kuby, bo do tej pory nie miałam jak. Cały czas miałam treningi, a Ida też cały dzień nie leżała. I tak nam zleciał cały tydzień, a ja nadal nic nie wiedziałam.

Czułam nie niezwykle rześko. Jakbym nareszcie się wyspała po tygodniu zarywania nocy. Miałam też dobry humor, ale to akurat dziwne nie było. Zjadłam śniadanie, spakowałam zeszyty i wyszłam na zewnątrz, owijając się szczelnie szalem, bo może i słońce świeciło, ale było nadal zimno.

Ledwo przekroczyłam próg, a ktoś uwiesił się na mojej szyi, prawie zbijając mnie z nóg. Ida, jak poznałam po jej śmiechu.

- A to za co? – zapytałam.

- Jak to za co? Wygrałaś! – krzyknęła, na co ludzie stojący na korytarzu, spojrzeli na nas krzywo.

- Wieści się szybko rozchodzą.

- Szczególnie jak pewien wuefista wpadł rano do szkoły, przechadzając się po korytarzach i śpiewając coś o małej brunetce, co podbiła wody Warszawy.

Wyobraziłam sobie tę scenkę. Konrad ze swoim raczej wątpliwym talentem do śpiewu, krzyczący na całą szkołę i zapewne wkurzający tym wszystkich nauczycieli. Parsknęłam śmiechem, a Ida mi zawtórowała.

Serca DekalogWhere stories live. Discover now