48.

1.3K 77 1
                                    

W sobotę po treningu skorzystałam z tego, że Damian zaprosił do nas Martę i właśnie siedział z nią u siebie, i postanowiłam pojechać na zakupy bez niego, wiszącego mi nad głową i jęczącego, że chce do domu. Samochód stał zupełnie nieużywany, więc postanowiłam go pożyczyć. Oczywiście najpierw zapytałam się brata, czy nie mają z Martą żadnych planów. Głupio byłoby zepsuć im randkę. Dostałam do ręki dokumenty, kluczyki i pieniądze i zostałam wręcz wypchnięta za drzwi. No, nie dosłownie, ale odniosłam wrażenie, że Damian chce się mnie jak najszybciej pozbyć.

Przechadzanie się między sklepowymi półkami dziwnie mnie relaksowało. Samotne zakupy to chyba najlepsza rzecz pod słońcem. Żadnych rąk ciągnących cię w zupełnie inną stronę niż sama byś chciała, żadnego jęczenia, żadnych ograniczeń. Po prostu spacerowałam z wózkiem między regałami i wrzucałam do niego wszystko, co potrzebowałam. Nie zwracałam uwagi na innych ludzi. Jednak nie raz mijałam się z matką z dziećmi, która denerwowała się ilekroć któraś z jej pociech sięgała po coś do półki. Samotne zakupy to jednak wybawienie.

- Cześć, Sabina.

No i po mojej ciszy i spokoju.

Odwróciłam się, nie od razu rozpoznając, do kogo należy głos. Zbigniew Bartman stał za mną, uśmiechając się miło, jakbyśmy co najmniej byli przyjaciółmi. Jego sklepowy wózek był prawie pełny, więc miałam nadzieję, że tylko się przywita i pójdzie do kasy.

- Cześć, Zbyszek – próbowałam odwzajemnić uśmiech, żeby nie dać po sobie poznać, jak bardzo zirytowała mnie sama jego obecność, ale chyba wyszedł mi bardziej grymas. Nie skomentował tego. Ruszyłam dalej, spodziewając się, że teraz rozejdziemy się w dwie różne strony. Pomyliłam się. Zbyszek zrównał swój krok z moim i najwyraźniej nie miał zamiaru mnie opuszczać.

- Co przygnało cię tutaj w ten sobotni wieczór? – zapytał z udawanym zainteresowaniem. Udawanym, bo naprawdę nie sądziłam, by chciał słuchać wywodów na temat lodówki, w której pozostało już tylko światło.

- Wierz mi lub nie, ale przyjechałam tutaj z własnej woli – odpowiedziałam. Nie siliłam się na miły ton.

- Nie widzę nikogo, kto miałby cię tu siłą zaciągnąć, więc chyba ci wierzę – zaśmiał się, jakby było w tym cokolwiek śmiesznego.

Milczałam. Nie znałam tematu, jaki mogłabym poruszyć w rozmowie z siatkarzem. Tym bardziej, że nie potrafiłam rozmawiać z nim na błahe tematy, wiedząc, że jest osobą numer jeden na zaktualizowanej liście czarnych charakterów Michała. W ogóle nie potrafiłam z nim rozmawiać. Jego uśmiech był zbyt szeroki, by można go uznać za miły. Jego śmiech zbyt ochrypły. A poczucie humoru pozostawało dla mnie kompletnie zakodowane. Nie umiałam rozszyfrować jego intencji, więc dałam sobie spokój z byciem miłą. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać i nic nie obchodziło mnie, że okazywałam to w bardzo ostentacyjny sposób.

- Jak ci się układa z Michałem?

Takiego pytania się nie spodziewałam. Aż zatrzymałam się, by spojrzeć prosto w oczy Bartmana z widoczną niechęcią. Nie zrobiło to na nim wrażenia.

- To nie jest twoja sprawa – rzuciłam ostro.

Uniósł dłonie do góry na znak kapitulacji. Nie podobało mi się to niespodziewane spotkanie. Nie podobała mi się ciekawość Bartmana i nagłe zainteresowanie moją osobą. W zeszłym sezonie, kiedy jeszcze grał w jastrzębskim, nie mieliśmy dobrych kontaktów. Właściwie w ogóle ich nie mieliśmy. Mijaliśmy się od czasu do czasu, czasem się witając skinieniem głowy, czasem w ogóle się nie zauważając. A teraz wraca, skłócony z Kubiakiem, i interesuje się tym, co nie powinno go obchodzić.

Serca DekalogOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz