01.

2.7K 129 21
                                    


- Dłużej się nie dało? - zapytał, gdy tylko usadowiłam się na miejscu pasażera.

- Ćwiczę twoją cierpliwość. Powinieneś już to wiedzieć - uśmiechnęłam się do brata.

Damian. Mój kochany braciszek. I opiekun prawny. Chociaż od niedawna miałam skończone osiemnaście lat i mogłam się usamodzielnić.

Ale zacznijmy od początku.

Rodzice byli cudownymi ludźmi. A cudowni ludzie są potrzebni w niebie, wśród aniołów. I właśnie tam się udali, kiedy skończyłam czternaście lat. Wypadek samochodowy odebrał mi najważniejsze osoby w życiu, ale przeszłam już przez wszystkie etapy straty. Przeszłość zaakceptowałam, bo to przyszłość stoi przede mną otworem. Czasu cofnąć nie mogłam.

I nie wiem, czy chciałam.

Ich strata ukształtowała mnie jako człowieka. I chociaż wyrosłam już z dziecięcych fantazji i opowieści, wierzyłam, że oni nadal byli przy mnie. W moim sercu zawsze będzie miejsce specjalnie dla nich. I tam również przechowywałam całą swoją miłość do nich.

Damian był moim oparciem w tamtym czasie. Możecie sobie wyobrazić czternastoletnią dziewczynkę, której świat się zawalił w mgnieniu oka? To wyobraźcie sobie ledwo osiemnastoletniego chłopaka, który w prezencie z okazji rozpoczęcia dorosłego życia, dostał siostrę do opieki i rzut na głęboką wodę.

Podziwiałam go. Już wtedy, zaraz po ich śmierci. Bo robił wszystko, co mógł. Starał się jak nikt inny. Był przy mnie. A ja chciałam mu pomóc. Dlatego postanowiłam, że pozbieram się po tym ciosie. Postanowiłam, że wyjdę z tego lepsza, mocniejsza.

I teraz on również mnie podziwia.

Za dużo tego podziwiania w moim życiu, prawda?

Ale strata rodziców pogłębiła nasze więzi. Ja byłam dla niego. On był dla mnie. Nie sprawiałam kłopotów. Damian nie próbował mnie 'wychowywać'. Można powiedzieć, że zostawił mnie samej sobie, ale i tak ciągle był przy mnie.

Czy ktokolwiek jest w stanie to zrozumieć?

Bo ja nie rozumiałam. Nie rozumiałam swojego życia. Nie rozumiałam, jakim cudem oboje z Damianem wyszliśmy na ludzi. Nie rozumiałam jakim cudem oboje spełnialiśmy swoje marzenia. Ja w pływaniu, on w siatkówce. I wiodło nam się dobrze. A przecież tak niewiele brakowało, byśmy oboje stoczyli się na samo dno.

- Dzisiaj znowu rekord? - zapytał już z uśmiechem na ustach. Mówiłam, że tylko udawał.

- Konrad stwierdził, że niedługo pobiję rekord świata na naszym szkolnym basenie - zaśmiałam się. Nie brałam tych słów na poważnie. Nie teraz w głowie mi bicie rekordów. - Chyba ubolewał, że nie będzie przez to sławny.

- Zaproszę Ignaczaka z kamerą. On wszystko nagra i nie bój żaby. Siatkarski świat będzie ci bił pokłony.

Droczenie się z Damianem było na porządku dziennym. Nasza wersja rozmowy. I obojgu nam to pasowało.

- Mam do ciebie prośbę - zaczął niepewnie, utrzymując wzrok na drodze przed nami. Jakby bał się mojej reakcji. To ciekawe. - Bo Michała zaprosiłem dzisiaj na kolację. Nie chciałem, żeby znowu siedział sam, a odkąd pokłócił się z Zibim wyciągnięcie go z domu równa się z cudem.

- Wiesz, że Michał mi nie przeszkadza. W czym rzecz?

- No bo jest moja kolej na robienie kolacji, a sama wiesz, że w tym zakresie ograniczam się do kanapek i jajecznicy. Mogłabyś dziś wyjątkowo?

Serca DekalogOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz