08.

1.9K 100 13
                                    


Wtorek, a raczej jego początek, był moim najbardziej znienawidzonym dniem tygodnia. A to wszystko dlatego, że lekcje w szkole zaczynały się od dwóch godzin matematyki. I wcale nie chodziło o to, że nie radzę sobie z tym przedmiotem. Chodziło bardziej o nauczycielkę, która wyjątkowo mnie nie lubiła. Sama nie wiedziałam dlaczego, ale wiecznie jej coś we mnie nie pasowało. A to spóźniłam się z oddaniem pracy, za co ukarała mnie niższą oceną, choć oddawałam wcześniej niż niektórzy z klasy, a to stwierdziła, że zachowuję się niepoprawnie na lekcji i wpisała mi uwagę, choć ja chciałam tylko wytłumaczyć zadanie Idzie. Dlatego z całego serca nie znosiłam tej kobiety. Starałam się tego nie okazywać i pomimo tego, że ona była złośliwa dla mnie, ja zachowywałam się w stosunku do niej jak do każdego innego nauczyciela, czyli z odpowiednim szacunkiem i powagą.

Może było to dziwne. Ida nie raz mówiła mi, bym się jej w końcu postawiła. Ale nie miałam zamiaru tego robić. Bo Elżbieta Sawczyk właśnie tego chciała. Próbowała mnie sprowokować. Może chodziło o coś więcej? Chciała mieć powód, żeby mnie wywalić? Sama nie wiedziałam, ale taktyka, którą podjęłam była bezpieczną opcją. Poza tym miałam satysfakcję, wiedząc jej niedowierzające spojrzenie, kiedy po raz kolejny zaskoczyłam ją swoim opanowaniem. To dużo lepsze niż wykłócanie się o każde słowo.

Na szczęście lekcja minęła raczej bezproblemowo. Ignorowałam matematyczkę i robiłam swoje, a ona o dziwo dziś była niezwykle miła. Spojrzałyśmy na siebie z Idą wymownie, wychodząc z klasy na przerwę, a potem zaśmiałyśmy się. Zatrzymałam swoje spojrzenie trochę dłużej na jej twarzy. Miło było patrzeć na nią, gdy się nie smuciła. Przypomniałam sobie o rozmowie z Damianem i jego radzie. Chyba powinnam spróbować. Była możliwość, że Kuba nie połknie haczyku, ale trzeba było zaryzykować. Na szali stało szczęście mojej przyjaciółki.

Następne godziny lekcyjne zapowiadały się miło i spokojnie, więc szybko minęły. Wraz z ostatnim dzwonkiem pożegnałam się z Idą, która szła do domu, a sama ruszyłam do szatni. Chwilę trwało zanim się przebrałam, ale nigdzie mi się przecież nie spieszyło, a Konrad nigdy mnie nie ganił za guzdralstwo. Weszłam pod natrysk, by się pomoczyć, a potem ruszyłam na basen. Jak miałam już w zwyczaju, stanęłam z boku, by przez chwilę rozgrzewać mięśnie. Skupiłam się na ćwiczeniach, nie zauważając, że na prowizorycznych trybunach siedzą dwie osoby, zajęte rozmową. Dopiero, gdy jedna z nich zawołała moje imię, spojrzałam w tamtym kierunku. Spojrzałam i za zdziwienia aż musiałam przetrzeć oczy.

Razem z moim trenerem gawędził sobie Michał. Nie miałam pojęcia, co siatkarz miałby tutaj robić, więc od razu założyłam, że coś się stało. Nigdy wcześniej nie przychodził na mój trening. Podeszłam do nich szybko.

- Co się stało? – zapytała ledwo do nich doszłam. Obaj popatrzyli najpierw na mnie dziwnie, a potem na siebie.

- Ale że co? – Kubiak wyglądał, jakby naprawdę nie wiedział, o co mi chodziło.

- Coś z Damianem? – dopytywałam nadal, coraz bardziej się nakręcając, choć tak właściwie nie miałam do tego żadnych podstaw.

- Z Damianem? Wszystko z nim w porządku. Chyba, że chodzi ci o to, że w końcu wygarnął te resztki odwagi z pięt i zaprosił Martę do siebie na kolację – zaśmiał się pod nosem, a ja do niego dołączyłam, bo co tu ukrywać, jeśli chodziło o dziewczyny, to mój brat zdecydowanie był nieśmiały.

- Ah, czyli ponownie zrobił z ciebie mojego szofera? – domyśliłam się w końcu.

- Tak jakby. Kazał mi cię nakarmić i wziąć pod swoje skrzydła, dopóki jego randka nie opuści waszego mieszkania – poinformował mnie.

Serca DekalogWhere stories live. Discover now